Gry przygodowe to produkcje, które każą myśleć, kombinować i główkować. To z jednej strony rozrywka, z drugiej zaś ciężkie zadanie dla każdego, kto chce się z nimi mierzyć. Niemal niezmienne w swej formie, jako chyba jedyny gatunek.
Na wstępie zaznaczę, że w swoich żalach pomijam całkowicie gry sportowe. To niesamowity ewenement, w którym technika tylko popycha do przodu kolejne części FIFY czy NBA. Zmieniane zostają licencje, co samo w sobie stanowi o potrzebach kontynuacji, jednak wraz z nimi, twórcy dodają znacznie więcej. Realizm, przełożenie rzeczywistych trików na wirtualne odpowiedniki, widowiskowość czy profile konkretnych piłkarzy. Od zawsze jednak ze sportówkami byłem na bakier, więc ten temat zostawię jego oddanym fanom.
Spójrzy na jeden z najlepiej sprzedających się gatunków gier komputerowych - gry akcji. Niegdyś człowiek przeszukiwał każdą ścianę w Wolfenstein 3D, bo w końcu za co którymś obrazem wąsatego przywódcy schowane były sztabki złota. Pozycja każdego przeciwnika była doskonale znana, odmienne wrogie jednostki miały zróżnicowane zachowania i gracz stawał się mistrzem w technikach walki z każdym z nich. To ekstremum sprzed wieków, którym nie warto zawracać sobie głowy? Posuńmy się więc nieco dalej - żeby nie odejść klimatem - do Return to Castle Wolfenstein. Punkty życia postaci były mocno limitowane, natomiast gracz wiedział, że już wkrótce podniesie się potężna żaluzja, która uwolni dwa monstra poruszające się w powietrzu na elektrycznym tułowiu. Dziesiątki śmierci w tym miejscu wymuszały zmyślną taktykę. Natomiast innym razem widoczny był skarb za kratkami nad kominkiem, jednak mimo rosnącej frustracji, ciężko było dojść do tego, jak dostać go w swoje ręce.
Co zaś mamy dziś? Call of Duty, które jest zabawką na leniwe popołudnie dające relaks i poczucie siły dymiącej z lufy karabinu. Gry z tej serii przechodzi się w jedno, maksymalnie dwa popołudnia. Kiedy przeciwnik przykryje nas ogniem zaporowym, nie przeklinamy na spadający pasek życia, który każe nam użyć długo ciułanych apteczek. Wystarczy schować się na chwilę w kącie i poczekać, aż czerwona poświata przed oczami zniknie. Tak oto cali i zdrowi ruszamy w kolejny bój i bierzemy na kolbę przeciwnika, który jeszcze przed chwilą myślał, że podziurawił nas jak sito.
Skąd bierze się ta zaraza będąca wypaczeniem niegdyś wymagających FPSów i TPSów? Jednym z rozwiązań może być zmieniona rola gier. To już nie produkcje ubogie techniczne, które wciągały przede wszystkim dzięki ciężkim do rozgryzienia problemom. Teraz przyciąga oprawa, natomiast rola gracza ogranicza się do oglądania cudów silnika graficznego i fizyki. Taki w założeniu był pierwszy Far Cry, ale miał stanowić wyjątek od reguły. Ups, coś poszło w złą stronę.
Natomiast przygodówki trzymają dokładnie taki sam poziom jak -naście lat temu. Pamiętam, kiedy ślęczałem z własnymi, robionym na papierze notatkami, podczas gry w Neverhood. Podobnie później spisywałem symbole z totemów w Najdłuższej Podróży. Tak samo i teraz męczę się nad niektórymi z zagadek w Machinarium. Czuję, że twórcy nie robią ze mnie głupka, który kiedy raz otrzymał wspomaganie celowania korzystając z pada na PS3, teraz nie potrafi już wymierzyć headshota myszką.
Jeszcze tylko przez kilkanaście godzin można skorzystać z promocji na Good Old Games. W przygodówkowej ofercie za maksymalnie kilkanaście złotych jest i Najdłuższa Podróż, i Dreamfall, a także Machinarium oraz wiele innych zasługujących na uwagę tytułów. W pakiecie cała oferta 12 gier kosztuje nieco ponad 53 dolary. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby cyfrowo zakupić tylko konkretne przygodówki, jednak większość z nich zdecydowanie zasługuje na uwagę.