Jakub Żulczyk poinformował, że tłumaczka nie dostanie grantu na przekład jego najnowszej książki pt. „Informacja zwrotna”. Pisarz podobno jest w „niełasce”, choć napisał powieść, którą powinno czytać się zagranicą.
Jakub Żulczyk napisał książkę, naprawdę dobrą książkę. „Informacja zwrotna” to prawdopodobnie jedna z jego najdojrzalszych powieści, która zarazem jest naprawdę aktualna. Ale od początku. Wczoraj pisarz opublikował informację, że Instytut Książki odmówił tłumaczce grantu na próbkę tłumaczenia książki. Niestety, kobieta nie może liczyć na żadne państwowe fundusze, bo Żulczyk ma być „w niełasce”. Zapewne za wypowiedź o Andrzeju Dudzie.
Bardzo zaskoczony nie jestem. Instytut Książki jest instytucją powołaną przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, jedną z jego misji jest promocja czytelnictwa w Polsce i zagranicą. Tłumacz może ubiegać się o sfinansowanie kilkunastu stron przekładu, z czego większość tych pieniędzy ma iść na jego wynagrodzenie. Gra jest warta świeczki, bo taka próbka może być wykorzystana w czasie rozmów z ewentualnymi wydawcami zagranicznymi. To więc sytuacja win-win – tłumacz i pisarz dostają trochę kasy, mogą dzięki temu próbować sprzedać książkę zagranicą, a gdy książka zostanie wydana, ministerstwo może odpalić cygaro w miękkim fotelu, bo robota wykonana, Polska wypromowana i tak dalej.
I teraz, uwaga, jeśli jesteś ministrem w polskim rządzie, to zależy ci na tym, żeby książka serio reklamowała Polskę. Co prawda lepiej, żeby każda książka nie opisywała szarży husarii pod Wiedniem albo Kircholmem, bo to trochę trąci myszką, ale też chodzi o to, żeby każda z nich nie była o bitwie nad Żółtymi Wodami, bo to trochę marna promocja. Oczywiście przede wszystkim powinna być to literatura dobra, a w drugiej kolejności spełniająca cele czysto polityczne, ale nie oszukujmy się – patrząc na rząd Mateusza Morawieckiego przez pryzmat działań w edukacji, raczej nie możemy się spodziewać, że oferta kulturalna będzie zniuansowana.
Międzynarodowy sukces „Informacji zwrotnej” mógłby Polsce tylko pomóc.
Książka Jakuba Żulczyka to przede wszystkim opowieść o uzależnieniu. Pisarz zagląda głęboko we wnętrze ludzkich słabości i konfrontuje je z często brutalną polską rzeczywistością. I choć to głównie proza psychologiczna, bardzo istotne jest w niej tło. Wiele miejsca poświęcono tutaj aferze reprywatyzacyjnej i choć Żulczyk nie opisuje jej z wielką precyzją (wszak to nie ona jest w „Informacji zwrotnej” najważniejsza), to główne mechanizmy i najbrutalniejsze konsekwencje tej ludzkiej chciwości są tu widoczne.
Dla osób, które ostatnie lata spędziły pod kamieniem, przypominam, że po upadku PRL-u rozpoczął się proces zwracania dobytku, który został przejęty przez Warszawę po II wojnie światowej. Każdy taki grunt, każda taka kamienica to naprawdę grube miliony złotych. Rzecz w tym, że znaczna część tych nieruchomości w ogóle nie powinna być zwracana, bo albo to nie spadkobiercy zgłaszali się po nią, ale ludzie, którzy za tych spadkobierców się podawali, albo wszelkie roszczenia zostały spłacone wiele lat wcześniej.
Gdy taka kamienica przechodziła w ręce nowych właścicieli, to zwykle ktoś w niej mieszkał, ktoś, kto nie jest w stanie zapłacić tyle, ile mógłby zabulić na przykład bank, który zrobi tam sobie lokal. Wtedy wchodzili czyściciele kamienic, którzy podnosi czynsze, grozili śmiercią, hałasowali, tylko po to, aby ludzie, którzy czasem w tych lokalach mieszkali całe życie, wyprowadzili się jak najszybciej. Najprawdopodobniej ofiarą tak zwanej „mafii reprywatyzacyjnej” była Jolanta Brzeska, aktywistka walcząca z czyścicielami kamienic. Zwłoki spalonej żywcem kobiety znaleziono w lesie pod Warszawą.
Afera reprywatyzacyjna i działania Izraela
Na arenie międzynarodowej Polska ma niemały problem. Próbując wprowadzić prawo, które będzie w stanie działać przeciwko brutalnej reprywatyzacji, jednocześnie (mówiąc w uproszczeniu) zamknie drzwi dla tych, którzy legalnie mogliby ubiegać się o rekompensaty za swoje przedwojenne dobra. I tak, dotyczy to w dużej mierze potomków Żydów, którzy mieszkali w Warszawie, zanim przyszli Niemcy i postanowili zaprowadzić swoje porządki. Nic więc dziwnego, że Izrael, mając poparcie Stanów Zjednoczonych, protestuje.
Rządzący mają więc twardy orzech do zgryzienia. Z jednej strony dzika reprywatyzacja od lat (serio, od zbyt wielu lat) czekająca na uregulowanie, a z drugiej naciski międzynarodowe. Jednym ze sposobów radzenia sobie w takiej sytuacji jest tak zwane soft power, czyli zdolność do pozyskiwania sobie sojuszników również za pomocą kultury. Cholera, gdyby tylko istniały jakieś książki, które pokazują, że dzika reprywatyzacja jest poważnym problemem…
No właśnie, obrażanie się na Żulczyka jest zwyczajnie głupie. Co prawda pisarz w mediach społecznościowych unika języka literackiego, stawiając raczej na bardziej dosadny, powiedziałbym, uliczny styl wypowiedzi, to jednak odwracanie się od niego jest po prostu krótkowzroczne. Rozumiem, że po tym, co pisał o prezydencie Andrzeju Dudzie, niejeden konserwatywny polityk się zarumienił, bo nigdy nie słyszał tak wulgarnego słownictwa. Nie rozumiem natomiast, jak można być tak niemądrym, żeby zignorować naprawdę aktualną i przydatną powieść. A na dodatek świetnie napisaną.