Alternatywne światy „Nightflyers”. Porównujemy książkę George'a R.R. Martina i serial Netfliksa
George R.R. Martin większości czytelników niezainteresowanych fantastyką kojarzy się jedynie z „Grą o tron”. A twórca ma na swoim koncie wiele innych tekstów, w tym opowiadanie „Żeglarze nocy”, którego serialowa adaptacja jest wyświetlana na Netfliksie. Tylko co dokładnie w tym przypadku oznacza „adaptacja”? Sprawdziliśmy podobieństwa i różnice między oboma dziełami.
Uwaga! Tekst zawiera pojedyncze spoilery dotyczące fabuły „Nightflyers” Netfliksa i zbioru opowiadań „Żeglarze nocy”.
W długiej i ciekawej historii powstawania serialu Syfy i Netfliksa początek stanowi rok 1980. To właśnie wtedy George R.R. Martin opublikował pierwsze opowiadanie „Nightflyers”. Rok później światło dzienne ujrzała rozszerzona wersja utworu. Działo się to na długo, zanim w głowie Martina narodził się pomysł na „Pieśń lodu i ognia”. Amerykański pisarz był wtedy dopiero na początku swojej drogi wydawniczej i kojarzono go raczej z krótkich tekstów niż potężnych objętościowo powieści.
„Żeglarze nocy” byli jednym z opowiadań, które cieszyły się szczególną popularnością. Dlatego w 1985 twórca zdecydował się opublikować zbiór krótkich tekstów prozatorskich właśnie pod takim wspólnym tytułem. Akcja wszystkich opowiadań toczyła się w fikcyjnym Tysiącu Światów (podobnie jak większości ówczesnych tekstów Martina). Ledwie dwa lata później do kin trafił niskobudżetowy „Nightflyers”. Film zarobił niecałe 1,5 mln dol., co uratowało borykającego się z problemami finansowymi pisarza. Martin nie był zachwycony końcowym efektem, ale do dzisiaj uważa, że w pewnym sensie jego późniejsze dzieła istnieją dzięki tej produkcji.
Serial „Nightflyeres” stanowi swego rodzaju kulminację wszystkich wymienionych dzieł. A jednocześnie jest w dużej mierze oryginalną produkcją.
Jak to rozumieć? Najlepiej poprzez analogię do świata superbohaterskich komiksów. Serial i opowiadania to tak naprawdę dwie alternatywne wersje tej samej historii. W komiksach radioaktywny pająk mógł ukąsić Milesa Moralesa lub Gwen Stacy zamiast Petera Parkera, ale otrzymane od niego moce były mniej więcej takie same (patrz: „Spider-Man: Uniwersum”). Tutaj mamy do czynienia z podobną sytuacją. W każdej wersji „Nightflyers” występują elementy wspólne i odmienne.
Tak w serialu, jak i książce mamy więc do czynienia z misją statku Nightflyer. Grupa badaczy próbuje nawiązać kontakt z tajemniczą obcą rasą, zwaną Volkrynami. Wybranym przez nich statkiem dowodzi kapitan Roy (Royd) Eris. Mężczyzna pokazuje się załodze tylko za pomocą hologramów. Elementy otoczenia w obu dziełach są jednak zdecydowanie różne. Serial podnosi rangę całej wyprawy Nightflyera. Martin oryginalnie umiejscawia swoje dzieło w świecie, gdzie ludzkość dawno temu opuściła Ziemię i poznała inne obce rasy. Volkryni wyróżniają się tym, że ich podróż przez gwiazdy nigdy się nie kończy, a o samej rasie krążą najdziwniejsze legendy.
Stawka w serialu jest znacznie wyższa. Nasza planeta zbliża się do samozagłady, a spotkanie z obcymi ma stanowić szansę na znalezienie nowego świata. Dlatego też sam Nightflyer jest statkiem znacznie większym i posiadającym pełną załogę. Sprawia to, że bohaterów drugoplanowych jest więcej. A to niejedyna zmiana w tej materii.
Nightflyers porównanie - podobieństwa i różnice
Trójka bohaterów z „Żeglarzy nocy” zostaje usunięta w wersji Netfliksa. Żadne z nich nie miało wielkiego wpływu na fabułę oryginału i być może dlatego scenarzyści postanowili oddać ich czas antenowy postaciom oryginalnym dla serialu. Co nie znaczy wcale, że wiernie trzymają się fabuły opowiadania Martina. Różnice w tym aspekcie są kolosalne i nie wynikają tylko z wymogów długości. Dzieło amerykańskiego pisarza przeniesione na ekran w wersji 1:1 nie wypełniłoby nawet pełnometrażowego filmu. Dlatego pewne nowe wątki (jak osobna historia statku Orzeł z 6. epizodu) musiały zostać wymyślone od zera.
Tego typu elementy z serialu utrzymane są jednak w typowej konwencji science fiction, cyberpunku i horroru, więc nie odbiegają stylem od fragmentów tożsamych z dziełem Martina. Jednocześnie z tego też powodu „Nightflyers” w żaden sposób nie przełamuje konwencji i nie mówi nic nowego w obrębie gatunku, na co narzekają zagraniczni recenzenci.
„Nightflyers” podobnie jak „Żeglarze nocy” jest przede wszystkim horrorem.
Oba dzieła straszą jednak w zupełnie różny sposób. Utwór Martina to klaustrofobiczna opowieść o niepoznanym i nieokreślonym Złym. Kolejni członkowie załogi zostają zamordowani, a zagrożenie wciąż nie jest znane. W serialu bohaterowie zyskują wiedzę odpowiednio wcześnie, by móc przedsięwziąć jakieś kroki. Dużo więcej tu jednak chwytów znanych z horrorów psychologicznych niż gore. Fani „Gry o tron” na pewno się jednak nie zawiodą - jest tu zarówno sporo seksu, jak i śmierci (w końcu to George R.R. Martin!). Ich konfiguracja jest jednak odmienna w każdym z omawianych dzieł.
Wszystko to sprawia, że próba odpowiedzi na pytanie, która wersja jest lepsza, nie ma wielkiego sensu. Oba utwory opowiadają o podróży Nightflyera w poszukiwaniu Volkrynów, ale tak naprawdę mowa o dwóch różnych wyprawach dwóch różnych statków w pogoni za dwoma różnymi obcymi. Tak jedna, jak i druga wersja mają swoje wady i zalety.
Nie wspominając o tym, że część różnic wynika z predyspozycji medium. Serial zdecydowanie bardziej opiera się na relacjach miedzy bohaterami niż szczególnie interesujących konceptach filozoficznych. Odwrotnie niż ma to miejsce w opowiadaniu, ale to głównie kwestia większej objętości. W historii małego i dużego ekranu były już przeróżne adaptacje; wierne i całkowicie nierozpoznawalne w zestawieniu z oryginałem. „Nightflyers” stoi gdzieś pośrodku. To bardziej „Park Jurajski” niż niemal identyczny w obu wersjach „Ojciec chrzestny”. Ale dzięki temu jest sens zapoznać się i z serialem, i ze zbiorem.