REKLAMA

Jeśli „Ślepnąc od świateł” złapało was za krtań, bądźcie pewni, że „Dawno temu w Warszawie” ją zgniecie

To była spektakularna niespodzianka. Na początku września tego roku polscy czytelnicy zadrżeli z ekscytacji - okazało się bowiem, że Jakub Żulczyk, jeden z najbardziej poczytnych rodzimych autorów, w tajemnicy napisał nową książkę. Zapewne nie byłoby mowy o takich emocjach, gdyby nie fakt, że chodzi o kontynuację bodaj najchętniej czytanej i najbardziej cenionej powieści twórcy: "Ślepnąc od świateł". Sequel pod tytułem "Dawno temu w Warszawie" trafił na półki księgarń zaledwie półtora miesiąca po tym, jak świat dowiedział się o jego istnieniu; tylko w preorderze zamówiono imponującą liczbę 15 tys. egzemplarzy. Myślę, że nabywcy nie będą żałować.

jakub żulczyk dawno temu w warszawie książka recenzja opinie ślepnąć od swiateł
REKLAMA

22 października 2023 roku minęło dziewięć lat od dnia wydania powieści "Ślepnąc od świateł". Na ostatnich stronach diler Jacek wręczył swojej przyjaciółce, Pazinie, dwadzieścia tysięcy dolarów i bilet lotniczy do Argentyny. Pożegnał ją, stojąc w kroplach czarnego deszczu, a gdy odeszła, zadzwonił telefon.

16 października 2023 roku doczekaliśmy się kontynuacji tej historii - i choć publikacje tych książek dzieli blisko dekada, "Dawno temu w Warszawie" zabierze nas znowu do tamtej chwili. Przynajmniej na trochę, w pewnym momencie - większość akcji nowej powieści rozgrywa się bowiem w 2020 roku, gdy fala pandemii zamyka Polaków w domach. Wówczas prawdziwe zło wypełza z trzewi miasta na jego opustoszałe ulice.

Czytaj więcej o Jakubie Żulczyku na łamach Spider's Web:

REKLAMA

Dawno temu w Warszawie

To była prawdziwa przyjemność: śledzić, jak przybrudzony styl Żulczyka ewoluuje. Nie twierdzę, że jego kościec uległ zmianie - to wciąż styl poszarpany, lubiący krótkie zdania, wyliczenia, unikający wyświechtanych zabiegów językowych czy pospolitych przenośni. Pisarz wydobywa narrację z trzewi swoich bohaterów, łączy naturalistyczne formy z niesztampowymi, kreatywnymi i nieraz cudownie kontrastująco poetyckimi metaforami. Nikt u nas tak nie pisze. Może i próbują, w porządku, ale efekt pozostawia wiele do życzenia. W "Informacji zwrotnej", najlepszej - moim zdaniem - jego powieści, Żulczyk osiągnął w tym, myślę, maestrię. A "Dawno temu w Warszawie" podtrzymuje do wrażenie. Czytanie Żulczyka - jako sam proces obcowania z jego językiem, przyjmowania bodźców płynących z połączenia tych konkretnych wyrazów i znaczeń - potrafi być cudownym doświadczeniem, przypominającym sedno długich sesji z literaturą. Sesji, w których nie chodzi wyłącznie o opowiedzianą historię.

Nie inaczej jest z budową atmosfery, w tym wypadku odtworzeniem klimatu "Ślepnąc...", gęstego, lepkiego i smolistego jak skryte w warszawskich podziemiach zło. Jest chłodno i duszno zarazem, każdy kolejny rozdział boleśniej zaciska żelazną obręcz na żołądku, napięcie konsekwentnie rośnie, uparcie i nieubłaganie. Jak to w sequelach bywa - w "Dawno temu..." jest "bardziej i więcej" (i nie mam tu na myśli objętości książki), ale w najlepszym tego hasła znaczeniu. Nowa powieść okazuje się jeszcze cięższa tonalnie, ale nie sprawia to, że w pewnym momencie obojętniejemy lub, przeciwnie, czujemy nadmiar i mamy dość (choć, nie ukrywam, bywają chwilę, kiedy chce się od niej odpocząć). Pragniemy się z nią zmierzyć, stanąć do walki i prześledzić tę przepełnioną smutkiem i przemocą opowieść - o ile jesteśmy wcześniej świadomi, że nie sięgnęliśmy po relaksującą rozrywkę, a po coś, co potrafi wywołać dyskomfort, ale i zapewnić satysfakcję. Na kilku poziomach.

REKLAMA

Co zaś się tyczy aspektów fabularnych - daruję sobie oczywistości o spójnych w ramach tej i poprzedniej powieści bohaterach, przekonujących motywacjach, złożonych charakterach i psychologii, interesująco naszkicowanych drogach i angażujących relacjach. Mój jedyny problem jest związany z ikonicznym Dariem, postaci-alegorii, symbolicznej, metaforycznej, siłą rzeczy wyolbrzymionej i przejaskrawionej. Niestety - spokojnie, daruję sobie spoilery - w pewnym momencie odczułem przesyt, nadmiar przerysowania, przekroczenie granicy, która dzieliła przerażającą istotę z Żulczykowej wizji mrocznej Warszawy od komiksowego arcyłotra. Trochę szkoda.

A jednak - "nadeszło groźne i inne". Inne, owszem, ale utrzymujące ustanowioną w "Ślepnąc..." tożsamość. I dobrze. Jeśli pierwszy tom zbił was z nóg, drugi wgniecie was w brudny asfalt. "Dawno temu w Warszawie" wciąga, zaskakuje, męczy i satysfakcjonuje. To świetna, choć znacznie bardziej efekciarska fabuła, która momentami może zdziwić stopniem przerysowania. Rzecz w tym, że w ostatecznym rozrachunku te świadome przecież zabiegi doskonale oddają naturę tego, o czym tak naprawdę najnowsze dzieło Żulczyka traktuje. Ten syf może zmyć tylko potop.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA