Czym serialowa „Informacja zwrotna” różni się od książki? To wierna adaptacja, ale nie dorównuje powieści
Serial „Informacja zwrotna” Netfliksa to doskonały przykład tego, jak należy pisać i realizować adaptację prozy. O ile bowiem znajduję oryginał autorstwa Jakuba Żulczyka dziełem najzwyczajniej świecie lepszym, pełniejszym w kontekście rdzenia tej historii, o tyle muszę przyznać Kacprowi Wysockiemu i Leszkowi Dawidowi, że wykonali niesamowitą robotę. Twórcy umiejętnie wycisnęli z materiału źródłowego wszystko to, co nadaje się do przełożenia na język innego medium, odpuszczając elementy, które lepiej sprawdza się na papierze. Jeśli zaś chodzi o różnice stricte fabularne, nie jest ich wcale tak wiele. Poniżej wymieniam te najistotniejsze.
„Informacja zwrotna” to adaptacja najlepszej w moim odczuciu powieści Jakuba Żulczyka - książki, którą cenię z wielu powodów. Siłą rzeczy obawiałem się zatem wersji ekranowej, tym bardziej, że wszyscy wiemy, jak to jest z adaptacjami - łatwiej o tę felerną niż zgodną z duchem oryginału. A jednak Netfliksowi się udało - pięć odcinków okazało się naprawdę wiernych oryginałowi, choć przecież nie zabrakło w nich odstępstw.
Wszystko to, co w powieści kluczowe, przetrwało; Leszek Dawid i Kacper Wysocki okazali jej szacunek oraz dołożył wszelkich starań, by serialowy Kania przeszedł z grubsza tę samą drogę, co powieściowy. Żadna z decyzji o modyfikacji źródła nie odbiła się na opowieści - przeciwnie, wyrwała z niej to, co najlepiej sprawdza się na ekranie, co może na nim zadziałać, co sprawdza się w odcinkowej formie wizualnej. Tylko - i aż tyle. Bez dopowiadania, dopisywania niepotrzebnych wątków, dziwnej zabawy charakterami. Ukłony.
Czytaj więcej o prozie i adaptacjach Jakuba Żulczyka:
Tym z was, którzy oryginału nie czytali i zastanawiają się teraz, czy mimo wszystko warto po niego sięgnąć, podpowiem: owszem. Książka posiada bowiem coś, czego serial czy film nigdy tak dobrze nie odzwierciedlą: perspektywę. Pierwszoosobowa narracja jest w „Informacji zwrotnej” kluczowa, zabiera nas bowiem do wnętrza przepitego, przesiąkniętego żalem, trwogą i złością umysłu Kani. Żulczyk z przejmującą wiarygodnością zobrazował punkt widzenia człowieka chorego, ale i zrozpaczonego. Przekonująco opisał stan zagubienia, upojenia, głodu, majaków.
Serial Netfliksa to obraz wstrząsający, owszem - każdy, kto doświadczył bliskich interakcji z podobnymi osobnikami z pewnością doceni wybitną kreację Arkadiusza Jakubika. Powieść gwarantuje jednak doświadczenie bardziej immersyjne, potężniej wpływając na odbiorcę. Wpływ ten może okazać się motywacją, przestrogą, albo po prostu sprawnym zabiegiem potęgującym autentyczność. Tak czy inaczej, przykuwa nas do Marcina, zbliża do niego, generując znacznie więcej emocji. Głównie niekomfortowych, co nie zmienia faktu, że wartościowych.
Dla tych z was, którzy jednak nie zamierzają zapoznać się ze źródłem (i tych, którzy nie pamiętają oryginału i zastanawiają się, jak wiele istotnych różnic wprowadził Netflix), przygotowałem skromny spis największych różnic. Podkreślę przy okazji, że w przypadku serialu nieco większy ciężar położony jest na wątek kryminalny - między innymi za sprawą tego, o czym pisałem wyżej.
Informacja zwrotna: serial i książka. Różnice
- Twórcy zmienili kolejność niektórych wydarzeń i pominęli lub zmarginalizowali część wątków, by uzyskać bardziej kryminalną, thrillerową dynamikę. Serialowa historia skupia się niemal w całości na rodzinie Kaniów, nie poświęcając tyle uwagi spotkaniom AA, nie zgłębiając historii niemałego grona ich uczestników. Tym Żulczyk poświęcił znacznie więcej czasu.
- Marcin Kania. Można powiedzieć, że tragizm jego serialowej wersji jest większy - to zdecydowanie bardziej pozytywna postać, niż ta opisana w książce, w związku z czym nieco łatwiej mu współczuć. Widzimy, że bardzo kocha i chciałby przestać, ale nie potrafi. To wygładzony obraz. Oryginalny Kania budzi więcej odrazy, choć i na litość nie zabrakło miejsca. Dopuścił się też czynów, których na ekranie nie zobaczymy - jak choćby zabicia własnego psa po pijaku w ramach zemsty na rodzinie czy napaści seksualnej.
- Mniej jest też o Uli i samym Piotrku, jego relacjach, a co za tym idzie - mniej o kwestii depresji i jej bagatelizowania, braku zrozumienia, zainteresowania.
- Zrezygnowano z postaci Kruszynki, kochanki Marcina.
- No i finał. W oryginale Marcin wygłosił dość długi monolog na spotkaniu grupy - tuż przed głosowaniem. W serialu z niego zrezygnowano.
Jak widać - nie jest tego aż tak wiele.