"Wojna" ominęła polskie kina i trafiła od razu do streamingu. Bez dodatkowych opłat można ją obejrzeć na Prime Video. I również na małym ekranie robi ogromne wrażenie. Trudno się po niej podnieść.

Wojna nie wygląda tak jak w filmach. Nie jest tak sterylna, czysta jak lubią ją pokazywać twórcy, którzy estetyzują przemoc, nawet gdy próbują nią odstręczać. Chwalą przy tym heroizm żołnierzy stojących po "tej właściwej stronie". Kino postrzega konflikty zbrojne jako zło, ale urokliwe - wystylizowane tak, żeby je skrytykować, ale przy okazji dostarczyć widzom tego, czego pożądają: rozrywki. Alex Garland z Rayem Mendozą wybierają zupełnie inną ścieżkę. Zabierają nas w sam środek piekła i nie podają żadnych środków znieczulających.
Owszem, Garland sam jeszcze w zeszłym roku wojnę estetyzował. W "Civil War" bliżej nieokreślony konflikt zbrojny uwodził w wysmakowanych kadrach, w których wydrapywanie się ze stosu trupów szokowało i odpychało, fascynując i zachwycając jednocześnie. W "Wojnie" nie ma już obrazków gotowych do powieszenia na ścianie. Jest brzydko. Brudno. Ponuro. Twórcy postanowili bowiem przedstawić jeden z epizodów Bitwy o Ramadi z jak największą dbałością o realizm.
Wojna - recenzja filmu na Prime Video
Według otwierającej film planszy "Wojna" została w pełni oparta na wspomnieniach. Stojący z Garlandem za kamerą Mendoza - członek elitarnej jednostki Navy SEAL - zadbał więc, żeby przedstawić wydarzenia z wojny w Iraku, dokładnie tak jak je zapamiętał. Twórcy zaczynają niewinnie. Żołnierze w bazie wojskowej szaleją przy teledysku do Call on Me Erica Prydza. Chwila wytchnienia przed misją. Za chwilę przejmują jeden dom zwyczajnej rodziny, z którego będą prowadzić obserwację okolic. Nadchodzi... nuda.
Wojna w ujęciu Garlanda i Mendozy to czekanie na coś, co może, acz nie musi się wydarzyć. Bohaterowie są gotowi na atak - snajper wytrwale obserwuje przechodniów przez lupę, dowódca pyta, czy wszystko w porządku, będąc w ciągłym kontakcie z przełożonymi i innym oddziałem. Widać zwiększoną aktywność mieszkańców Ramadi, ale w sumie nic się nie dzieje. Przez cały pierwszy akt twórcy jedynie deeskalują napięcie. Bohaterowie bywają poddenerwowani. Głównie rozmawiają jednak o niczym i lubią sobie pożartować. Istne wojenne slow cinema.
Kiedy do budynku wpada granat, akcja staje się tyleż nagła, co krótka. I przy okazji dezorientująca. Żołnierzom chwilę dosłownie zajmuje przegrupowanie się. Wiedzą, co mają robić. Teraz czekają na przybycie czołgów, które miałyby przewieźć ich do bazy. Czekają. Rozmawiają. Zamknięci w klaustrofobicznej przestrzeni mierzą się z kolejnymi problemami. Fabuła rozgrywa się w czasie rzeczywistym, przez co te momenty pozornego nic-nie-dziania się, stają się dłuższe, niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Ale ogląda się je jak na minie.
Poczucie realizmu wzmaga trzęsąca się, dokumentalna wręcz kamera, która dzielnie przeskakuje między kolejnymi bohaterami, wychwytując urywki rozmów, czy nadawane przez radio komunikaty. W niewysłowionych nerwach wraz z żołnierzami czekamy na ratunek, podczas gdy sytuacja staje się coraz bardziej napięta. Czołgi w końcu przybywają. I znowu - jest szybko. Nagle. Krótko. Słychać strzały, ale dym przysłania wydarzenia. Hałas ustaje. Przerażająca cisza z czasem zmienia się w krzyk i płacz. Oddział poniósł straty. Musi wrócić na wcześniejsze pozycje, ponownie schronić się w budynku, zająć się rannymi. Ich krew nie jest magnetyzująco czerwona, tylko brudno-czarna.
"Wojna" to nie jest pochwała heroizmu. Nikt z rannych nie mówi: "zostawcie mnie, idźcie, ratujcie siebie", tylko błagają o morfinę, chcą przeżyć. Dowódca łamie się, wprost przyznając: "nie dam rady". Dostajemy opowieść o ludziach, którzy nie zgrywają bohaterów. Próbują przetrwać wszelkimi możliwymi metodami, nawet jeśli oznacza to, że muszą posunąć się do oszustwa. Zrobią wszystko, żeby wyrwać się z tego chaosu. Bo na ekranie panuje chaos totalny. Huk, błysk, jęk, płacz przeprowadzają zmasowany atak na zmysły widza.
Niech was to nie zmyli. Mamy do czynienia z antyblockbusterem. Film stawia na intensywność, ale ucieka od widowiskowości, bo Garland z Mendozą nie tyle chcą pokazać wojnę, co pozwolić nam odczuć jej okropieństwa na własnej skórze. Gorzką konkluzją dodają jeszcze swój komentarz do działań Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie. Dzięki temu w 90 minutach twórcom udaje się stworzyć przejmujący portret konfliktu zbrojnego z całą jego bezsensownością. Nie da się w nim wyczuć fałszu. Staje się przez to bolesny, bo dostarcza mocnych wrażeń, ale na pewno nie pozwala się zrelaksować. Raczej obezwładnia. Ta produkcja to istna bomba, która eksploduje widzowi prosto w twarz.
Więcej o nowościach Prime Video poczytasz na Spider's Web:
- To może być najlepszy film roku. Właśnie wpadł na Prime Video
- Miał być dobry film wojenny od Prime Video. Budził mnie huk karabinów
- To sci-fi wgniotło użytkowników Prime Video w ziemię
- Sequel, który nie powinien powstać, jest hitem na Prime Video
- Świetny film ominął kina, ale trafił do Prime Video. Powrót Odyseusza - recenzja
- Tytuł filmu: Wojna
- Rok produkcji: 2025
- Czas trwania: 96 minut
- Reżyseria: Alex Garland, Ray Mendoza
- Obsada: D'Pharaoh Woon-A-Tai, Will Poulter, Cosmo Jarvis
- Nasza ocena: 8/10
- Ocena IMDB: 7,3/10