„Another Life” zawiedzie fanów science-fiction. Co sprawia, że ten serial aż tak bardzo rozczarował krytyków?
Wokół „Another Life” w środowisku fanów science-fiction odbyła się dosyć zagorzała dyskusja jeszcze przed premierą. Wiele osób zastanawiało się, czym nowa produkcja Netfliksa będzie różnić się od wielu innych seriali i filmów tego typu, które trafiły na mały i duży ekran w ostatnich kilku latach. Powstanie tej serii budziło emocje jeszcze z dwóch dodatkowych powodów. Z jednej strony wiele osób ucieszyło się z obecności w obsadzie „Another Life” Katee Sackhoff znanej z „Battlestar Galactica”, a z drugiej dziwiło się z pojawiania kolejnej podobnej fabuły niedługo po skasowaniu „Nightflyers”.
Porównania do obu tych produkcji z pewnością pojawią się w wielu recenzjach przy okazji omawiania „Another Life”. Ale tylko jedno z nich jest na miejscu. Nowy serial Netfliksa pod wieloma względami przypomina nieautoryzowaną adaptację „Żeglarzy nocy” George'a R.R. Martina wymieszaną z wątkami z „Nowego początku” i „Obcego - 8. pasażera Nostromo”. Niestety, jednocześnie jest pozbawiony wszystkich pozytywów, które można było znaleźć w wymienionych dziełach.
Another Life Netflix – co jest nie tak z serialem sci-fi?
Fatalna jakość CGI
Efekty specjalne zawsze były ważną częścią składową, która mogła pogrążyć produkcję science-fiction lub zapewnić jej sukces. Oczywiście, nawet doskonałe CGI nie zastąpi świetnej fabuły, rozbudowanego świata i wiarygodnego aktorstwa. Opowieść o przeszłości i obcych cywilizacjach musi jednak stać na odpowiednio wysokim, wizualnym poziomie, żeby utrzymać immersję widza. „Another Life” ponosi pod tym względem spektakularną porażkę. Efekty specjalne prezentują się jak wyciągnięte żywcem z niskobudżetowej produkcji z początku XXI wieku. Statki kosmiczne odbijają się na tle nieba, a wybuchy wyglądają jeszcze gorzej. Trudno z tego powodu emocjonować się wieloma wydarzeniami, które teoretycznie powinny być ekscytujące.
Ściąganie cudzych pomysłów
Nieco na ten temat napisałem już we wstępie do tekstu, ale „Another Life” jest tak bardzo odtwórczy i podobny do kilku innych współczesnych produkcji o podboju kosmosu, że to aż szokujące. Zdjęcie dołączone do tego akapitu pochodzi z „Nightflyers”, ale równie dobrze mogłoby pochodzić z kolejnego serialu Netfliksa. Oba dzieła dotyczą bowiem próby odnalezienia obcej cywilizacji, po tym jak nawiązała kontakt z Ziemią. Nie wiadomo, czy obcy będą przyjaźnie czy wrogo nastawieni, ale w kontekście zniszczonej przez naturalne kataklizmy planety ludzkość postanawia podjąć ryzyko. Oczywiście, szybko zaczynają się kłopoty.
Zbieżności jest nawet więcej aż do najdrobniejszych szczegółów. Nawet sztuczna inteligencja statku w obu przypadkach przybiera ludzką formę w postaci czarnoskórego mężczyzny w średnim wieku. Podobnych produkcji było ostatnio dużo od filmów „Life” i „Nowy początek” aż po „Origin” od YouTube Red.
Powolne tempo fabuły
Żadna produkcja w historii kina nie była w stanie równie dobrze pokazać monotonii życia na pokładzie statku międzygwiezdnego jak „2001: Odyseja kosmiczna”. Teoretycznie nowym serialom sci-fi powinno być nawet prościej, bo uzbrojeni w całe sezony treści mogą znacznie poszerzać liczbę wątków pobocznych. Problem w tym, że zarówno „Another Life”, „Nightflyers” i „Origin” popełniają ten sam błąd i zamiast tego przeciągają główny wątek do granic możliwości. Sprawia to, że w przypadku dzieła Aarona Martina nawet nie bardzo da się powiedzieć, o czym jest ta produkcja. Statek zatytułowany The Salvare wyrusza w podróż, żeby nawiązać kontakt z obcymi, ale w jaki sposób, po co i co stanie się, jeśli misja zawiedzie? Tego wszystkiego widz dowiaduje się dopiero na sam koniec 1. sezonu, o ile w ogóle dotrze do tego punktu.
Nieumiejętność kreowania suspensu
Nuda podczas oglądania „Another Life” bierze się jeszcze z jednego poważnego i paradoksalnego problemu. W tym serialu co chwilę coś się dzieje. Twórcy fabuły bez przerwy stwarzają nowe problemy, z którymi muszą poradzić sobie bohaterowie. W innym przypadku czeka ich śmierć. Wszystko to jest jednak fałszywy suspens, bo w rzeczywistości widz wie, że The Salvare musi dotrzeć do punktu swojego przeznaczenia, a większości załogi nic się nie stanie.
Nie wspominając o tym, że scenarzyści sięgają po najbardziej zużyte motywy gatunku. Członkowie załogi muszą więc poradzić sobie z szalonym A.I., obcymi potworami, szalonymi kolegami, tajnymi planami wojska, a także brakiem tlenu i zasobów. W „Another Life” nowe zagrożenie pojawia się tak często i jest tak szybko neutralizowane, że po kilku odcinkach widz zostaje całkowicie wyprany z emocji.
Aktorstwo godne latynoskiej telenoweli
Nie byłoby dużym przekłamaniem stwierdzenie, że twórcy „Another Life” chcieli przyciągnąć fanów science-fiction przede wszystkim osobą Katee Sackhoff. Aktorka znana jest z kultowego serialu „Battlestar Galactica”, a oprócz tego występowała też „Bionic Woman” oraz „Riddicku”. Jest więc postacią mocno poważaną w środowisku fandomu fantastyki. Rzecz w tym, że nazwanie ją wybitną aktorką to jednak duża przesada i rola Niko Breckinridge to potwierdza.
Wcale nie lepiej radzą sobie Justin Chatwin i Selma Blair, którzy również mieli przyciągnąć przed ekran widzów. A już zdecydowanie najgorzej wypadają młodzi aktorzy, którzy wcielają się w członków załogi. Oczywiście oni wszyscy otrzymali do ręki bardzo przeciętnej jakości scenariusz, ale melodramatyczne pozy i wybuchające co chwilę krzyki nie poprawiają w niczym odbioru „Another Life”.
Ziemia przyszłości nie ma żadnej wyróżniającej ją cechy
Prawda jest taka, że w tym miejscu po raz kolejny na jaw wyszedł bardzo ograniczony budżet serialu Netfliksa. Martin i pozostali twórcy nie próbują nawet pokazać Ziemi z oddalonej od nas przyszłości, bo myślą o niej tylko w kategoriach CGI. Nie stoi za tym żaden pomysł, oprócz tego, że media społecznościowe są jeszcze bardziej popularne a rząd i wojsko jak zwykle mają swoje tajne plany.
Stosunkowo długie fragmenty akcji toczą się na naszej planecie, bo jednym z głównych wątków serialu (niestety nieprowadzącym do niczego konkretnego) są próby porozumienia się męża Niko z maszyną pozostawioną na Ziemi przez obcych. Ale w tym czasie nie dowiadujemy się niczego nowego, a jedynie dostajemy któreś z kolei potwierdzenie faktu, że rodzina kobiety za nią tęskni. Tylko co z tego? W „Nighflyers” ten wątek również się pojawiał, ale przynajmniej miał jakieś rzeczywiste powiązanie z wydarzeniami na pokładzie statku. Tutaj nic podobnego nie następuje.
Kosmici mogą być aż tak nudni?
Chyba największym zarzutem, co do fabuły „Another Life”, musi być jednak kwestia potraktowania przez twórców obcej cywilizacji. Autorzy serialu Netfliksa od samego początku do końca idą po linii najmniejszego oporu. Nawet nie próbują pokusić się o odrobinę kreatywności. Kosmici w tym dziele są nudni, krwiożerczy niczym z taniej powieści, pozbawieni sensownego celu działania i całkowicie cliche. Morderczych obcych, próbujących podbić lub zniszczyć ziemię, otrzymaliśmy już w 1898 roku w „Wojnie światów” H.G. Wellsa. A potem na przestrzeni ponad stu lat jeszcze wiele razy. Jeśli w 2019 roku nie umie się powiedzieć niczego świeżego na ten temat, to po co kolejny raz próbować?
Tekst oryginalnie opublikowano w lipcu 2019 roku.