REKLAMA

CD Projekt RED to specjaliści od adaptacji i popkultury? „Cyberpunk 2077” będzie ważniejszy od „Wiedźmina”

CD Projekt RED każdej osobie w Polsce kojarzy się z kultową trylogią „Wiedźmina”. Przed popularnymi „Redami” stoi kolejne wyzwanie. Pokaz „Cyberpunk 2077” na tegorocznym E3 udowadnia, że firma doskonale czuje współczesną popkulturę. Umiejętność robienia mistrzowskich adaptacji rodzi jednak nie tylko szansę, ale też zagrożenie.

cyberpunk 2077 cd projekt red
REKLAMA
REKLAMA

Trylogia gier wideo spod znaku „Wiedźmina” pokazała całemu światu uniwersalność postaci Geralta z Rivii i wciągający świat autorstwa Andrzeja Sapkowskiego. Większość Polaków od dawna wierzyła, że to właśnie wiedźmińska saga może być naszym największym popkulturowym towarem eksportowym, ale po drodze nie brakowało wielu momentów zwątpienia. Prawda jest taka, że „Wiedźmin” potrzebował odpowiednich osób do stworzenia adaptacji, a te znalazły się wśród członków CD Projekt RED.

Gdyby nie polskie studio, to nie moglibyśmy teraz mówić, że Geralt z Rivii ma większe szczęście do adaptacji niż „Gra o tron”. Ich podejście do przenoszenia postaci, wątków i motywów z „Wiedźmina” na komputery i konsole nie było pozbawione błędów i większych lub mniejszych wpadek, ale w ogólnym rozrachunku należy je uznać za udane. Zostało to docenione na całym świecie i już w 2012 roku dowiedzieliśmy się, co to może oznaczać dla przyszłości studia.

Ogłoszenie „Cyberpunk 2077” pokazało, że CD Projekt RED powoli urasta na specjalistów od przenoszenia historii z innych mediów do świata gier.

Będzie to adaptacja popularnej gry fabularnej „Cyberpunk 2020” (czyli drugiej, poprawionej edycji oryginalnego dzieła), której pomysłodawcą był Mike Pondsmith. Twórca współpracował zresztą z CD Projekt RED przy tworzeniu świata i mechaniki zapowiedzianego na przyszły rok tytułu. Wyraźnie widać jednak, że polskie studio zainspirowało się nie tylko pierwotnym tytułem, ale też całą masą filmów, anime i innych gier wideo (m.in. „Akirą”, dwiema częściami „Blade Runnera” czy serią „Deus Ex”).

cyberpunk 2077 cd projekt red

Sporo nauki w temacie udanych adaptacji będą mogli też wyciągnąć na podstawie własnej trylogii. Przy całym ogromnym uznaniu graczy wobec wszystkich „Wiedźminów” każdy z tych tytułów miał pewne problemy w budowaniu historii. Choćby główny wątek 3. części w pewnym momencie zaczął przypominać średniej jakości fanfik (jednocześnie za bardzo podobny do historii z powieści Sapkowskiego i pozbawiony jej głębi). Najlepsza adaptacja, to taka która nie boi się iść zupełnie nowymi ścieżkami, ale zawsze zachowuje oryginalną atmosferę i wizję kształtowania postaci.

„Park Jurajski” Stevena Spielberga pod względem fabuły bardzo pobieżnie przypomina oryginalne dzieło Michaela Crichtona. Najważniejsze motywy historii (niepowstrzymany rozwój nauki, teoria chaosu, równowaga w przyrodzie i zagrożenia korporacyjnego myślenia) znalazły się jednak w ekranizacji. Podejście do dinozaurów jest identyczne, dlatego nie ma znaczenia który bohater ginie, a który przeżywa do końca. A to tylko jeden przykład z wielu. Dlatego wyciągnięcie pewnych wniosków to konieczny element, by fabuła kolejnej gry Polaków była jeszcze lepsza.

Adaptacja „Cyberpunk 2020” wiąże się z większą swobodą niż przenoszenie do świata gier dzieł Sapkowskiego.

Gra fabularna nie ma tylu sztywnych ram związanych z fabułą, bohaterami i światem. Dzięki temu łatwiej będzie się poddawać różnym eksperymentom. „Redzi” powinni jednak wyciągnąć naukę również ze swoich wcześniejszych projektów. Już to zresztą robią, czego przykładem zatrudnienie Keanu Reevesa. Współpraca z popularnym aktorem to ze strony polskiego studia ruch o doskonałym wyczuciu potencjalnej bazy odbiorców.

Pokazuje im to, że CD Projekt RED wszedł na zupełnie inny poziom zarządzania popkulturą. Nie jest już tylko dostarczycielem polskiego dzieła na zachodnie rynki. Nadal korzystają z cudzych wzorców i powiązań, ale ich renoma wzrasta z każdym rokiem i udanym projektem. Co z drugiej strony niesie pewne zagrożenia. Jeśli „Cyberpunk 2077” odniesie sukces, to każda większa marka fantasy/science fiction będzie chciała zrobić coś podobnego.

A łatka specjalisty od adaptacji potrafi niektórym twórcom zaszkodzić. Wystarczy spojrzeć na Petera Jacksona.

REKLAMA

Gdyby nie nowozelandzki reżyser, nie moglibyśmy mówić o olbrzymim sukcesie „Władcy Pierścieni”. Powieść Tolkiena miała potencjał stać się olbrzymim, epickim dziełem, jakiego Hollywood nigdy wcześniej nie widziało. I właśnie z tego powodu przez wiele lat była uważana za niemożliwą do zrealizowania. Nie da się podważyć wkładu Petera Jacksona w przeniesienie opowieści o Drużynie Pierścienia na duży ekran. Ale od tego czasu samemu reżyserowi przypięto łatkę „człowieka od adaptacji”. Każdy jego kolejny projekt to ekranizacja jakiejś powieści lub próba przerobienia klasycznego filmu. To nie jest tak, że ktokolwiek Jacksona zmuszał do brania udziału w „Hobbicie”, „King Kongu” czy „Zabójczych maszynach”, ale większość z jego późniejszych projektów spotykała się z bardzo chłodnym przyjęciem krytyków, a często też przynosiła straty finansowe.

CD Projekt RED również bierze udział przede wszystkim w tworzeniu kosztującym miliony dolarów dzieł, z którymi wiele osób ma olbrzymie oczekiwania. Większość porażek Jacksona wynikała nie tylko z jego złych nawyków i przyzwyczajeń, ale też zawirowań na planie i ingerencji wytwórni. Polskiemu studiu udawało się do tej pory uniknąć podobnego losu, ale wydawcy gier wideo są równie skłonni do przeszkadzania twórcom i zrzucania na nich całej winy, gdy coś nie wychodzi. Dlatego kolejny krok po premierze  gry „Cyberpunk 2077” może być dla CD Projekt RED jeszcze ważniejszy niż cały proces twórczy nad coraz lepiej zapowiadającą się produkcją.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA