Ten film świąteczny korzysta z tanich chwytów, jest infantylny, nie brakuje w nim krzykliwego kiczu, a do tego ma Ryana Reynoldsa i Willa Ferrella. Słowem: pokochacie go. Serio. Bożonarodzeniowa komercha ma tu w sobie mnóstwo uroku.
OCENA
Dołącz do Disney+ z tego linku i zacznij oglądać głośne filmy i seriale.
Mariah Carey do pary z George'em Michaelem już śpiewają w radiu o Bożym Narodzeniu, w centrach handlowych zagościły choinki i migające lampki, jarmarki pojawiły się na placach polskich miast, a jakby tego było mało, z każdej strony atakują nas świąteczne filmy. Tylko w tym roku w okresie od listopada do grudnia w różnych mediach ma zadebiutować ich łącznie około 160 (sic!).
Oczywiście, większość tych tytułów jest na jedno kopyto, bo chociażby Netflix konsekwentnie od jakiegoś serwuje nam romcomy pokroju "Niezapomnianych świąt" czy "Świąt z tobą". Niby dobre filmy to to nie są, ale mają urok, który w tym okresie do nas trafia. One karmią się naszą naiwnością wpisaną w okres Bożego Narodzenia. Żerować na niej postanowił też Apple, odświeżając dla nas klasykę - "Opowieść wigilijną" Charlesa Dickensa.
Świąteczny duch - recenzja komedii świątecznej z Ryanem Reynoldsem i Willem Ferrellem
"Świąteczny duch" to w zasadzie dwie "Opowieści wigilijne" naraz. Jedna jest z Ryanem Reynoldsem, a druga z Willem Farrellem. Obie zostają połączone ze sobą formułą bromance'u, a aktorzy grają tu po prostu... siebie. Ten pierwszy jest typem, który zdecydowanie za dużo gada i za bardzo próbuje być zabawny, a drugi z głupkowatym wyrazem twarzy przekazuje uniwersalne prawdy. Twórcy wykorzystują uwielbianych przez widzów aktorów, aby pokazać nam, o co naprawdę w Bożym Narodzeniu chodzi. Nie będę zdradzał więcej fabuły. Nie chcę psuć nikomu zabawy, bo to o nią tu przede wszystkim chodzi.
To wręcz absurdalne, jak bardzo "Świąteczny duch" chce, żebyśmy go polubili. Możemy przypuszczać, że tak samo zachowywałby się ten szczeniak ze schroniska, którego tak bardzo pragnęliśmy w dzieciństwie dostać pod choinkę, a rodzice nigdy nam go nie podarowali. Reynolds i Ferrell plątają się w kolejnych zabawno-fantastycznych sytuacjach, raz po raz rzucając wszystko, aby tańczyć i śpiewać. Film przeładowany jest musicalowymi wstawkami, które nawet jak na musicalowe standardy bywają zbyt przerysowane.
Sean Anders popada w gatunkową przesadę, serwując nam atrakcję za atrakcją i raz po raz puszczając do nas oczko, abyśmy nie traktowali fabuły zbyt serio. Z tego względu cała opowieść wydaje się grubo ciosana. Twórcom nie wszystko wychodzi, jak trzeba. Niektóre żarty (epizod z Judi Dench) wplatane są na siłę. Inne (żegnaj jako przekleństwo) szybko stają się żenujące. Wszystkie te niedociągnięcia łatwo jednak zbyć wzruszeniem ramion. Bo to samoświadome wyolbrzymianie - te wszystkie kolorowe fajerwerki mogą pochwalić się niezaprzeczalnym urokiem.
Świąteczny duch - bożonarodzeniowa komercha w najlepszym wydaniu
Oczywiście, nieraz przychodzi znużenie. Kiedy bohaterowie po raz setny wchodzą na stół, aby odśpiewać jakąś piosenkę w akompaniamencie rozentuzjazmowanego tłumu, to chce się aż zacząć świąteczne sprzątanie. Jednakże w ogólnym rozrachunku "Świąteczny duch" daje nam dokładnie to, co obiecuje - niezobowiązującą rozrywkę. Jest infantylny, głośny i stosuje mnóstwo crowdpleaserowych chwytów poniżej pasa - ale dokładnie z takiej bożonarodzeniowej komerchy czerpie swoją siłę.
Wyobraźcie sobie film, który posiłkując się "Opowieścią wigilijną", bezczelnie korzysta z motywów przepracowanych w kinie już przez "To wspaniałe życie" i "Cud na 34. ulicy", a w dodatku podaje to wszystko w krzykliwo kiczowatej otoczce rodem z hallmarkowych tytułów świątecznych - taki właśnie jest "Świąteczny duch". On ma w sobie wszystko, za co kochacie nienawidzić okresu Bożego Narodzenia i z dumą się z tym obnosi. Dzięki temu skutecznie stłamsi wewnętrznego Scrooge'a w każdym widzu. W tym roku nie znajdziecie nic lepszego do obejrzenia w obciachowym sweterku i ze szklanką ciepłego kakao w ręce.
"Świąteczny duch" już na Apple TV+.