Tyrion z najciekawszej postaci „Gry o tron” stał się cieniem samego siebie. Początek 8. sezonu to udowadnia
Tyrion Lannister dla wielu widzów był symbolem „Gry o tron”. Jako postać potrafił ciągle zaskakiwać i zaciekawiać. Udowadniał, że w świecie Siedmiu Królestw spryt i wyczucie politycznej gry często okazują się ważniejsze od władzy i siły mięśni. Co więc wydarzyło się w ostatnich kilkunastu odcinkach, że Tyrion w 8. sezonie jest cieniem samego siebie, a cały jego błysk i czar dawno się ulotniły?
Wśród fanów „Gry o tron” (zwłaszcza tych, którzy zapoznali się z powieściami George'a R.R. Martina) panuje dosyć powszechny konsensus, że od 5. sezonu serial HBO robi się coraz słabszy. Z taką tezą można się pod pewnymi względami kłócić, ale jej zwolennicy mają w zanadrzu kilka koronnych dowodów. Jednym z nich jest sposób, w jaki od 5. serii rozwijana była postać Tyriona.
Młodszy syn Tywina Lannistera od samego początku zwrócił uwagę widzów. Brawurowo zagrany przez Petera Dinklage'a, Tyrion wyróżniał się na tle poważnych Starków i zadufanych Lannisterow. Jego niepoprawny politycznie humor, pogoda ducha, spryt i ciekawość świata pokazywały, że „Gra o tron” nie będzie standardowym serialem o dzielnych rycerzach i pięknych pannach. Niewiele postaci z serialu przeżyło w tym czasie tak wiele różnorodnych przygód, z których potrafili wyjść obronną ręką. W międzyczasie Tyrion udowodnił, że jest też dobrym dowódcą, który potrafi skutecznie bronić Królewskiej Przystani. Wydawało się, że 4. sezon będzie przełomowym momentem dla tego bohatera.
Tyrion został oskarżony o zamordowanie Joffreya i postawiony w sytuacji ostatecznej przez znienawidzonego ojca i siostrę.
Peter Dinklage dał wówczas jeden z najwybitniejszych aktorskich popisów w całej „Grze o tron”. Gdy na koniec 4. serii Tyrion zemścił się na Tywinie i Shae, a potem uciekł z Królewskiej Przystani wielu sądziło, że to początek zupełnie nowej odsłony w jego życiu. I faktycznie tak się stało, gdy Tyrion dołączył do świty królowej Daenerys. Problem w tym, że nieszczególnie mamy do czynienia z tym samym bohaterem. Lannister zagubił bowiem gdzieś po drodze cały swój spryt, nieustępliwość i humor.
Jako pierwsze ucierpiały dowcipy i powiedzonka Tyriona. Mężczyzna znany niegdyś z ostrego humoru i błyskotliwych odpowiedzi, których drugie dno było wyłapywane tylko przez najinteligentniejszych rozmówców, stał się specjalistą od drętwych dowcipów. Było to wyraźnie widać w trakcie jego podróży z Varysem. Powtarzany w kółko mierny dowcip o pozbawionym jaj Pająku przypadł zresztą scenarzystom tak bardzo do gustu, że uznali za stosowne otworzyć nim premierowy odcinek 8. sezonu (!). Po ucieczce z Królewskiej Przystani nie można było jednak Tyrionowi odmówić nadal pewnej energii, która sprawiała, że brał sprawy w swoje ręce.
Wszystko to skończyło się wraz z poznaniem Daenerys Targaryen. Od 6. sezonu Tyrion okazał się nagle miernym strategiem i fatalnym namiestnikiem.
Nie jest tak, że Lannister nie popełniał wcześniej żadnych błędów i doskonale orientował się w sztuce wojny. Działał jednak w niezwykle trudnych warunkach. W stolicy nie brakowało doświadczonych polityków, którzy knuli swoje intrygi na długo przed jego przybyciem, a Tyrion musiał też sobie radzić z rozkapryszonym królem i kpinami z jego wzrostu. Mimo wszystko poradził sobie zaskakująco dobrze. W Meereen sytuacja wyglądała całkowicie inaczej.
Tyrion trzymał w rękach niemal pełnię władzy. Działał co prawda w imieniu królowej Daenerys, ale z powodu jej nieobecności wszystkie decyzje podejmował samodzielnie. Jego negocjacje z handlarzami niewolników zakończyły się całkowitą klęską i mogłyby doprowadzić do utraty miasta, gdyby nie powrót Daenerys i jej smoków. A po przybyciu do Westeros nie było wcale lepiej. Królowa błyskawicznie traci Dorne i Wysogród. Mimo najpotężniejszej armii spośród wszystkich walczących o Żelazny Tron jest też zmuszona do ciągłego wykorzystywania swoich smoków jako asa w rękawie. Rady Tyriona są w ogromnej mierze fatalne, a Lannister coraz bardziej traci poważanie ostatniej z Targaryenów.
Z jakiegoś powodu gubi gdzieś po drodze całą swoją przenikliwość i energię, czego największym dowodem próba pertraktacji z Cersei.
Każda osoba, która zna władczynię Królewskiej Przystani, była w stanie powiedzieć, że to zły pomysł. Chęć przekonania Cersei do współpracy kosztowała siły sprzymierzone z Jonem Snowem i Daenerys życie Thorosa z Myr i smoka Viseriona, dzięki któremu Nocny Król zniszczył Mur. Wszystkie te porażki spadają na głowę Tyriona, ale jego największym błędem w 7. sezonie i tak jest wiara w prawdomówność siostry. Jaki umiejętny namiestnik zgadza się na sojusz bez żadnych gwarancji? Dlaczego nie zażądał od Cersei części jej armii lub pieniędzy w ramach zaliczki? Naprawdę nie sposób powiedzieć.
W premierowym odcinku 8. serii naiwność Tyriona wytyka Sansa Stark, po wielu miesiącach ubierając w słowa całą krytykę fanów. Spotkanie tej dwójki bardzo dobrze pokazuje zresztą problemy ostatnich kilku sezonów „Gry o tron”. Gdy Sansa i Tyrion widzieli się po raz ostatni, ona wciąż była przestraszoną i naiwną dziewczyną dręczoną przez Lannisterów. Teraz jest dumną lady Winterfell, która nagle doskonale zna się na zarządzaniu ludźmi i przygotowaniach do wojny. Jak się tego nauczyła? Czy wszystkie te zdolności zdobyła w trakcie podróży z Littlefingerem, akurat gdy ich nie widzieliśmy na ekranie? Oczywiście, nie.
Twórcy „Gry o tron” od pewnego czasu coraz częściej poświęcają charakter postaci i wewnętrzną logikę jej zachowań, żeby posunąć do przodu fabułę.
Nocny Król musi zdobyć smoka? W takim razie sprawmy, żeby Daenerys poszła za Mur. Ale w jaki sposób to zrobić? Niech Tyrion zasugeruje bezsensowną próbę przekonania Cersei do sojuszu. Ale przecież nie możemy połączyć dwóch wrogich obozów, bo nie będzie konfliktu o tron. Nie ma problemu, przecież namiestnik Daenerys nie musi w żaden sposób wpływać na siostrę, żeby szanowała wcześniejsze ustalenia. Podobnych sytuacji w ostatnich dwóch sezonach było mnóstwo. Tyrion stał się po prostu konieczną ofiarą fabuły.
Co też nie pozostało bez wpływu na grającego go aktora. Wyraźnie widać, że w Peterze Dinklage'u zostało niewiele pasji i świeżości, które pokazywał na początku „Gry o tron”. Od pewnego czasu, kiedykolwiek pojawia się na ekranie nosi twarz człowieka znużonego i średnio zainteresowanego tym, co dzieje się na ekranie. Dlatego akurat dla Tyriona dobrze, że „Gra o tron” dobiega końca.