Myśleliście, że „Ostatni taniec” był narcystycznym projektem Jordana? To obejrzyjcie dokument „Anelka: Piłkarz niezrozumiany”
Netflix w ostatnim czasie coraz poważniej stawia na dokumenty sportowe, a wszystko za sprawą olbrzymiego sukcesu, jakim był serial „Ostatni taniec”. Do serwisu właśnie trafiło nowe dzieło tego typu, ale można się zastanawiać, czy Nicholas Anelka faktycznie był wart własnego filmu.
OCENA
Dokumenty poświęcone wielkim sportowcom i najlepszym drużynom świata nie są oczywiście żadną nowością. Wyraźnie widać jednak pewną zmianę nastawienia do tego typu produkcji zarówno wśród twórców, jak i odbiorców. Filmowcy coraz lepiej rozumieją zagrożenia płynące z pracy z największymi gwiazdami sportu, u których ego zwykle przekracza dopuszczalne normy. Z kolei widzowie zaczęli lepiej rozumieć, że kontrowersje wokół słynnych wydarzeń sportowych stanowią doskonałą pożywkę dla interesujących historii.
Dlatego w ostatnich miesiącach mieliśmy do czynienia z takimi tytułami jak „Ostatni taniec” i „Lance”. Pierwszy dokument opowiadał o złotych latach drużyny Chicago Bulls (głównie z perspektywy Michaela Jordana), a drugi dotyczyły kariery najbardziej znienawidzonego kolarza w historii, Lance'a Armstronga. Obie produkcje stały na wysokim poziomie i miały do powiedzenia coś nowego na temat Jordana i Armstronga. Co nie zmienia faktu, że w kontekście tak serialu, jak i filmu mówiło się sporo o naginaniu faktów przez słynnych sportowców.
Dokument „Anelka: Piłkarz niezrozumiany”, który niedawno trafił na Netflix Polska, dobrze obrazuje efekty zbyt czołobitnego podejścia do gwiazd sportu.
Wielu kibiców sportowych już na samym wstępie mogłoby zapytać: Po co robić film o Nicholasie Anelce? A ich niedowierzanie nie byłoby wcale pozbawione racji. Michael Jordan i Lance Armstrong to absolutnie ikony uprawianych przez siebie dyscyplin sportowych. Zdobywali taśmowo tytuły, a ich sława dalece wykroczyła poza sam sport. Obaj nie byli też w trakcie swojej kariery wolni od kontrowersji (w przypadku Armstronga skończyło się nawet niesławą).
Nicholas Anelka spełnia właściwie tylko ostatni z wymienionych podpunktów. Oczywiście zdobył w trakcie profesjonalnej gry kilka niezwykle drogocenny tytułów: z Arsenalem i Chelsea zdobył mistrzostwo Anglii, z Realem wygrał Ligę Mistrzów, a z reprezentacją Francji osiągnął złoto na ME. Do części z wymienionych triumfów przyczynił się jednak w stopniu dosyć minimalnym. Nie był też nigdy bliski zostania uznanym za najlepszego piłkarza czy choćby napastnika na świecie. Wielu ekspertów powiedziałoby wręcz, że przez złe decyzje i ciężki charakter zmarnował swój talent, bo mógł osiągnąć znacznie więcej.
Nicholas Anelka został wybrany na bohatera dokumentu, bo brał udział w większej liczbie afer niż ktokolwiek we francuskiej piłce.
Jego losy w reprezentacji stanowią prawdziwą skarbnicę kolejnych konfliktów, sporów i wzajemnego obrażania się. Finałem tego nieudanego mariażu była słynna afera podczas MŚ w RPA, gdy miał rzekomo poważnie obrazić trenera. Reżyser Eric Hannezo poświęca wiele miejsca na pokazanie kulis tego skandalu i stara się raz na zawsze oczyścić dobre imię Anelki. Do czego zatrudnia wiele ważnych postaci francuskiej piłki, takich jak Thierry Henry, Arsene Wenger, Patrice Evra czy Emmanuel Petit. W filmie występują też członkowie rodziny Anelki i jego bliscy przyjaciele, do których zalicza się popularny aktor Omar Sy.
W połączeniu z ckliwymi scenami z Dubaju, pokazującymi szczęśliwe życie byłego piłkarza i jego najbliższych, daje to jednak efekt w dużej mierze odwrotny od zamierzonego. Reżyserowi nie tylko nie udaje się pokazać Anelki jako postaci niezrozumianej i skomplikowanej, ale raczej udowadnia, że jego życiorys nie był przesadnie interesujący. A przynajmniej nie w porównaniu do wielu innych sław sportu. Większość widzów po obejrzeniu „Anelka: Piłkarz niezrozumiany” będzie zamiast tego zapewne głęboko przekonana, że wszystkie złe decyzje w swojej karierze podejmował przez gorącą głowę i przeraźliwie wysokie mniemanie o sobie.
Wszystko to sprawia, że nowy dokument serwisu Netflix nie trafi po latach do kanonu gatunku. Kibice tęskniący za piłką w nostalgicznym wydaniu z pewnością będą się nieźle bawić oglądając archiwalne fragmenty meczów PSG, Arsenalu, Chelsea czy reprezentacji Francji, ale przecież to samo znajdą z łatwością na YouTubie czy facebookowych profilach wspomnianych klubów. Nie muszą w tym celu oglądać filmu o Nicholasie Anelce, a wielu innych powodów niestety nie ma.
*Autorem zdjęcia głównego jest Franck Nataf.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.