REKLAMA

Piękna animacja to za mało, gdy konkurencja jest tak ostra. Recenzujemy Hildę od Netfliksa

Netflix poszerzył swoją bibliotekę o kolejną oryginalną animację. Hilda to produkcja przeznaczona raczej dla młodszych widzów. I w tym leżą zarówno jej siły, jak i słabości.

hilda
REKLAMA
REKLAMA

Serial animowany Hilda na papierze wpisuje się w panujące obecnie trendy. To adaptacja komiksu o tym samym tytule (znana też jako Hildafolk) autorstwa Luke'a Pearsona. Jego dzieła zrobiły zawrotną karierę w Wielkiej Brytanii i Europie. Do tej pory wydano pięć tomów Hildy, a niektóre z nich otrzymały prestiżowe nagrody na konkursach i festiwalach komiksowych.

Produkcja Netfliksa jest stosunkowo wierną adaptacją komiksów Pearsona. I mam tu na myśli, tak wierność estetyki, jak i fabuły. Część odcinków opowiada historie znane z powieści graficznych, a część to zupełnie nowe opowieści. Z jednej strony to gratka dla fanów, którzy będą mogli zobaczyć Hildę i jej przyjaciół ożywionych za pomocą animacji. Z drugiej istnieje ryzyko znudzenia części odbiorców świetnie zaznajomionych z twórczością Pearsona.

Fabuła Hildy została silnie zainspirowana skandynawskimi mitami.

Akcja serialu toczy się w wyimaginowanym świecie przypominającym XX-wieczną Skandynawię. Oprócz zwykłych ludzi można tam spotkać stwory ze skandynawskich mitów (choć nie tylko), jak trolle, elfy, ptak grom czy olbrzymy i leśni ludzie. Główna bohaterka mieszka ze swoją mamą w dziczy, gdzie na co dzień spotyka mityczne istoty i próbuje się z nimi zaprzyjaźnić. Niedługo obie będą zmuszone przeprowadzić się do miasta Trollberg.

Postacie przedstawione w serialu wpisują się w stereotypy znane z wielu innych produkcji dla dzieci, takie jak: nadopiekuńcza mama, fajtłapowaty kolega czy mądralińska prymuska. Najciekawszą, najbardziej skomplikowaną postacią jest sama Hilda. To żądna przygód, inteligentna i pakująca się w kłopoty dziewczynka. Jest też jednak ogromną egoistką, co serial do pewnego stopnia stara się pokazać. W pogoni za nowymi wrażeniami często nie zastanawia się nad kosztami i konsekwencjami. Nie jest to poziom BoJacka Horsemana, ale Hildzie daleko do słodkich, miłych dziewczynek, które często są protagonistkami bajek dla dzieci.

To plus animacji Netfliksa, ponieważ będzie w stanie zainteresować tak dziewczynki, jak i chłopców. Brak podziału płciowego to obecnie standard animacji dla młodszych widzów. Cieszy, że Netflix zainwestował w produkcję, która jest inkluzywna i zdolna trafić do szerokiego grona młodych odbiorców. A przy tym nie bije po oczach sztucznym wyrównywaniem szans.

Największa siła Hildy leży w pięknie jej animacji.

hilda animacja netflix class="wp-image-205636"

Na pierwszy rzut oka kreska Hildy może się wydawać prosta, a animacje minimalistyczne, ale to tylko pozór. Uproszczone projekty postaci mają jedynie odbijać się na zjawiskowych, przepięknych tłach. Daje to jasność widzenia i pozwala uniknąć chaosu wynikającego ze zbyt dużej ilości bodźców wzrokowych. Kolory użyte przez animatorów utrzymane są w jednej palecie ciepłych brązów i błękitów, a na niektóre kadry można by patrzeć godzinami. To właśnie wygląd serialu Netfliksa przyciągnie również starszych fanów animacji. Niestety, nie na długo.

Hilda sprawdza się bardzo dobrze jako animacja dla dzieci, ale nie będzie w stanie konkurować z najlepszymi jeśli chodzi o dorosłych odbiorców. Obecnie prawie każdy serial teoretycznie nastawiony na dziecięcego odbiorcę potrafi również przyciągnąć dorosłych. Zaczęło się od My Little Pony: Przyjaźń to magia, a prawdziwe mistrzostwo osiągnęły w tym produkcje Wodogrzmoty małe i Harmidom. To seriale, które dzięki fantastycznym fabułom, tajemniczości, podejmowaniu dojrzałych wątków i przede wszystkim dziesiątkami odniesień do popkultury, zapewniły sobie ogromny fandom w grupach wiekowych, do których teoretycznie nie były skierowane.

REKLAMA

Hilda jest pod tym względem dziełem znacznie bardziej oldschoolowym. Opowiada tylko tą historię, którą widzimy na powierzchni. Nie operuje prawie wcale językiem niedopowiedzenia i meta-humoru. Zemściła się tu także tendencja, by opierać się na powieści graficznych Pearsona. Fabuła serialu teoretycznie zmierza do jakiejś konkluzji, ale to bardziej szereg luźno powiązanych epizodów niż wielka, mitologiczna opowieść do odkrycia. Być może rynek potrzebował takiego starszego podejścia, ale obawiam się, że nowy serial Netfliksa zawiedzie dużą grupę odbiorców. I to mimo, że jest naprawdę udaną produkcją dla dzieci. A może właśnie dlatego.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA