George R.R. Martin nie oszczędza swoich bohaterów nawet na Netfliksie. Recenzujemy otwarcie „Nightflyers”
George R.R. Martin stał się sławny dzięki odświeżeniu literatury fantastycznej w swojej sadze „Pieśń lodu i ognia”. Pisarz wielokrotnie flirtował też z science fiction, czego dowodem dostępny od dzisiaj na Netfliksie serial „Nightflyers”. Jak zaprezentowały się pierwsze dwa odcinki produkcji?
OCENA
Cały świat popkultury ze zniecierpliwieniem oczekuje dwóch rzeczy: nowego sezonu „Gry o tron” oraz kolejnej części sagi George'a R.R. Martina, czyli książki „Wichry zimy”. Amerykański pisarz w opinii wielu osób dał drugie życie fantastyce, paradoksalnie dzięki dorzuceniu do niej szczypty realizmu. Czy taką samą rewolucję Martinowi udało się przeprowadzić w literaturze sci-fi?
Jedną z najsłynniejszych prób podjętych w tym gatunku była nowela „Nightflyers” z 1980 (w Polsce tłumaczona różne, ostatnio jako „Żeglarze nocy”). Dzieło spotkało się z pozytywnym odzewem i na prośbę edytora Martin rozszerzył nowelę do tekstu na 30 tys. słów. W 1985 roku pisarz powrócił do tego tematu w zbiorze opowiadań pod tym samym tytułem. Emitowany na Netfliksie serial stanowi mieszankę wszystkich tych dzieł oraz filmu z 1987 roku.
Akcja „Nightflyers” toczy się w 2093 roku. Grupa naukowców wyrusza na pokładzie tytułowego statku, by dokonać pierwszego kontaktu z rasą obcych.
Kosmici zwani Volcrynami mimo niezwykle zaawansowanej technologii nie odpowiedzieli na żadne próby kontaktu ze strony Ziemian. Naukowcy są jednak zdeterminowani, by osiągnąć porozumienie, ponieważ nasza planeta coraz szybciej podąża ku zagładzie. Ostatnią deską ratunku wydaje się skorzystanie z pomocy niestabilnego telepaty, u którego wykryto podobne anomalie w falach mózgowych, co u Volcrynów. Podróż Nightflyera szybko zostaje jednak zakłócona przez kolejne wypadki i próby morderstw członków załogi.
Jeżeli historia przedstawiona w „Nightflyers” jawi się wam jednocześnie bardzo oldschoolowo i nowocześnie... to macie rację. Martin w swoich dziełach chętnie korzystał z motywów popularnych w latach 80. Mamy tu więc Ziemię zagrożoną zniszczeniem, pierwszy kontakt z Obcymi, którzy mogą okazać się mniej przyjaźni, niż sądziła ludzkość, załogę zamkniętą w latającej pułapce, a także wątek telepatii. Jednocześnie od kilku lat widzimy powrót wielu podobnych wątków w filmach i serialach. Wystarczy wymienić filmy „Interstellar”, „Life” i „IO” Netfliksa czy dostępny na YouTube Premium serial „Origin”. Jak w obliczu tak licznej konkurencji wypada nowy serial Netfliksa?
Mimo początkowych obaw całkiem nieźle.
W „Nightflyers” śledzimy losy kilku członków załogi statku, przede wszystkim jego tajemniczego kapitana oraz członków zespołu badawczego. W przeciwieństwie do wspomnianego „Origin” wprowadzenie w historię i wspomnienia bohaterów zajmuje to niezbędne minimum. Każdy bohater ma swoje tło, które powoli jest przed oglądającym odkrywane, ale zajmuje to dokładnie tyle czasu, ile powinno.
Twórcy serialu słusznie uznają, że nie ma sensu rozwlekać się nad powodami wyruszenia Nighflyera w podróż, zwłaszcza że podobne wątki są stale obecne w popkulturze. Zamiast powolnej retrospekcji widzowie zostają od razu rzuceni w wir wydarzeń. W pierwszej sekwencji widzimy ostatnie sceny z życia jednej z bohaterek. Statek, na którym przebywa jest zniszczony, a jej ubranie zakrwawione. Kobieta wysyła sygnał w przestrzeń kosmiczną, w którym ostrzega, by nikt nie wchodził na pokład Nightflyera.
Przed odbiorcą zostaje postawione pytanie: co stało się na pokładzie, że doszło do tak ogromnej katastrofy?
Pierwsze dwa epizody serialu (udostępnione mi przedpremierowo) dopiero sugerują możliwe rozwiązania zagadki. Oczywistym jest, że komuś zależy na niepowodzeniu misji. Osoba ta potrafi w dodatku posługiwać się telepatią, podobnie jak znajdujący się na statku Theo. Dlatego pierwsze podejrzenie pada właśnie na niego, tym bardziej, że chłopak jest niestabilny.
W pewnym sensie w pierwszym epizodzie „Nightflyers” dzieje się aż za dużo. Akcja pędzi przez kolejne wydarzenia, a w ciągu godziny trwania odcinka dochodzi do kilku wypadków i prób zabójstwa. Od samego początku widać, że „Nightflyers” zdecydowanie bardziej zależy na byciu serialem rozrywkowym niż filozoficzną dysputą nad sensem poszukiwania pozaziemskiego życia. Więcej tu wrażeń niczym z horroru niż science fiction.
„Nightflyers” jest serialem Syfy, a Netflix to jedynie koproducent. Widać to przede wszystkim po ograniczeniach budżetowych.
Twórcom serialu mimo wszystko udaje się stworzyć kilka dobrze wyglądających efektów, a praca kamery i świetnie wyglądające kostiumy skutecznie ukrywają możliwe niedoróbki w tym zakresie. Przynajmniej w większości przypadków. Wszystko to sprawia, że „Nighflyers” jest serialem o niezłym potencjale, ale też wielu słabościach i ograniczeniach.
Można odnieść wrażenie, że twórcy mieli ochotę pójść o krok dalej, ale z różnych powodów nie mieli takiej możliwości. Dlatego nowy serial Netfliksa jest trochę niepełnym horrorem, a trochę opowieścią, jaką widzieliśmy już wiele razy. Potrafię sobie wyobrazić wiele osób, które z przyjemnością obejrzą „Nightflyers” (sam bawiłem się całkiem nieźle), ale nie ma powodów spodziewać się serialu roku w kategorii science fiction.