Wyniki czytelnictwa w Polsce są fatalne. Nie powinno nas cieszyć, że nie robią się z każdym rokiem coraz gorsze
Biblioteka Narodowa co roku przygotowuje nowe raporty o stanie czytelnictwa w Polsce. Tegoroczne wyniki pokazują, że jedną książkę w ciągu roku przeczytało w naszym kraju 37 proc. badanych. To przerażająca statystyka i czas przestać udawać, że jest inaczej.
Jak co roku nadszedł ten magiczny moment, gdzie zewsząd dobiegają zmartwione głosy, a zdziwienie nad staniem literatury w naszym kraju znacznie przewyższa normę. Wcale nie? Nikt właściwie nie przejął się tym, że prawie dwie trzecie Polaków nie sięgnęło w ciągu dwunastu miesięcy nawet po jakiś poradnik, album albo chociaż przewodnik? Wręcz przeciwnie, słychać nawet głosy, że wynik 37 proc. jest dobry. Bo przecież wszystkie te osoby mogłyby nie czytać, a zamiast tego oglądać Netfliksa. A skoro główna statystyka w badaniach czytelnictwa Biblioteki Narodowej od kilku lat pozostaje na podobnym poziomie, to wcale nieźle jest od dawna.
To oczywiście seria absolutnie bzdurnych argumentów grupy ludzi, którzy z całego tego poczucia beznadziei i zażenowania starają się wyciągnąć jakiś pozytyw.
Do tej pory nie opublikowano żadnych statystyk, które pokazałyby, że Polacy przeznaczają na oglądanie dzieł Netfliksa czy HBO GO znacznie więcej czasu niż Holendrzy, Czesi czy Niemcy. A we wszystkich tych krajach jedną książkę rocznie przeczytało więcej ludzi niż w Polsce. Różnorakie badania na przestrzeni dekad pokazują za to, że obcowanie z jedną formą kultury napędza chęć korzystania z innych. Niedawno wykazano, że osoby najwięcej korzystające ze streamingu najchętniej decydują się też na pójście do kina. Nie inaczej jest z książkami.
Oczywiście, wolny czas Polaków nie jest z gumy i dochodzi do pewnej rywalizacji między kinem, teatrem i salą koncertową. Absurdem jest jednak stwierdzanie, że oglądanie seriali w telewizji czy na VOD pozbawiło ponad połowę Polaków szansy na przeczytanie jednej pozycji książkowej w ciągu roku. Zwłaszcza, że korzystanie ze streamingu jest domeną młodych ludzi, a to właśnie najmłodsza grupa badanych przez Bibliotekę Narodową najczęściej przyznawała się do czytania.
W tym roku 55 proc. osób mających 15-24 lat przeczytało jedną lub więcej książek. Wśród osób w przedziale 60+ ten odsetek wyniósł tylko 33 proc.
Dlatego nie można też powiedzieć, że problemem jest tylko brak czasu wolnego, bo akurat emeryci mają go więcej od czynnych pracowników. Oczywiście powodów takiego stanu rzeczy jest mnóstwo. Autorzy tegorocznego raportu wskazują na kilka z nich, w tym popularyzację rozrywki cyfrowej, niewielkie przełożenie czytania książek na powodzenie na rynku pracy i fakt, że książki nie są już jedynym źródłem wiedzy. Podane argumenty brzmią jednak dziwnie w kontekście wszystkich danych opublikowanych przez Bibliotekę Narodową.
Wyraźnie widać, że wraz z wiekiem spada zainteresowanie czytaniem (u mężczyzn nawet bardziej niż u kobiet). Cyfrowa rozrywka stanowi codzienność młodych ludzi, a Internet jest dla nich głównym źródłem wiedzy od prawie dwudziestu lat. Zrzucanie na niego winy naprawdę nie rozwiązuje prawdziwego problemu. Prawda jest taka, że w polskiej przestrzeni publicznej na globalnym poziomie mówi się tylko w kontekście dzieci. Albo się ich do książek zachęca, albo od nich odrzuca. W ostatnich latach było kilka interesujących akcji promocji czytania wśród najmłodszych, a rynek książki dla dzieci wszedł na niezwykle wysoki poziom dzięki staraniom kilku wydawnictw.
Dorośli nie doczekali się niczego podobnego. Co najwyżej mogli zainteresować się kilkoma inicjatywami, które zostały stworzone tak bardzo bez pomysłu, że nie wiadomo nawet do kogo są skierowane. Narodowe Czytanie co roku wymiera do akcji niemal wyłącznie lektury szkolne (w tym roku pozytywistyczne nowelki), co zdawałoby się wskazywać na edukacyjny aspekt tego przedsięwzięcia. Ale jednocześnie jaki jest sens mówić o lekturach, o których dzieci słyszały już wcześniej w szkole?
Podobnych problemów jest więcej. Między czytającymi nałogowo a osobami, które nawet nie tknęły książki jest coraz mniej interakcji.
Nie próbujemy w żaden sposób zachęcić do czytania przeciętnego obywatela po 30. roku życia. Jednocześnie wciąż z pogardą traktujemy komiksy, literaturę fantastyczną czy nawet książki z segmentu young adults. Książka dla dorosłych kojarzy się z nudą. Czy w podobny sposób mówimy o filmach lub muzyce? Dlatego w kolejnych latach w dalszym ciągu czeka nas totalna stagnacja. Ale skoro nie jest gorzej, to można dalej oszukiwać się, że wcale nie jest jeszcze tak źle.