Legion się rozkręca. David Haller jest coraz pewniejszy siebie i to pycha może go zgubić
Z odcinka na odcinek Legion od stacji Fox staje się coraz bardziej angażujący. David Haller po raz pierwszy staje się pewny siebie i zaczyna brać sprawy w swoje ręce. To oczywiście nie może się skończyć dobrze, ale nie uprzedzajmy faktów.
OCENA
Legion okazał się niespodziwanym hitem, a kolejne odcinki utwierdzają mnie w przekonaniu, że mamy do czynienia z serialem nietuzinkowym. Czwarty rozdział zamykający pierwszą połowę sezonu to po raz kolejny kawał świetnej telewizji. Trzyma w napięciu, zaskakuje i pokazuje zwariowany umysł głównego bohatera z zupełnie innej perspektywy.
Główny bohater staje się przy pyszny i znika powoli jego skromność, którą Legion kupił sobie początkową sympatię.
David - jak na dobrze rozpisanego bohatera przystało - ewoluuje z odcinka na odcinek i to w niewymuszony, naturalny sposób. Poznaliśmy go jako pogodzonego ze swoją chorobą pacjenta zakładu dla osób psychicznie chorych. Szybko okazało się, że tak naprawdę jest mutantem i wylądował w Summerland wśród grupy chętnej pomóc okiełznać jego moc.
David po przybyciu do ośrodka doktor Bird był nieufny i wycofany. Związek z Syd pomógł mu zaadoptować się w nowej rzeczywistości i rozpocząć mozolne odkrywanie siebie przez analizę wspomnień. W pewnym momencie tytułowy Legion się w nich zatracił, ale teraz wrócił - silniejszy i pewniejszy siebie niż kiedykolwiek.
Legion zyskał też kolejną moc.
Po trzecim rozdziale David został uwięziony w swoich wspomnieniach, ale udało mu się uciec. Nie wrócił jednak do prawdziwego świata, a trafił do zupełnie nowej przestrzeni - wymiaru świadomości, który sam stworzył. Dzięki temu mógł odnaleźć osobę, która jest bardzo ważna dla doktor Bird.
Pozostałe postaci próbują dojść do tego, co w historii Davida obserwowanych w jego wspomnieniach było prawdą i szukają sposobu, by go uratować. Okazuje się, że na sceny z jego przeszłości nałożony został dość ciekawy filtr związany z jego przyjaciółką Lenny.
Legion zmusza nas do kwestionowania wszystkiego, co zobaczyliśmy do tej pory.
Po spędzeniu tysięcy godzin na oglądaniu seriali jestem w stanie wyłapać pewne schematy, którymi kierują się scenarzyści. Staje się to nużące, bo kolejne produkcje - co tyczy się zwłaszcza tzw. procedurali - są niezmiernie przewidywalne i wtórne. Twórcy Legionu robią wszystko, żeby ich serial pozostał świeży.
Kolejne rozdziały stale wymykają się ramom klasycznej telewizji. Legion zgrabnie wprowadza nowe wątki i zmusza nas do kwestionowania tego co widzieliśmy wcześniej, ale nie ucieka się do tanich sztuczek. Legion: Chapter 4 wprowadza kolejne elementy łamigłówki, która jeszcze nie nabrała wyraźnego kształtu.
Nie mogę się doczekać dalszego ciągu tej historii.
Scenarzyści bardzo powoli tłumaczą nam wydarzenia na ekranie, ale nie są zbyt enigmatyczni. Legion: Chapter 4 wyjaśnia w końcu nieco szerzej relację pomiędzy Kerry i Cary'm. Nie zabrakło tutaj też emocjonującej sceny akcji, a na ekranie pojawił się też powodujący ciarki złoczyńca Eye.
Siłą Legionu prócz niebanalnej historii, fenomenalnej realizacji są szalenie wyraziści bohaterowie. Cała obsada wykonuje świetną robotę. Davida i Syd łączy niesamowita chemia, a pozostałe postaci, choć nierzadko przerysowane, wzbudzają sympatię i zależy mi na ich losie.
Sam David odkrył w sobie moc i zaczął wierzyć w to, że nie jest to jedynie wytwór jego wyobraźni. W końcu bierze sprawy w swoje ręce i jest gotów wykorzystać zdolności by ratować swoich bliskich. Nie zastanawia się jednak nad kosztem swoich działań i zaczyna przyjmować arogancką postawę.
Serial telewizji Fox po raz kolejny zmienił swój wydźwięk.
Drugi odcinek ukazał nam nieco świata, w którym żyje David. Trzeci był bardzo horrorowy, a teraz zostaliśmy wprowadzeni we wręcz melancholijny nastrój zmuszający do rozmyślań na temat tego, na ile my - jako widzowie - możemy ufać swoim wspomnieniom. Legion zdecydował się nawet na złamanie czwartej ściany.
Z początku nie byłem pewny, czy to było potrzebne, ale po seansie zrozumiałem ten zabieg. Niezmiernie mnie cieszy, że serial Noah Fawleya trzyma wysoki poziom i nie wypalił się po zaskakującym pilocie. Daje to nadzieję na fenomenalny finał i aż żałuję, że nastąpi on już w ósmym odcinku.