Gdy HBO postanowiło zrezygnować z realizacji lokalnych produkcji na terenie Europy, losy „Warszawianki” - wyczekiwanego serialu na podstawie scenariusza Jakuba Żulczyka - stanęły pod znakiem zapytania. Stało się jednak tak, że SkyShowtime zakupiło prawa do tego i wielu innych tytułów koncernu. Dzięki temu nareszcie - po upływie trzech lat od ogłoszenia rozpoczęcia zdjęć - produkcja w reżyserii Jacka Borcucha nareszcie trafi na ekrany. Warto było czekać.
OCENA
Oczywiście, że skojarzenia "Warszawianki" z "Californication" nasuwają się same - w końcu w obu przypadkach pochylamy się nad pogubionym, popularnym pisarzem-playboyem w średnim wieku. Zarówno Hank Moody, jak i Franciszek "Czuły" Czułkowski (Borys Szyc) wciąż poszukują: zrozumienia, sensu, bliskości czy - jak każdy - szczęścia, regularnie zbierając oklep od życia, ale też uparcie i zawzięcie podnosząc się z desek i stając do walki w kolejnej rundzie. Niechęć do samego siebie - wyciszana dymem, wódą i pasami koksu - nie jest na tyle potężna, by pozbawić ich wiary w to, że jeszcze może być pięknie. A przecież kiedyś już było: mieli wszystko. Stracili to, owszem, z własnej winy, ale to wcale nie oznacza, że nie uda im się tego odzyskać. Muszą próbować.
Na tym jednak podobieństwa się kończą - zapomnijcie o tej kultowej, ale kiepsko starzejącej się amerykańskiej produkcji skupionej na infantylnym, pozersko analogowym i fałszywie liberalnym seksoholiku. "Warszawianka" to coś więcej, niż przeniesienie tamtych tropów i charakterów na rodzimy grunt; serial Borcucha opowiada zupełnie inną - fabularnie, tonalnie, tematycznie - historię. O zupełnie innych ludziach.
Czytaj także:
Warszawianka: recenzja serialu SkyShowtime
Drugiego takiego serialu na polskim rynku nie ma - i nigdy nie było. To w pewnym sensie zaskakujące, bowiem w "Warszawiance" mogą przejrzeć się nie tylko poplątani czterdziestolatkowie, którzy nie odnaleźli się w sztywnych ramach społecznych norm i presji (więcej: postanowili pokazać im środkowy palec). Wielkomiejski pejzaż nie jest żyzną glebą wyłącznie dla wielkomiejskich - jak powiedzieliby niektórzy: "wydumanych" - problemów. Przeciwnie, ta opowieść skrywa w sobie znacznie więcej: od różnorodnych, wiarygodnie skonstruowanych i błądzących postaci, poprzez szeroką gamę mniej lub bardziej uniwersalnych bolączek współczesnej codzienności, aż po garść wnikliwych rozważań (dotyczących między innymi konfrontacji z oczekiwaniami, zrozumienia i przebaczania samemu sobie, wzorców męskości, przemijania czy ojcostwa).
Serialową rzeczywistość obserwujemy z perspektywy Czułego, wsłuchując się przy okazji w jego narrację z offu, w komentujące ją spostrzeżenia. Czuły opowiada, a my wierzymy, że gość musi być niezłym pisarzem - cudowny miks łobuzerstwa, serca i lekkiej melancholii to przecież dzieło Jakuba Żulczyka. Pisarz wykorzystał swój talent do budowy pełnowymiarowych, przekonujących charakterów i niepodrabialnych dialogów (z jednej strony sprawnie naśladujących naturalną rozmowę, z drugiej: podszytych literacką wrażliwością), by utkać prawdopodobnie jeden z najlepszych scenariuszy w historii polskich seriali. Okej, uczciwie podkreślam, że jak na razie widziałem sześć z jedenastu odcinków, więc dopuszczam możliwość zmiany oceny po seansie całości - mam jednak przeczucie, że prędzej będzie to "oczko" w górę, niż w dół.
Osobiście najbardziej cenię sobie w „Warszawiance” czułość i empatię, z jakimi twórcy podchodzą do swoich postaci. To też wyróżnia polską produkcję na tle tak wielu innych: dość oceniania i bezrefleksyjnego pastwienia się. Jasne, Czuły zbiera od życia liścia za liściem, sam też popełnia całą masę głupot, a jednak obserwujemy go perspektywy zrozumienia. Przyglądamy się tej słodko-gorzkiej historii z życzliwą ciekawością (która nie jest tożsama z akceptacją destrukcyjnych zachowań), co wydaje mi się dojrzałą i bardzo ludzką w istocie formą przekazu i odbioru.
Dodajmy do tego ducha pięknej przekory, kiedy to dobre serce i chęć postąpienia w sposób właściwy spotykają się z rechotem losu (znamy, byliśmy tam). Dodajmy też: cudowną życiową energię, która napędza nas do dalszych prób mimo licznych porażek; fenomenalnego Szyca w najbardziej czarującej i poruszającej roli w jego karierze; ducha stolicy, w której szkło, pęd, piękno i postęp ścierają się z grafitem, brudem i swojską brzydotą. Oto "Warszawianka" - oglądajcie.