REKLAMA

„Gra o tron” wciąż potrafi wzruszać, ale jest coraz bardziej serialem głupich decyzji. Oceniamy 4. odcinek 8. sezonu

Ostatni sezon „Gry o tron” wywołuje olbrzymie emocje wśród fanów. Najnowszy odcinek serialu również skupiony jest przede wszystkim na uczuciach między bliskimi sobie bohaterami. Epilog bitwy o Winterfell przynosi więc kilka wzruszających momentów, ale jest też pełen wad od jakiegoś czasu typowych dla hitowego serialu HBO.

gra o tron s08e04 recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Uwaga, w tekście pojawiają się spoilery dotyczące 4. odcinka finałowej serii.

„Gra o tron” z każdym tygodniem jest coraz bliższa ostatecznego zakończenia. Jedno już teraz można stwierdzić z całą pewnością - będzie to finał wywołujący niekończące się dyskusje. Wystarczy spojrzeć na sprzeczne reakcje związane z dotychczasowymi odcinkami 8. sezonu. Obok głosów bardzo mocnej krytyki pojawia się też wiele osób broniących tego jak David Benioff i D.B. Weiss chcą zamknąć opowieść nakreśloną wiele lat temu przez George'a R.R. Martina. Wydaje się, że najnowszy epizod nie zmieni zdania ani przeciwników, ani zwolenników finałowego sezonu.

Bitwa między lodem i ogniem zakończyła się zwycięstwem ludzi, dzięki poświęceniu dziesiątek tysięcy wojowników spośród ludzi Północy, Dothraków, Nieskalanych i Dzikich. Najwyższą cenę zapłaciło też kilku bohaterów znanych i lubianych przez widzów już od 1. sezonu. To właśnie im poświęcony jest początek nowego odcinka, który trafił kilka godzin temu na platformę HBO GO. Twórcy „Gry o tron” postanowili dać widzom nieco odpocząć po pełnym akcji (choć dla niektórych zbyt ciemnym) 3. epizodzie. Tego typu decyzja wydaje się pod pewnymi względami zrozumiała.

Widzowie mieli czas, żeby przelać kilka łez za zmarłych bohaterów. Bohaterowie też powinni otrzymać okazję do żałoby i radości ze zwycięstwa.

Grubo ponad połowa nowego odcinka toczy się w Winterfell i okolicach grodu. Scenarzyści skrupulatnie wykorzystują ten moment, by zaznaczyć po raz kolejny kto zginął, a kto przeżył walkę z Innymi. Wbrew oczekiwaniom (i nadziejom) części fanów Nocny Król zostaje wspomniany jedynie w kontekście Aryi, z której ręki zginął. Z jakiegoś powodu wszyscy zgromadzeni wiedzą, że to właśnie córce Neda Starka zawdzięczają życie.

Być może Bran między odcinkami się rozgadał i wszystkim opowiedział jak było, bo sama bohaterka unika tłumów. Podobnie jak Gendry'ego, który po otrzymaniu od Daenerys tytułu Lorda Burzy i prawowitego Baratheona postanawia się jej oświadczyć.

gra o tron s08e04 recenzja

„The Last of the Starks” jest odcinkiem o miłości, przyjaźni i pożegnaniach.

Swoje momenty otrzymują Jon i Daenerys, pozostali przy życiu Starkowie, Arya i Ogar, Tormund, a przede wszystkim Brienne i Jaime. Ich relacja powoli wzrastała od bardzo wczesnych sezonów serialu. Zapewne nie wszystkim widzom spodoba się, że przyjaźń i braterstwo broni zmieniły się w jeszcze głębsze uczucie, ale z całą pewnością nie można podważać wiarygodności tej przemiany. Zwłaszcza w takich okolicznościach. Czas to zresztą element, którego najbardziej brakuje w innej ważnej relacji 8. sezonu, czyli między ostatnimi Targaryenami.

Miłość między Daenerys i Jonem nigdy nie została w należyty sposób przedstawiona. Wydaje się kompletnie oderwana od ich charakterów i wymuszona na siłę przez scenarzystów, którzy potrzebowali konfliktu w ostatnich sześciu odcinkach. Szkoda tylko, że poszli w tak telenowelową formę, która po raz kolejny jest boleśnie widoczna właśnie w 4. odcinku. Melodramatyczne kwestie nie przystają takiej produkcji jak „Gra o tron”, a w rozmowie dwójki potencjalnych władców Westeros ich nie brakuje.

Dopóki jednak najnowszy epizod „Gry o tron” dotyczy relacji międzyludzkich to działa względnie nieźle. Gorzej robi się, gdy tylko wracamy do głównego wątku.

Dużo zostało już powiedziane o nieudolności Tyriona jako doradcy królowej Daenerys. Najwyższy czas postawić pod oskarżeniem jednak nie postaci, a scenarzystów serialu HBO. Poziom ich niezgrabności w wyrównywaniu szans między dwiema stronami konfliktu o Żelazny Tron robi się już powoli legendarny. Z tego właśnie powodu 7. sezon był tak często krytykowany, a kolejna odsłona nie jest wcale pod tym względem lepsza.

gra o tron s08e04 recenzja

Najpierw okazuje się, że (nie licząc wysłanych na rzeź Dothraków) tylko połowa armii Matki Smoków poległa w walce z Białymi Wędrowcami. Zupełnie co innego wydawało się pod koniec 3. epizodu, ale jak widać znaczna większość sił Daenerys chowała się przed kamerą, gdy Nocny Król wkraczał triumfalnie do Winterfell. Królowa wciąż dysponuje więc siłami, które są wystarczające do pokonania Cersei Lannister. W tym właśnie momencie pada jednak propozycja powrotu na Smoczą Skałę, na co każdy pozostający przy zdrowych zmysłach człowiek powiedziałby: „To idealne miejsce na zasadzkę. Nasz przeciwnik ma więcej statków i jest bliżej Smoczej Skały. To zły plan”. Oczywiście, żaden ze światłych doradców Daenerys na wpada na tę myśl, co z kolei sprawia, że królowa zostaje zaskoczona przez atak Eurona Greyjoya.

Przecieki z weekendu nie kłamały - Matka Smoków traci kolejne dziecko. I jest z tego powodu wściekła.

REKLAMA

A ma jeszcze więcej powodów do narzekań. Coraz więcej osób dowiaduje się o dziedzictwie Aegona Targaryena, znanego do tej pory jako Jon Snow. Wobec zbliżającej się walki, która zapewne pochłonie życie tysięcy niewinnych mieszkańców Królewskiej Przystani, prowokuje to niektóre bliskie jej osoby do rozmowy o zmianie sojuszy.

Wszystko to sprawia, że przed 5. odcinkiem finałowego sezonu większość asów jest w ręce Cersei, która w dodatku umiejętnie prowokuje swoich przeciwników, zabijając jedną z nich. Jeżeli „Gra o tron” czegokolwiek nas do tej pory nauczyła to to, że w takim momencie zwykle postać czeka niespodziewany upadek ze szczytu. I choć w ostatnich sezonach serial częściej niż z nauk George'a R.R. Martina korzysta z teleportujących się postaci (tym razem w tej roli wystąpił Bronn) i idiotycznych decyzji, to ten jeden element wciąż obowiązuje. I lepiej dla władczyni Królewskiej Przystani, by o tym pamiętała.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA