REKLAMA

Lubisz „Yellowstone”? Jeśli tak, to musisz zobaczyć inny serial jego twórcy. Jest bezwzględny

Produkcja „Yellowstone” skradła serca widzów. Jeszcze niedawno wiele osób śledziło każdą nowinkę czy ciekawostkę dotyczącą serialu. Apetyty niektórych fanów aż ciężko było zaspokoić. Jeżeli do nich należycie, to mamy dobrą wiadomość. Taylor Sheridan, twórca „Yellowstone”, w międzyczasie wykreował kolejny tytuł - „Special Ops: Lioness" dostępny na platformie SkyShowtime.

Special Ops: Lioness, serial twórcy Yellowstone, SkyShowtime, recenzja, co obejrzeć
REKLAMA

„Special Ops: Lioness” na pierwszy rzut oka w ogóle nie przypomina „Yellowstone”. To jednak jedynie pozory, gdyż te dwie produkcje łączy co najmniej kilka wspólnych cech, są one po prostu ukryte nieco głębiej. Chodzi przede wszystkim o wszechobecną bezwzględność, stawianie na swoim i bezkompromisowość. Oczywiście światy przedstawione znacznie się od siebie różnią. Akcja serialu „Yellowstone” rozgrywa się w dzikiej Montanie. Tutaj każdy liczy na to, że uda mu się zdobyć chociaż fragment cennej ziemi. Z kolei rodzina Duttonów za wszelką cenę chce bronić tego, co do nich należy. „Special Ops: Lioness” zabiera widzów zupełnie gdzie indziej. Prezentuje brutalny świat tajnej jednostki CIA. Co warto zaznaczyć, tutaj władza leży w rękach kobiet. To właśnie one muszą podejmować ciężkie decyzje i mierzyć się z ich tragicznymi konsekwencjami. Nie ma miejsca i czasu na żadne kompromisy. Chyba że życie jednostki przestaje już być tak wielce istotne.

REKLAMA

Special Ops: Lioness – o czym jest serial twórcy Yellowstone

Produkcja „Special Ops: Lioness” skupia się na losach Cruz Manuelos (Laysla De Oliveira), młodej kobiety, która w życiu nigdy nie miała łatwo. Nie posiada żadnej rodziny, jest uzależniona od toksycznych znajomych oraz nie ma praktycznie żadnych oszczędności. Mimo złych warunków robi wszystko, aby wyjść na prostą. Tego zadania nie ułatwia jej agresywny partner, a w zasadzie oprawca. Pewnego dnia dotkliwie ją bije, ponieważ obraziła ona jedną ze znajdujących się w mieszkaniu kobiet. Cruz ma tego dosyć. Ogłusza mężczyznę za pomocą złapanego po drodze garnka i ucieka. W ostatniej chwili udaje jej się ukryć w pewnym lokalu. Okazuje się, że pomocy udzielił jej żołnierz marines. Ta chwila uświadamia dziewczynie, że już nigdy nie chce być ofiarą. Pragnie nie zemsty, a zwyczajnie siły i sprytu, by móc bronić nie tylko siebie, ale też innych słabszych. Wstępuje do wojska, a osiągane przez nią wyniki są niezwykle imponujące. Doskonale radzi sobie zarówno w zadaniach fizycznych, jak i umysłowych. Po dłuższym czasie zostaje zwerbowana do zespołu Lioness Engagement. Staje się tajną agentką, która ma pomóc w zniszczeniu od wewnątrz organizacji terrorystycznej.

Jej bezpośrednią przełożoną jest Joe (Zoe Saldaña). Kobieta jest w zespole odpowiedzialna za życie każdego żołnierza. To ona musi podejmować ciężkie decyzje i być gotowa na ewentualne ich konsekwencje. Żyje w świecie pozbawionym skrupułów, więc sama również ich nie posiada. Liczy się przede wszystkim osiągnięcie celu misji. Chce pozbyć się niebezpiecznych zamachowców, zanim zaatakują po raz kolejny. Joe ma rodzinę, ale widuje się z nią stosunkowo rzadko. Jej mąż wie, czym zajmuje się żona, ale sam nie ma łatwego zawodu. W swojej pracy często musi informować rodziców o tym, że ich kilkuletnie dziecko niedługo umrze, ponieważ wykrył u niego nieuleczalnego raka. Starsza córka żołnierki przechodzi z kolei okres dojrzewania. Jest nerwowa, buzują w niej emocje. Sprawia wiele problemów, a to wiecznie zapracowanym i zestresowanym rodzicom jest nie na rękę. Joe musi więc być wiecznie skupiona oraz czujna. Wie, jak ogromna odpowiedzialność spoczywa na jej barkach. W tym serialu nikt nie ma czasu na odpoczynek – zarówno bohaterowie, jak i sami widzowie.

Zwiastun serialu Special Ops: Lioness, dostępnego na platformie SkyShowtime

„Special Ops: Lioness” to serial pozbawiony empatii, brutalny i niezdrowo wciągający

Jedno zdanie musi paść już na wstępie. „Special Ops: Lioness” to produkcja bezwzględna, momentami wręcz pozbawiona jakichkolwiek ludzkich odruchów. To działa oczywiście na jej korzyść, ale sprawia również, że nie wszyscy przekonają się do niej od razu. To, co w ludzkim gatunku złe, znajduje swoje odzwierciedlenie właśnie w tym tytule. Tutaj nikt nie zastanawia się nad tym, czy życie jednostki jest w ogóle coś warte. Jest to widoczne już tak naprawdę w początkowych kilku minutach pierwszego epizodu. Serial „Special Ops: Lioness” ma również stosunkowo mało wspólnego z trzymającą w napięciu, dynamiczną akcją, rodem z filmowych klasyków. Rzadko kiedy pada jakikolwiek strzał, żołnierze nie biegają na lewo i prawo, o bohaterskich czynach tym bardziej można zapomnieć. Tutaj toczy się strategiczna gra, a wrogowie są silni oraz nieprzewidywalni. Zamachowców można pokonać jedynie przez wniknięcie w ich szeregi i zniszczenie grupy od środka. Paradoksalnie jest to bardziej brutalne, niż jakiekolwiek starcie na otwartym polu bitwy. Przede wszystkim cierpi psychika, a to jest o wiele gorsze od fizycznych ran.

„Special Ops: Lioness” nie bierze jeńców. Można, zresztą słusznie, odnieść wrażenie, że każde zdanie, które pada w tym serialu, jest niezwykle istotne dla fabuły. Szczególnie, gdy nie miało się wcześniej żadnej styczności z tematyką działalności CIA. Tutaj każdą zasadę da się złamać i dodatkowo całkiem „logicznie” to uzasadnić. Tytuł ten sam w sobie jest też bardzo dynamiczny. Lepiej nie mrugać, jeżeli chce się uważnie śledzić wydarzenia na ekranie. Dzięki temu zabiegowi robi się też ogólnie bardziej poważnie. Zdecydowanie czuć, jak dużo ta produkcja waży. Mowa tutaj oczywiście, jak wcześniej, o ciężarze psychicznym. Chwilami aż ciężko jest wziąć głębszy oddech. Nic zresztą dziwnego, gdyż sceny przesłuchań lub brutalnie przeprowadzanych treningów potrafią przytłaczać. Atmosfera jest tak gęsta, jak na początku serialu „Yellowstone”, aczkolwiek jest to zupełnie inny rodzaj duchoty. Podczas seansu „Special Ops: Lioness” widz może się wręcz poczuć źle, że komukolwiek w jakikolwiek sposób kibicuje.

Nie jest to dla oglądających przeprawa łatwa, ale też ogromnie satysfakcjonująca. W szczególności biorąc pod uwagę fakt, że pomysł na fabułę opiera się na prawdziwym programie CIA. Napięcie jest odczuwalne praktycznie przez cały czas. Mnogość poruszonych wątków również sprawia, że tempo nie zwalnia ani na sekundę. Jestem przekonana, że gdyby ta produkcja przybrała formę filmu, to nigdy nie byłaby aż tak udana. Bardzo dużo daje jej epizodyczność. Jeżeli byliście zachwyceni tym, jaki wpływ miało na was „Yellowstone”, to gwarantuję, że „Special Ops: Lioness” również się nie zawiedziecie. Nie jest to oczywiście propozycja dla każdego, gdyż wymaga nie tylko nerwów ze stali, ale też chwilowego wyłączenia odczuwania empatii. Jednakże zdecydowanie warto odłożyć emocje na bok i oddać się w pełni temu bezwzględnemu, antyludzkiemu światu.

Serial „Special Ops: Lioness” można obejrzeć na platformie SkyShowtime.

REKLAMA

Więcej o produkcjach dostępnych na SkyShowtime, czytaj na łamach Spider's Web.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA