"W tłumie" to nowy serial z Tomem Hollandem w roli głównej. W założeniu ma to być mroczny thriller, ale wyszedł bełkotliwy dramat dla nastolatków. Dostępne już na Apple TV+ pierwsze trzy odcinki wskazują, że znęcający się nad produkcją krytycy mają rację. Jest tak źle, jak mówią.
OCENA
W przerwach od grania Spider-Mana Tom Holland wybiera sobie role, które mają być przeciwwagą dla wizerunku przyjaznego Człowieka Pająka z sąsiedztwa. We "W tłumie" już na samym początku zobaczymy go w metrze z rozczochranymi, tłustymi włosami, jak nerwowo się rozgląda dookoła, ściskając w dłoniach papierową torbę. Za chwilę okaże się, że niesie w niej broń. Danny wraz z tajemniczą Arianą napada na pewnego mężczyznę. Coś go jednak paraliżuje i nie może oddać strzału, więc dziewczyna wyrywa mu pistolet i sama naciska kilkukrotnie na spust, raniąc ofiarę. O co chodzi? Tego mamy się dowiedzieć z nadchodzących retrospekcji, gdy główny bohater trafi już w ręce policji.
"W tłumie" to serial inspirowany "Człowiekiem o 24 twarzach" - książką Daniela Keyesa, która przedstawia losy przestępcy znanego jako The Campus Rapist. Billy Milligan został oskarżony o zgwałcenie trzech kobiet. Za swoje zbrodnie nie trafił jednak do więzienia. Zdiagnozowano bowiem u niego rozczepienie osobowości, przez co został skazany na pobyt w szpitalu psychiatrycznym. I - uprzedzając pytania - tak, jego historia była inspiracją dla "Split" M. Nigh Shyamalana. Nie spodziewajcie się jednak podobnego klimatu w serialu Apple TV+. A przynajmniej nie w dostępnych jak na razie jego pierwszych trzech odcinkach.
Czytaj także:
W tłumie - recenzja serialu Apple TV+ z Tomem Hollandem
Twórca serialu Akiva Goldsman udowodnił już, że potrafi opowiadać o osobach z podobnymi zaburzeniami psychicznymi, ale w tym wypadku możecie zapomnieć o intensywności "Pięknego umysłu", do którego napisał scenariusz. We "W tłumie" rozmienia się bowiem na drobne. Niby mamy tu intrygę kryminalną, niby pełno tu tajemnic do rozwiązania, niby są sygnały, że z głównym bohaterem jest coś nie tak. Wszystko to rozmywa się jednak w bełkotliwych motywach żywcem wyjętych z kina dla nastolatków.
"W tłumie" wygląda pięknie, bo kamera Ksenii Seredy (pierwszy odcinek), czy potem Williama Rexera potrafi zwyczajnym momentom nadać magicznej aury. Dzięki temu romans Danny'ego z koleżanką ze szkoły nabiera rumieńców. Bujanie dziewczyny na huśtawce pod mostem staje się tak sielskie, że myślami wracamy do swoich nastoletnich miłostek, a przekazanie jointa urasta do rangi sensualnego doświadczenia. Ba, podczas odwlekania pocałunku między bohaterami ekran aż buzuje od seksualnego napięcia. Są to jednak zagrania tak samo tanie, jak próba szokowania homoseksualizmem twardego dilera. Pretensja bije nas po oczach z każdej strony, gdyż mamy tu do czynienia ze zdecydowanym przerostem formy nad treścią. Twórcy próbują bowiem serwować nam nową "Euforię", a wychodzi im, co najwyżej TVN-owska "Szkoła".
Za kamerą pierwszych dwóch odcinków stanął Kornel Mundruczo jak zwykle próbuje pokazać, jaki to on jest bezkompromisowy. Umie na pewno stylowo opowiadać. Widać to na tych wszystkich długich ujęciach z nerwowo trzęsącą się kamerą. Niby powinniśmy przy nich obgryzać paznokcie, ale raczej zbywa się je wzruszeniem ramion. Ładne są, lecz bezużyteczne. To poza, zwykłe szpanowanie, próba nadania artystycznej wartości, czemuś, co jej nie posiada. Na ekranie rządzą klisze narracyjne, co samo w sobie nie byłoby złe, gdyby nie takie ich natężenie, albo ktoś raczył wiarygodnie nam wyjaśnić chociaż jeden zwrot akcji. Nie można tu jednak znaleźć krzty emocji, skoro zgodnie z logiką opowieści, wystarczy mieć kumpla z magicznymi zdolnościami, żeby uniknąć zawieszenia za posiadanie narkotyków w szkolnej szafce (podkreślam: to nie jest wymyślna metafora).
W tłumie - czy będzie lepiej?
Mundruczo klei ze sobą teen drama z thrillerem za pomocą śliny napalonego nastolatka. Pobieżnie traktuje bowiem intrygę, ale uwydatnia wątki romantyczne i melodramatyzm. Z rozkładaniem gatunkowych akcentów Brady Corbet radzi sobie w trzecim odcinku już o wiele lepiej. Tam gdzie trzeba, potrafi docisnąć gaz do dechy, tempo wzrasta, pojawia się jakieś napięcie, coś się w końcu dzieje. Ogląda się to z większym zaangażowaniem, ale wciąż nie na tyle dużym, aby mieć ochotę włączyć kolejny epizod. Tych przed nami jeszcze całkiem sporo, bo aż siedem. Zagraniczne recenzje nie wskazują jednak, żeby poziom miał w nich nagle podskoczyć.
Chociaż twórcy mnożą zwroty akcji, próbując zwodzić nas na manowce, nie mamy do czynienia z jedną z tych zakręconych produkcji, przy których zastanawiamy się, o co tak naprawdę może chodzić. Nie jest też na tyle nieudolna, żeby oglądać ją prześmiewczo. Okazuje się po prostu nudna. Wszystko też wskazuje na to, że twórcy prowadzą nas do przewidywalnego rozwiązania zagadki i nawet te dziwaczne zwroty akcji wyjaśnią w bardziej b-klasowy sposób niż w "Zagubionych". W formie filmu może i by się takie podejście sprawdziło, ale w serialu nie ma racji bytu. Nie sugerujcie się więc tytułem, bo w tym tłumie nie jest ani gęsto, ani ciasno i tylko znużenie może was tu stratować.
Pierwsze trzy odcinki "W tłumie" już na Apple TV+. Kolejne będą pojawiać się na platformie w nadchodzące piątki.