EA Sports nie byłoby sobą, gdyby nie wydało kolejnej edycji swojej piłki z okazji Mistrzostw Europy. Znów czekają nas emocje, piękne bramki i niesamowite mecze trzymające w napięciu do ostatniej minuty. "Znów" znaczy najwcześniej w kolejnej edycji UEFY Euro, o ile mistrzostwa w Polsce i na Ukrainie się odbędą... Dla wielbicieli piłki nożnej ta edycja to ponoć "must have". Nic bardziej mylnego.
Tak na początek abstrahując od tematu: Jestem ciekaw, kiedy pojawią się na rynku takie gry jak "NHL World Cup" czy "NBA Euro Cup". Przecież dwie "piłki" na rok to za mało… Wiem, że i tak kopie tej gry znikną z półek w ekspresowym tempie. Wiadomo, reklama w dzisiejszych czasach to podstawa dobrej sprzedaży. Wybaczcie, ale nóż mi się w kieszeni otwiera, kiedy grając w UEFA EURO 2008 uświadamiam sobie, że przecież to wszystko już gdzieś widziałem. Owszem, są zmiany, ale robione na szybko i nie wnoszące nic do struktury gry. Czyli FIFA w nowym wydaniu. I za to po raz kolejny żąda się prawie 100 polskich złotych. Norma.
Ale po kolei. W grze znajdziemy aż 53 reprezentacje narodowe. Możemy zacząć grę od eliminacji, w których czeka na nas 14 meczy. Jeśli szczęśliwie przebrniemy przez ten szczebel rozgrywek, czekają na nas finały ME. Jeżeli dojdziemy do finału, zagramy 6 spotkań. 14+6=20. Prosty z tego wniosek: to produkcja na kilka niezbyt długich wieczorów. Owszem, po zakończeniu zawodów jedną drużyną można wybrać inną, ale ile można grać w jedno i to samo? Jest jeszcze opcja rozpoczęcia rozgrywki od właściwego turnieju, do którego po raz pierwszy naszą reprezentacją nie trzeba się kwalifikować, bo jak wiadomo "Orły Beenhakkera" wywalczyły awans.
Elektronicy najwyraźniej zrozumieli, że za mało tu atrakcji, więc dorzucili kolejne. I tak oto jesteśmy uraczeni ekstra-nudnym trybem pt. Zostań kapitanem, w którym kierujemy jednym zawodnikiem. EA usilnie promuje znany z FIFY tryb Be a Pro, tylko szkoda, że nie wie, jak on jest bezsensowny. Ciekawe kogo cieszy bieganie jednym zawodnikiem po całym boisku i samodzielne kreowanie sobie sytuacji podbramkowych. Kolejnym pomysłem mającym wypełnić luki w grze są wyzwania, dzięki którym odblokowujemy filmiki z bramkami z ME (trwające co prawda 30 sekund, ale zawsze coś…) i naklejki z podobiznami zawodników. Aby je zdobyć walczymy z innymi reprezentacjami w rzutach karnych, meczach czy kierując jednym zawodnikiem w nieszczęsnym trybie kapitańskim. Czyli odgrzewane kotlety. Mnogość i różnorodność trybów gry zakrawa na śmierć.
Przejdźmy teraz do samej rozgrywki. Ta w ogóle nie zmieniła się od czasów FIFY 08, co nie znaczy, że jest zła. Czasami można nawet czerpać przyjemność z meczu. Wiadomo, najbardziej cieszymy się ze strzelonych bramek, a w tej grze to nie jest duża sztuka. Tutaj dopiero strzelenie trzech goli na poziomie klasy światowej to jako taka trudność. Hokejowych wyników nie spotkamy, chyba że gra się przykładowo Hiszpanią z San Marino. Tu każdy rezultat jest możliwy. Niestety bugi jak były, tak są. Dalej piłka "dziurawi" siatkę, dalej zawodnicy wzajemnie przenikają przez siebie. "Cieszynki" po strzelonych bramkach w ogóle się nie zmieniły. Wciąż są to te same animacje. Również sędziowie stanęli w rozwoju. Jak widać, twórcy również.
Grafika jest już lekko przestarzała. Publiczność to płaska, migająca tapeta. Areny zmagań finalistów ME są dobrze odwzorowane, ale już stadiony Andory czy innych "potęg" są robione "na pałę". Po prostu są identyczne. Gra jest ponoć w pełni licencjonowana przez UEFA. Tylko dlaczego po raz wtóry widzę tą samą facjatę obrazującą piłkarza zarówno z Polski, jak i Belgii? A to tylko przykład, bo twarze zawodników i ich ogólny wygląd powtarzają się kilkadziesiąt razy w różnorakich reprezentacjach. Najbardziej zdenerwował mnie jednak jeden mankament, o którym pewnie bym się nie dowiedział, gdyby nie czysty przypadek. Pech chciał, że przeprowadziłem losowanie grup Euro 2008 i trafiłem między innymi na Holandię. Pytanie za 100 złotych: W jakim klubie gra zawodnik o nazwisku Zeeberg? Nie wiecie? A Kleyhans? De Noteboom? No właśnie. Nie wiem co jest przyczyną, że Holendrzy nie mają w UEFA EURO 2008 swojego składu, lecz wyobrażam sobie niezadowolonego niderlandzkiego kibica.
Dźwięk to tradycyjnie najmocniejsza strona sportówek od EA. Doskonała ścieżka dźwiękowa, dobre odwzorowanie stadionowej atmosfery i profesjonalny komentarz. Angielski. Dwaj panowie Sz. się nie wyrobili. Rozumiem, wybaczam. Chociaż może to i lepiej.
Jedyną godną podkreślenia nowinką jest zaimplementowany nowy system wykonywana rzutów wolnych i karnych. Za pomocą gałek analogowych na padzie rozpędzamy zawodnika, potem w odpowiednim momencie kopiemy piłkę. Trudne, ale jeśli się uda przynosi niebywałą satysfakcję. Duży plus, o ile ktoś ma pad.
Jak to zrobić, żeby zarobić - najprawdopodobniej z takiego założenia wychodzą twórcy UEFY EURO. Bo ponad pół roku (od premiery najnowszej FIFY) po prostu przespali. Nie ma nic nowego, nic godnego uwagi, nic, za co moglibyśmy zapłacić prawie 100 złotych. Oprócz nowego systemu wykonywania stałych fragmentów gry. Jednak to nie uratuje tej gry od zapomnienia. Przeminą mistrzostwa - przeminie i ta gra. Straszna prawda, ale jeśli twórcy nic nie zrobią z tą zasłużoną serią symulatorów (trochę to słowo na wyrost…) piłkarskich, już za niedługo zostanie tylko w snach. Tfu, na pewno przetrwa, bo marketing EA potrafi czynić cuda. Lecz konsumenci tracą powoli cierpliwość…