Nowi "Pogromcy duchów" są OK. Tylko i aż OK. Zależnie od punktu widzenia (i siedzenia) jest to i wadą i zaletą tej produkcji.
Zaczyna się tak, jak można się tego było spodziewać. W Nowym Jorku dochodzi do niewyjaśnionych zdarzeń paranormalnych i domniemanych spotkań z duchami. W związku z tym, czwórka kobiet (z czego trzy z nich są doktorami parapsychologii) postanawia przyjrzeć się bliżej tym zjawiskom, z czasem zakładając własną firmę zajmującą się tropieniem i łapaniem duchów.
Mniej więcej dostajemy fabularną powtórkę z tego, co mogliśmy oglądać w oryginale z 1984 roku. Oczywiście tym razem, idąc z duchem czasu (i poprawności politycznej) zamiast czterech mężczyzn w rolach głównych są cztery kobiety. Z tym problemu akurat nie mam. "Pogromcy duchów" są w, nomen omen, duchu, komedią z grupą komików w rolach głównych, a w ostatnich latach na „rynku” filmowym pojawiła się pokaźna grupa kobiet, które świetnie sobie radzą z tym gatunkiem. Do tego trend kobiet jako bohaterek kina akcji nadal funkcjonuje, no i filmy rozrywkowe rzeczywiście potrzebują większej ilości żeńskich bohaterek i franczyz.
Poza tym, trudno narzekać na obsadę nowych "Pogromców duchów", skoro panie spisują się rewelacyjnie. Melissa McCarthy jest praktycznie taka jak zawsze, czyli zabawna i bezpośrednia, więc same plusy. Kristen Wiig również powiela swoje emploi, po raz kolejny wcielając się w trochę niezdarną i lekko dziwną postać, która swoim zachowaniem wnosi mnóstwo elementów komediowych. Leslie Jones serwuje nam luz i zdecydowanie, a Kate McKinnon to absolutne odkrycie sezonu. Słowem – jest dobrze.
Film jest naprawdę zabawny. Szczególnie pierwszy akt robi bardzo pozytywne wrażenie.
Ekspozycje postaci, zawiązanie akcji, świetne dialogi i gagi słowne – ogląda się to kapitalnie. Niestety już w środku tempo znacznie siada, humor już tak nie chwyta, a akcja przestaje wciągać. Ale na osłodę dostajemy efektowny finał, który wygląda tak, jak powinni wyglądać "Pogromcy duchów" XXI wieku.
Także w kategorii wakacyjnej komedii akcji "Ghostbusters. Pogromcy duchów" spisują się dobrze. Ale nic ponadto. Jest i zabawnie, i czasem trochę strasznie, ale całość nie wyróżnia się specjalnie na tle innych komercyjnych hitów tego lata. Nowi "Pogromcy..." nie bardzo starają się uzasadnić, czemu powstali właśnie teraz, a nie 10, 15 czy 20 lat temu.
Największy problem jaki osobiście mam z tym filmem, to fakt, że kompletnie nie uznaje on poprzednich dwóch części i rozgrywa się w innym, niejako alternatywnym uniwersum, w którym świat nigdy wczesniej o Pogromcach duchów nie słyszał.
Dość dziwny to zabieg, bo kompletnie burzy ciągłość serii, która przecież ma już swoją historię i miejsce w popkulturze (uwzględniając inflację, pierwsza część "Pogromców duchów" to najbardziej kasowy film lat 80. i jeden z najbardziej kasowych w historii kina). Także, ja rozumiem opcję zamiany obsady na totalnie nową, żeńską, ale nie do końca łapię czemu postanowiono zignorować istniejący już świat z poprzednich filmów. Przecież nic nie stało na przeszkodzie, by stworzyć po prostu dalszy ciąg "Pogromców..." z zupełnie nowymi postaciami, które kontynuują działalność poprzedników. Na takim schemacie zbudowany jest przecież znakomity "Creed", jak i chociażby "Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy". Wygląda to trochę tak, jakby wytwórnia celowo chciała rozdrażnić fanbojów serii i wywołać hejt w internecie, byleby tylko zdobyć rozgłos. Dodatkową szpilą w tej sferze są epizodyczne role oryginalnych Pogromców duchów, czyli Dana Aykroyda, Billa Murraya, Ernie’ego Hudsona, a także Sigourney Weaver, tyle że w tym razem wcielających się w kompletnie inne postaci, w dodatku każda z nich (poza Sigourney) kompletnie nie wierzy w duchy. Dla fanów serii to cios prosto w serce.
Ale poza tym, narzekać nie będę, bo nie ma za bardzo na co.
"Ghostbusters. Pogromcy duchów" to przyjemne kino rozrywkowe, które pomimo obaw i słabych trailerów, wypadło całkiem nieźle. Oczywiście, że wolę oryginał, chociaż pewnie jest tak dlatego, że po prostu jest to jeden z fimów, na których się wychowywałem, a animowany serial "Pogromcy duchów" (pamiętam, że funkcjonował on z początku jako "Duchołapy") to jedna z pierwszych bajek jakie namiętnie oglądałem jako dzieciak. Być może dzisiejsze najmłodsze pokolenie przyjmie nowych "Ghostbusters" tak jak ja starych? Tak czy siak, z czystym sercem polecam, bo to dobra zabawa, tyle że na jeden raz i bez nastawiania się na niewiadomo co.