REKLAMA

Skąd się bierze krew w horrorach? Specjalistki opowiadają, jak powstają przerażające efekty specjalne

Klaudyna Góralska i Zuzanna Świeboda są charakteryzatorkami, które zajmują się praktycznymi efektami specjalnymi. Mówiąc w prostych słowach, to one sprawiają, że na ekranie widzicie krew, a na ciele aktorów pojawiają się rany i siniaki. Prócz tego za pomocą prostetyków (sztucznych elementów ciała) potrafią zmienić rysy twarzy, wiek czy nawet płeć. Do wyboru do koloru.

efekty specjalne horrory krew
REKLAMA

U Klaudyny Góralskiej zainteresowanie efektami specjalnymi zaczęło się, kiedy oglądała "Z archiwum X" w latach 90. Podczas seansów zastanawiała się, "jak to zostało zrobione" - w jaki sposób powołano do życia danego potwora, a krew aktorów zalewa ekran. Po liceum zdecydowała się więc jeździć do Warszawy, gdzie skończyła jedyną wtedy w naszym kraju szkołę charakteryzacji Marii Dziewulskiej. To było 18 lat temu. Teraz nie tylko pracuje w branży, ale też uczy swojego fachu w Szkole Charakteryzacji i Makijażu FAM w Krakowie. Dzięki temu poznała moją drugą rozmówczynię.

Zuzanna Świeboda uwielbia horrory, przez co jak sama mówi, oszalała, kiedy pewnego dnia trafiła na pokaz charakteryzacji i zobaczyła Klaudynę Góralską zmieniającą człowieka w zombie. Stwierdziła, że chce się tego nauczyć, przez co zapisała się do FAM-u. Moje rozmówczynie najpierw łączyła więc relacja mentor-uczeń, ale potem się zaprzyjaźniły. Dzisiaj zdarza im się pracować razem zarówno przy polskich, jak i zagranicznych produkcjach. W swojej wspólnej filmografii mają "Prime Time" (Klaudyna grała charakteryzatorkę, Zuzanna była charakteryzatorką za kamerą), 2. sezon "Barbarians", serial "Westwall" (Zuzanna zajmowała się koordynacją statystów, Klaudyna charakteryzacją) i amerykańskie "Perfect Addiction".

REKLAMA

Praktyczne efekty specjalne vs. CGI

Klaudyna Góralska i Zuzanna Świeboda mówią, że charakteryzacja to w skrócie odwrotność make-up’u upiększającego. Dorabiają bowiem aktorom wory pod oczami, zmarszczki czy popękane naczynka. Dzięki moim rozmówczyniom filmowi i serialowi bohaterowie krwawią, a na ich ciałach pojawiają się rany – płytsze lub głębsze. To do nich też zgłaszają się twórcy, kiedy potrzebują, aby zmienić coś w wyglądzie odtwórców ról – mogą to być rysy twarzy, wiek, a nawet płeć. Wszystko bez użycia komputera.

"E tam, po co cię męczyć. Za pomocą CGI można dzisiaj załatwić to wszystko prościej i taniej" – zaraz ktoś powie. Niby tak, ale jak to wygląda? Klaudyna Góralska przypomina, że na przełomie wieków mieliśmy do czynienia z boomem na efekty komputerowe. Zaczęto jednak od nich odchodzić, bo po latach oczy bolą, kiedy się na nie patrzy.

Najlepszym rozwiązaniem jest umiejętna współpraca, czyli łączenie efektów komputerowych z charakteryzacją. Kiedy CGI wspomaga "practicale", wychodzą rzeczy niesamowite. W ten sposób rodzi się realizm. Weźmy na przykład "Mad Max: Na drodze gniewu". Charlize Theron miała mieć odciętą rękę, więc nałożyli na nią zielony rękaw i wykluczowali ją w postprodukcji. Gdybyśmy chcieli zrobić to samo za pomocą charakteryzacji, trzeba by rękę jakoś ukryć, na przykład w kostiumie. Siłą rzeczy wyglądałoby to zupełnie inaczej. Co jednak w filmie było można, robiono za pomocą praktycznych efektów specjalnych, wygładzając to potem w postprodukcji. Dzięki temu ten film wciąż wybrzmiewa z pełną mocą. Dlatego się nie zestarzał, a charakteryzacja i CGI wspólnymi siłami zachwycają na ekranie.

– mówi Zuzanna Świeboda.
Mad Max: Na drodze gniewu

Jak wygląda praca przy praktycznych efektach specjalnych?

Według moich rozmówczyń przyszłością ich branży jest właśnie współpraca między efektami praktycznymi a komputerowymi. Te drugie nie są bowiem (i długo nie będą) na takim etapie, aby móc całkowicie zastąpić odpowiednio zrobione "practicale". Tym bardziej że chodzi tu nie tylko o względy estetyczne, ale też ułatwienie zadania aktorom. W końcu charakteryzacja jest dla nich jednym ze środków wyrazu. Klaudyna Góralska zaznacza, że "jak ktoś już w niej jest, to przecież bardziej wczuwa się w swoją rolę".

Wielu to rozumie i są nawet tacy, którzy nie tylko dziękują za pomoc we wcieleniu się w postać, ale też sami coś podpowiadają. Ostatnio miałam przyjemność pracować z Natalią Strzelecką z Teatru Słowackiego. Podsunęła mi pomysł, żebym do kącika jej oczu dodała różu. Dzięki temu jej twarz wyglądała na jeszcze bardziej zmęczoną.

- mówi Zuzanna Świeboda.

Pamiętam jak na początku swojej kariery pracowałam z Royem Scheiderem. Dla mnie to był prawdziwy zaszczyt. Zastanawiałam się, jak ja w ogóle mam się odzywać, do pana, który poskromił rekina ze "Szczęk". On okazał się przemiłym dżentelmenem. Na dzień dobry powiedział mi, jak zachowuje się jego cera i doradzał, gdzie mu twarz rozjaśnić, a gdzie nie trzeba dawać pudru. Takie rzeczy bardzo ułatwiają nam robotę

- dodaje Klaudyna Góralska.
efekty specjalne krew horrory class="wp-image-2026000"
Zuzanna Świeboda - efekty specjalne - horrory

Dobra charakteryzatorka - czyli kto?

Charakteryzacje bywają klejone do twarzy aktora nawet przez kilka tygodni. Na szczęście w niepamięć odeszły czasy, kiedy korzystało się z tak ciężkiej chemii i środków, że zagrażały ona życiu i zdrowiu odtwórców ról. W końcu wcielający się pierwotnie w Blaszanego Drwala Buddy Ebsen w "Czarnoksiężniku z OZ" z 1939 roku skończył z żelazem w płucu, bo kilka razy dziennie pryskano mu w twarz sypkim aluminium. Dzisiaj używa się o wiele mniej toksycznych metod i trzeba być ostrożnym w ich dobieraniu.

Jednym z zadań moich rozmówczyń na planie filmowym jest utrzymywanie kontynuacji. O ile więc w scenariuszu nie napisano inaczej, aktorzy muszą w kolejnych scenach wyglądać tak jak w poprzednich. Dlatego ważne jest, aby w tym czasie nie doszło do żadnych zmian skórnych u odtwórców ról. Jak zaznacza Zuzanna Świeboda, "jeśli wyskoczy im pryszcz, który nie pasuje do postaci, my tego pryszcza będziemy musiały potem zakrywać".

Dobra charakteryzatorka powinna być jednocześnie trochę kosmetyczką, masażystką, terapeutką i psycholożką. "Najważniejsza jest empatia" – zaznacza Zuzanna Świeboda. Aktorzy muszą czuć się przy niej komfortowo, aby make-up bus na planie nie był miejscem, od którego uciekają, tylko przychodzą, aby złapać chwilę oddechu i odpocząć. Dlatego trzeba brać pod uwagę, że odtwórcy ról mogą być zmęczeni i wyczerpani, a same charakteryzacje bywają niewygodne. W dodatku nakładanie i ściąganie ich zajmuje mnóstwo czasu.

 class="wp-image-2026006"
Klaudyna Góralska - efekty specjalne

Ile trwa charakteryzacja?

Klaudyna Góralska najdłużej nakładała charakteryzację przez jakieś sześć godzin. Chodzi o całkowite postarzanie w filmie "A Return to Grace: Luther's Life and Legacy". Aktor miał 38 lat, a grał 68-latka. Dlatego roboty z przyklejaniem prostetyków było całkiem sporo. Zazwyczaj aplikowanie charakteryzacji zajmuje około dwóch godzin. Wcześniej trzeba ją jednak przygotować.

Jeśli mówimy o prostetykach, zaczyna się od przygotowania samej koncepcji. Trzeba brać przy tym pod uwagę mnóstwo rzeczy. Bardzo istotne jest chociażby, żeby projekt, nawet gdy chodzi o jakieś fantastyczne stworzenia, działał na znanych nam zasadach. Mamy na przykład jakiegoś humanoida żyjącego pod wodą – powinien on mieć skrzela. Mimo tego, że nie istnieje w naszej rzeczywistości, powinien móc w niej funkcjonować tak, aby widz mógł w niego uwierzyć

- mówi Zuzanna Świeboda.

Projekt to jedna rzecz. Później trzeba to wszystko wyrzeźbić i odlać. Nie ma sensu tłumaczyć wszystkiego, bo zajęłoby to raz za dużo miejsca, a dwa w zależności od koncepcji proces ten wygląda inaczej. Zaznaczę jednak, że nie żyjemy już w czasach, kiedy robi się jednoczęściową maskę. Kiedyś tak było. Na przykład w pierwszej "Planecie małp" mamy pełne maski prostetyczne. To był standard. Zmienił się jednak po "Ojcu chrzestnym". Bo Dick Smith wymyślił coś, co nazywamy wieloczęściowymi prostetykami. Okazało się, że to jest lepsze rozwiązanie. Takie maski nie są sztywne, przez co aktor może w nich pracować twarzą. Daje to efekt, który nawet po latach wygląda świetnie i realistycznie

- dodaje Klaudyna Góralska.

Cały proces od pomysłu do przygotowania charakteryzacji może trwać nawet kilka miesięcy. Szczególnie, że nie wszystko zawsze idzie gładko. Dany projekt może nie spodobać się reżyserowi albo w trakcie zdjęć okazuje się, że nie wygląda on tak jak powinien. W takich sytuacjach trzeba wprowadzić zmiany w ekspresowym tempie. A bywają one ekstremalne.

Zwiastun "A Return to Grace: Luther's Life and Legacy", przy którym pracowała Klaudyna Góralska

Improwizacja przy efektach specjalnych

Klaudyna Góralska na dowód powyższych słów przywołuje anegdotę zza kulis "Egzorcysty". Twórcy byli już po kilkunastu wideotestach scen z opętaną Regan i mieli przygotowane prostetyki na 60 dni zdjęciowych. Pracowali nad nimi przez kilka miesięcy. Kiedy jednak już podczas samych zdjęć nałożyli pierwsze z nich na Lindę Blair, jeden ze statystów rzucił po cichu do kolegi: "o, popatrz, już w masce chodzi". Usłyszał to reżyser, który charakteryzatorowi Dickowi Smithowi dał dwa tygodnie na stworzenie wszystkiego od nowa:

Jak podkreślają moje rozmówczynie, w tej pracy trzeba być kreatywnym. Nigdy nie wiadomo, z czego trzeba będzie korzystać na planie. Ze śmiechem wspominają więc sytuację, kiedy to kropidło mszalne posłużyło im do "chlastania krwią" podczas zdjęć do serialu "Barbarians".

Takie kropidła można kiedyś było znaleźć w każdym domu. Myśmy za ich pomocą polewały krwią statystów grających żołnierzy. Czy to jak byli ustawieni w rzędzie na spokojnie, czy podczas scen walk. Stałyśmy nieraz za kamerą, oni się tłukli, a my "chrzciłyśmy" ich, aby efekt był jak najlepszy. Żeby po prostu krew na ekranie lała się obficie

- mówi Klaudyna Góralska.
 class="wp-image-2026012"
Zuzanna Świeboda na planie "Barbarians"

Przepis na sztuczną krew

REKLAMA

Zarówno Zuzanna Świeboda, jak i Klaudyna Góralska pracę ze sztuczną krwią nazywają "swoim konikiem". Dobrze więc wiedzą, jak ją przygotować, aby wyglądała realistycznie. Zanim to zrobią, same muszą odpowiedzieć sobie na mnóstwo pytań: "czy to krew żylna, czy tętnicza? Stara czy świeża? Robi się z niej skrzep, czy ulega rozkładowi?" Sami możecie jednak pójść po linii najmniejszego oporu i przygotować najprostszą jej wersję z ogólnodostępnych składników spożywczych.

Podstawowym składnikiem może być syrop kukurydziany albo najzwyklejszy barszcz czerwony. Jeżeli zdecydujemy się na ten ostatni, to musimy go zagęścić, najlepiej dużą ilością cukru pudru, który sprawi, że substancja stanie się lepka i ciągliwa. Następnie, w zależności od potrzeby, należy już kombinować. Na przykład jeśli odcień ma być ciemniejszy, warto dosypać nieco kawy rozpuszczalnej lub kakao. Trzeba po prostu eksperymentować aż do uzyskania pożądanej gęstości i koloru. A kiedy to już się uda, pozostaje korzystać ze sztucznej krwi wedle własnego uznania. Miłej zabawy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA