"Bogdan Boner: Egzorcysta" powraca z 2. sezonem, który właśnie pojawił się na Netfliksie. Jak wypada na tle dotychczasowych dokonań Bartosza Walaszka? Dowiecie się z naszej recenzji.
Bartosz Walaszek jak już coś robi, to daje z siebie mocne 30 proc. Żadne deale z Netfliksem tego nie zmieniły. Po co poprawiać kreskę, po co się tonować dla międzynarodowego giganta. Ma być na odp******. Tak po polsku. Bo właśnie z polskich patologii uczynił on pełnoprawne narzędzie narracyjne. Dlatego jego animacje opływają wódą, są wulgarne, a zasłyszane w nim teksty stają się esencją mentalności naszego narodu. Jedni jego stylu nienawidzą, inni go kochają. I jeśli należycie do tej drugiej grupy, to 2. sezon "Bogdana Bonera: Egzorcysty" spodoba wam się tak samo, jak poprzedni.
Walaszek ciągle robi to, co zawsze wychodziło mu najlepiej. Bogdan Boner w żadnym wypadku się nie zmienił, ani nie ewoluował jako postać. Wciąż chleje na umór, a jak choruje to nie zamierza zażywać leków "jak baba", tylko leczy się butelką czystej. Kiedy Marcinek porzuci po randce swoją partnerkę, aby walić wódę, to główny bohater ucieszy się, że w końcu go czegoś nauczył. I tak to się kręci. Przez 13 krótkich odcinków taplamy się w hiperboli toksycznej męskości, podlanej sosem polskiej patologii.
Bogdan Boner: Egzorcysta - recenzja 2. sezonu
Świat przedstawiony jak zawsze zamieszkany jest przez krętaczy i cwaniaków. Jedni wynajmują mieszkania na lewo, inni nie chcą zapłacić kilku stów za kokę, więc zadowolą się amfą za trzy dychy od grama. W tym całym bajzlu nie brakuje oczywiście demonów i innych piekielnych bestii, które świetnie się w nim odnajdują. Jedni opętują stare baby, aby w spokoju oglądać mecze Ligi Mistrzów, a inni penetrują groby w poszukiwaniu ukrytych tam skarbów. "Bogdan Boner: Egzorcysta" staje się przez to zjadliwą satyrą na naszą rzeczywistość.
W piekle słuchać można bowiem tylko disco polo, a demony cieszą się z każdych dwóch dych, jakie dostają za wyciągnięte przez odbyt dusze, bo mają za co kupić piwo. Walaszek jest sprawnym obserwatorem naszej rzeczywistości i potrafi wyciągnąć z niej wszystko co najgorsze. Najlepiej widać to, kiedy z pasją godną Treya Parkera i Matta Stone’a miesza prawdziwe wydarzenia z fikcją. Nie zdziwcie się więc, kiedy Boner niczym Marcin Najman w nadmuchanej niebieskiej kurtce pójdzie na spotkanie z trollem, a potem krzyknie "tu nikogo nie ma" podczas próby ochrony Jasnej Góry.
Walaszek nie ma litości i nie stracił swojego pazura.
W 2. sezonie "Bogdana Bonera: Egzorcysty" trzyma ten sam poziom co zwykle. Jest to w takim samym stopniu zaleta, co i wada. Bo jeśli znacie jego twórczość i ją lubicie, to nie wahajcie się ani chwili. Otwierajcie flachę i oglądajcie serial. A jeśli nigdy nie przepadaliście za jego stylem, to i ta produkcja was do niego nie przekona.