REKLAMA

Uroczy, wyluzowany i zakochany w latach 90. "To nie wypanda" Pixara to idealny film, żeby odetchnąć

Studio Disney/Pixar zaliczyło w ostatnich latach kilka sporych wpadek i zdecydowanie słabszych filmów. Na szczęście wypuszczona dzisiaj w polskich kinach "To nie wypanda" stanowi wyraźny powrót do formy. Nie jest to szczególnie ambitny film, ale właśnie to jest w nim najlepsze. To bardzo uniwersalna, wyluzowana i pełna życia opowieść o trudach dorastania.

to nie wypanda recenzja film pixar
REKLAMA

"To nie wypanda" trafia do polskich kin w samym środku wielkiej afery powiązanej na równi z Disneyem i Pixarem. Pracownicy studia należący do środowiska LGBT+ i ich sprzymierzeńcy ujawnili w specjalnym oświadczeniu, że szefowie wytwórni przez lata cenzurowali i wycinali wszelkie wątki powiązane z nieheteronormatywnością. Rzuca to nieco niezręczne światło na "To nie wypanda", ponieważ mamy tutaj do czynienia z tytułem w jakimś sensie rewolucyjnym. Po pierwszy w historii Pixara ekipa kreatywna odpowiedzialna za pełnometrażowy film składała się w całości z kobiet.

Można się oczywiście zastanawiać, na ile wszystkie te zakulisowe działania miały wpływ na ostateczny kształt "To nie wypanda". Nie przeceniałbym jednak znaczenia obu przytoczonych powyżej faktów. Ostatecznie to sam film musi się obronić własnymi siłami. Gdybyśmy mieli do czynienia z nieudaną czy też nijaką produkcją, to nikt nie byłby przecież zainteresowany tożsamością animatorek i scenarzystek. W katalogu Pixara z ostatnich lat nie brakowało zaś tytułów idealnie pasujących właśnie do takiej kategorii. "Naprzód" z 2020 roku oraz "Co w duszy gra" i "Luca" z 2021 to wszystko produkcje okropnie przeciętne. Daleki od dawnej formy studia odpowiedzialnego za "Toy Story" i "Gdzie jest Nemo".

REKLAMA

W "To nie wypanda" przede wszystkim szukałem więc dawnej świeżości. I na szczęście Pixar mnie nie zawiódł - recenzja:

Już od pierwszych minut seansu "To nie wypanda" widać jak bardzo każdy poszczególny element filmu służy jednemu wspólnemu celowi. Wszystko od fabuły, przez stronę wizualną, bohaterów i muzykę, aż po styl animacji zostaje przez reżyserkę Domee Shi podporządkowane temu, by opowiedzieć jak najbardziej autentyczną historię o młodych nastolatkach dorastających na początku XXI wieku. Główną bohaterką filmu jest 13-letnia Meilin "Mei" Lee, mieszkająca w Toronto Kanadyjka o chińskich korzeniach. Dziewczynka jest typową przedstawicielką swojego pokolenia. Grzeczną wobec swoich rodziców, pilną i ambitną w szkole, a także totalnie zwariowaną w towarzystwie najbliższych przyjaciółek.

To nie wypanda recenzja filmu

Osoby dorastające na przełomie wieków z miejsca rozpoznają tutaj wszystkie znajome symptomy towarzyskiego życia i popkulturowego szaleństwa, które w tamtych latach zaprzątało głowy nastolatek. Na czele z miłością do wymuskanych boysbandów i wzdychaniem do starszego chłopaka z sąsiedztwa. Jak da się zauważyć z powyższego opisu, "To nie wypanda" zdecydowanie nie jest filmem epickim czy prezentującym jakąś wyjątkowo ambitną historię. Domee Shi i jej współscenarzystka Julia Cho stawiają tutaj w pierwszej kolejności na coś znajomego, bliskiego naszym wspomnieniom i w dużej mierze wyluzowanego.

Nie oznacza to oczywiście, że Pixar stworzył produkcję pozbawioną ważkich tematów i szczypty niezwykłości. Do tego amerykańskie studio jest (na szczęście) absolutnie niezdolne. W "To nie wypanda" emocjonalną podstawę całej historii stanowi relacja między Meilin i jej równie kochającą, co wymagającą matką. Nie jest trudno zauważyć, że emanująca z otwierającej sceny pewność siebie i buntowniczość Mei to w dużej mierze gra pozorów. W rzeczywistości dziewczynka zrobiłaby wszystko, żeby tylko zrobić wrażenie na opiekującej się najstarszą świątynią w Toronto Ming Lee.

Relacja obu bohaterek zmienia się, gdy Mei Lee pewnej nocy przeistacza się w olbrzymią pandę czerwoną.

Nie chcę tutaj zdradzać wszystkich szczegółów magicznej klątwy, która zmusza główną bohaterkę do zamiany w pandę za każdym razem, gdy odczuwa silne emocje. Powiem tylko, że rozwiązanie zagadki kryje się w przeszłości rodziny Lee i rzuca cień na dalsze relacje matki z córką. "To nie wypanda" jest bowiem filmem poświęconym w dużej mierze poszukiwaniu własnej drogi, odkrywaniu siebie i zmieniającemu się układowi sił między rodzicami a dorastającymi dziećmi.

Twórczynie produkcji nie uciekają od takich tematów jak pierwsza miesiączka, nabierający kształtu popęd seksualny czy napędzane hormonami wybuchy złości. Jednocześnie w żadnym momencie nie odbiegają zbyt daleko od bardzo zwyczajnego, by nie powiedzieć dosyć głupiutkiego nastroju całości. Stawka nie jest tutaj postawiona zbyt wysoko, bo zamiast ratowania świata celem jest wyjście na koncert ulubionego boysbandu. W podejściu autorek "To nie wypanda" jest jednak coś tak świeżego i autentycznego, że naprawdę trudno nie uśmiechnąć się, widząc nastoletnie problemy Meilin Lee.

"To nie wypanda" traci trochę przez bardzo oczywiste zakończenie, ale i tak jest najlepszym filmem Pixara od czasu "Toy Story 4".

Mam coraz bardziej poważne wątpliwości, czy wrzucanie szczęśliwego zakończenia do każdego filmu dla dzieci nie jest mimo wszystko szkodliwe dla tego gatunku. "Toy Story 4" i "Coco" to najlepsze filmy Disney/Pixar w ostatniej dekadzie, również dlatego że mogą się pochwalić dosyć słodko-gorzkimi finałami. W "To nie wypanda" dostajemy z kolei zakończenie, które da się przewidzieć po kilkunastu minutach seansu.

REKLAMA

Cały film jest pełen życia, niezwykłej świeżości i energii, ale ostatni akt idzie grzecznie według schematu typowego dla tego typu dzieł. Nie zrozumcie mnie źle, relacja między Mei i jej matką potrafi poruszyć serce. Niestety, na koniec wszystkie elementy fabularnej układanki tak zgrabnie łączą się w widziany już dziesiątki razy schemat, że trudno nie poczuć pewnego rozczarowania. Nie mogę natomiast powiedzieć, żebym przy "To nie wypanda" bawił się źle. Wręcz przeciwnie, taka niewymagająca, szczera i pod pewnymi względami znajoma historia stanowić będzie dobre remedium na te trudne i nieprzewidywalne czasy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA