Po zaskakującym otwarciu Legion zrobił dwa kroki wstecz, ale za to odpowiedział na kilka pytań - recenzja Spider's Web
Pierwszy odcinek serialu Legion pozamiatał. Po seansie byłem urzeczony niesamowitymi kadrami, pokręconą intrygą i nietuzinkową kreacją bohaterów. Noah Fawley stworzył małe arcydzieło, ale czy pozostanie mu animuszu, by cały serial był tak zaskakujący i onieśmielający? Do seansu Legion: Chapter 2 podchodziłem z ogromną obawą.
OCENA
Legion to jak na razie największe pozytywne serialowe zaskoczenie tego roku. Noah Fawley, którego Fargo okazało się fenomenalną kontynuacją filmu braci Coen, wziął teraz na warsztat postać prosto z kart komiksów Marvela. Tak naprawdę jednak jego produkcja w ogóle mogłaby nie mieć nic wspólnego z grupą superbohaterów X-Men, bo już teraz bez nich radzi sobie świetnie.
Pierwszy odcinek serialu Legion to bajecznie poprowadzona opowieść, w gruncie rzeczy smutna, o problemach chłopaka cierpiącego na zaburzenia psychiczne.
Większość czasu jako widz spędzamy albo na korytarzach szpitala psychiatrycznego, albo bezpośrednio w głowie głównego bohatera. Obraz świata, wizje i wspomnienia zlewają się tu w jedno tworząc misz-masz ocierający się o artystyczny geniusz. Legion trzymał w napięciu przez cały seans i zaskakiwał na każdym kroku - zwłaszcza zakrawającym o absurd zakończeniem.
To wszystko ociera się o kicz, ale nie przekracza jego granicy. Obawiałem się jednak, że jazda bez trzymanki będzie domeną tylko pierwszego odcinka, a pozostałe epizody nie będą w stanie doskoczyć przed zawieszonej w przestworzach poprzeczki. Po seansie okazało się, że w drugim odcinku akcja faktycznie nieco zwalnia, ale za to serial zaczyna tłumaczyć wiele rzeczy i przedstawia szerzej świat.
Pierwszy epizod Legionu pokazał nam tytułowego bohatera, a drugi jego nowe otoczenie.
Po seansie pilota dowiedzieliśmy się, kim jest David Haller. Teraz obserwujemy świat, w którym przyszło mu żyć. Oczywiście nadal oglądamy wszystko to mając do dyspozycji narratora, na którym nie można polegać, ale i tak twórcy odkryli sporo kart. Mógłbym być rozczarowany takim obrotem spraw, ale nie dostaliśmy dzięki temu powtórki z rozrywki sprzed tygodnia. Legion: Chapter 2 jest znacznie bardziej lekkostrawny.
Sam narrator, który nie jest wszechwiedzący, to akurat świetny motyw. Uwielbiam podczas seansu zgadywać, jak dalej potoczy się akcja, snuć teorie na temat nadchodzących twistów. Legion także w drugim odcinku daje duże pole do popisu fanom, którzy będą analizować kolejne sceny klatka po klatce. Sam z pewnością będę oglądał epizody więcej niż jeden raz.
W drugim odcinku przedstawieni zostali też szerzej pozostali bohaterowie pierwszoplanowi.
Legion został uratowany przez swoją dziewczynę Syd oraz jej nowych kompanów. Trafił do placówki pełnej mutantów, która w wielu aspektach przypomina Szkołę dla wybitnie uzdolnionych prowadzoną przez Charlesa Xaviera w komiksach X-Men. Dzięki temu Legion, chociaż żyje w oderwaniu od filmów z mutantami wytwórni Fox, porusza podobne wątki i wykorzystuje zbliżone motywy.
Mutanci w komiksach Marvela byli odzwierciedleniem najróżniejszych mniejszości z prawdziwego świata. Nie inaczej przedstawieni są też tutaj - to indywidua i outsiderzy, na których polują złowrodzy agenci rządowi. David Haller zostaje uwikłany w tę walkę, a jego nowi kompani chcą by im pomógł... jak tylko uporządkują jego pofragmentowaną psychikę.
Legion daje nam rzut oka na kolejną szkołę mutantów i członków tej dziwnej społeczności.
Postaci są nieco archetypowe, ale przy tym nie są kalką 1 do 1 mutantów z kinowych ekranów. Owszem, posiadająca moc telepatii głównodowodząca ośrodkiem Summerland imieniem Melanie Bird to w wielu aspektach żeńskie odbicie Xaviera, ale ma swój własny charakter. Pozostali mutanci są nietuzinkowi.
Oprócz Syd, której dotyk zamienia miejscami jej umysł z umysłem drugiej osoby, mamy bohatera z rozdwojeniem nie jaźni, a ciała. Jest też mutant mogący zaglądać innym we wspomnienia. To dzięki niemu dowiadujemy się jako widz znacznie więcej o przeszłości Davida.
Nowi bohaterowie są bardzo ciekawi, a historię Davida najwyraźniej dopiero zaczęliśmy poznawać.
Drugi epizod produkcji Legion zdradził nam nieco więcej na temat świata w którym porusza się ten bohater, chociaż ciągle nie odpowiada na pytanie o dokładny czas akcji. Legion: Chapter 2 zarysował też linię fabularną którą serial najpewniej podąży, ale i tak co chwilę zaskakuje nieoczywistymi rozwiązaniami.
Cieszy też, że Summerland to nie jest odbicie ośrodka Xaviera. Członkowie tej społeczności nie tylko ratują mutantów, ale też biorą udział w bliżej nieokreślonej wojnie, którą Legion miałby im pomóc wygrać. Doktor Bird przypomina w tym aspekcie nie tyle Profesora X, co jego skrzyżowanie z... łotrem Magneto.
Na szczęście pomimo zwolnienia akcji i uporządkowania tego co się dzieje na ekranie Legion nie stracił swojego pazura.
Zwłaszcza dialogi pomiędzy Davidem i Syd są fenemenalne, a ich rozmowa na temat tego co robili, gdy zamienili się ciałami, wywołała we mnie salwę śmiechu. Pomiędzy aktorami czuć niesamowitą chemię. Chociaż na papierze ich relacja mogłaby wydawać się sztuczna i wymuszona, to w praktyce zagrało tutaj po prostu wszystko.
Cieniem na tej relacji kładzie się jednak strasznie intrygująca teoria sugerująca, że Syd jest tylko projekcją umysłu Legiona, a nie prawdziwą osobą. Serial zdaje się rzucać tropy, jakoby istniała ona tylko w jego głowie, ale nie są to żadne definitywne dowody i fani mogą się nad tym głowić i głowić.
Pomimo podrzucania kolejnych puzzli do tej układanki drugi odcinek nie był tak bardzo zakręcony jak fenomenalny pilot. Legion to na szczęście nadal produkcja, jakiej we współczesnej telewizji ze świecą szukać. Oby tylko Noah Fawley utrzymał ten wysoki poziom do samego końca pierwszej ośmioodcinkowej serii!
Czytaj też: