Jeszcze nie ostygliśmy po udanej premierze "Nimfomanki cz. 1" Larsa von Triera, a już szykuje się kolejny obraz, który zwalić może nas z nóg. 17 stycznia na ekrany polskich kin wejdzie nowy film Smarzowskiego, "Pod Mocnym Aniołem". Film oparty jest na powieści Jerzego Pilcha o tym samym tytule (Literacka Nagroda NIKE w 2001 roku). Wybór książki i autora do adaptacji filmowej wydaje się być idealny - wódka, smutek i próba naprawienia życia to tematy, które absorbują obu panów.
Film opowiada o mężczyźnie imieniem Jerzy, który jest pisarzem i alkoholikiem. Jerzy poznaje kobietę i jak to często w takich sytuacjach bywa, zaczyna wierzyć, że może zmienić swoje gorzkie pijackie życie na lepsze. Ten obraz jest więc o przemianie, jest studium człowieka uzależnionego. Co z tego wyniknie? Znając Smarzowskiego, będzie przykro, brudno, śmieszno-strasznie i upiornie, a na końcu ktoś zginie, sprzedając się uprzednio za jakieś marne grosze. Cała Polska na to czeka, czekam więc i ja.
Czy "Pod Mocnym Aniołem" powtórzy sukces "Drogówki"? Jestem pewna, że rodacy nie zawiodą. Lubimy grzebać się w brudnych odmętach naszego prawdziwego "ja". Lubimy jak cuchnie, dlatego bez wątpienia sale kinowe powinny być pełne. Zresztą w "Pod Mocnym Aniołem", jak i w innych filmach Smarzowskiego, gra cała plejada gwiazd, którym reżyser zawsze robi miejsce w swoich produkcjach. Zobaczymy zatem Więckiewicza (rola pierwszoplanowa), Jakubika, Preis, Dziędziela, Lubosa, Dorocińskiego i Wabicha. Czas więc na kolejny najbardziej depresyjny film na świecie. Na drugą nóżkę.