Legion to serial o superbohaterze? A gdzie tam, to małe dzieło sztuki. Nie pamiętam, kiedy mnie tak coś w TV zaintrygowało
Z serialem Legion wiązałem naprawdę duże nadzieje. David Haller to jedna z moich ulubionych postaci w plejadzie herosów Marvela, a jego serial zapowiadał się na produkcję inną niż wszystkie emitowane dziś superbohaterskie telewizyjne widowiska. Ależ to było dobre!
Telewizja już pęka w szwach od superbohaterów, ale całe szczęście, że w ramówce Foksa znalazło się miejsce na Legion. Łatwo nie było. Z jednej strony mamy Agentów T.A.R.C.Z.Y. od ABC powiązanych luźno z filmowymi Avengersami i seriale Netfliksa skupiające się na kameralnej grupie herosów z Nowego Jorku. Na drugim biegunie jest DC i stacja CW razem z całym Arrowverse, a gdzieś tam w cieniu jest czai się karykaturalne Gotham - któremu do Legionu najbliżej, ale nadal bardzo, bardzo daleko.
Legion do tej bandy nijak nie pasuje, bo ten serial - podobnie jak jego główny bohater - istnieje na zupełnie innym poziomie.
Serial telewizji Fox, którego pierwszy odcinek miałem już okazję przedpremierowo obejrzeć, zapowiada się na coś znacznie ciekawszego niż kolejna walka ze złoczyńcami klasy B i nocne eskapady przebranych w lateksowe ciuszki mścicieli. To jazda bez trzymanki z wariatami, a podczas seansu mimowolnie myślałem o Harley Quinn. Tak, tak, ja wiem, że to nie ta bajka.
Tytułowy Legion to mutant, a w dodatku potomek Charlesa Xaviera - ikonicznego mentora X-Menów. Nazywa się David Haller i spędził praktycznie całe życie w szpitalu psychiatrycznym. Zdiagnozowano go jako schizofrenika, ale za głosami w jego głowie kryje się coś więcej niż tylko choroba psychiczna - tak jak w komiksowym pierwowzorze.
David Haller był opisywany jako setka osobowości w jednym ciele.
Już z zapowiedzi wiemy, że David Haller (Dan Stevens, którego zobaczymy też w nadchodzącym widowisku Piękna i Bestia) był pewien, że jego stan jest wynikiem choroby psychicznej, ale "niecodzienne spotkanie z innym pacjentem uświadamia mu, że głosy, które słyszy i wizje, jakich doświadcza mogą być prawdziwe". Wśród jego zdolności wymieniane są telepatia i telekineza.
Twórcy Legionu obiecywali skupić się przede wszystkim na zmaganiach młodego człowieka z chorobą, a kwestię jego ewentualnej mutacji zepchnąć na drugi plan. To ciekawa koncepcja, którą kupuję razem z charakterystycznym poczuciem humoru showrunnera. Serial wylądował nawet na pierwszej pozycji mojej prywatnej listy najbardziej oczekiwanych seriali w 2017 roku. Już wiem, że zasłużenie.
Twórcy już po pierwszej zapowiedzi dostali ode mnie kredyt zaufania. Przyszła pora, by powiedzieć: "sprawdzam".
Pierwsze wrażenia są jak... nie, "najbardziej pozytywne" nawet w połowie nie oddaje tego, jaki byłem podekscytowany podczas seansu. Legion spełnił wszystkie pokładane w nim nadzieje zarówno pod względem opowiadanej i z założenia bardzo dziurawej historii, wspaniałej gry aktorskiej, jak i realizacji - w tym nieinwazyjnych efektów wizualnych, gry świateł i montażu.
A ta muzyka? Ja MUSZĘ dorwać cały soundtrack. Komputerowe bity niczym z automatów arcade, podczas gdy Davida śledzi para najbardziej wyróżniających się agentów świata, to istny majstersztyk. A jak zobaczyłem pacjentów wariatkowa pląsających do hiszpańskich (?) rytmów... a już nic nie mówię, sami to zobaczycie. Tak jak to piękne slow-mo w rytm rocka.
Bohater jest szaleńcem, a jego stan udziela się nawet narratorowi.
Szaleni są ludzie wokoło, świat też nie wygląda tu na logiczny i poukładany. Kolejne sceny rzucają nas po kilku liniach czasowych, przemierzamy z bohaterem jego wspomnienia, próbujemy zrozumieć, o co tu właściwe chodzi. Szalony wreszcie będę ja, bo chcę - muszę - wiedzieć, co dalej. Czy to dzieje się naprawdę? Czy to sztuczka? Kim są te przerysowane łotry? Tyle pytań!
Czy Legion się wyróżnia na tle wszystkich innych superbohaterskich produkcji? Aż ciężko powiedzieć, bo obok nich nawet nie stał. To zupełnie inny gatunek telewizji niż te wszystkie Daredevile czy inne Green Arrowy. To inna liga, być może nawet... dzieło dla innego typu odbiorcy. To, że Haller to mutant, to jak na razie tylko detal i wisienka na torcie.
Jestem ukontentowany, bo dostałem dokładnie to, czego się spodziewałem się po serialu od Noah Hawleya, którego Fargo kupiło mnie w całości.
Kolejne sceny Legionu aż chce się oglądać i chociaż pierwszy epizod trwał nieco ponad godzinę to jestem spragniony dalszej części tej historii. Wprost nie mogę się doczekać emisji kolejnych epizodów i... nawet nie dbam o powiązania między Legionem a filmowym uniwersum X-Menów. Te są jeszcze mniej potrzebne niż w Deadpoolu.
Nie przeczę jednak, że serial momentami wygląda trochę jak teatr telewizji. Ascetyczne plany zdają się nam mówić coś o budżecie tej produkcji, ale to równie dobrze może być zabieg stylistyczny, bo chwilę później jest znacznie lepiej. Legion do tego zbliża się do granicy kiczu, ale jej w pierwszym epizodzie nie przekracza.
David to oczywiście nie jedyny bohater tej produkcji.
Po pierwszym odcinku nie za wiele wiemy o innych bohaterach Legionu, ale jedna bohaterka tutaj błyszczy. Syd Barret (Rachel Keller) jest po prostu hipnotyzująca w swej roli. Niby trochę pożycza motyw od Rogue, ale to nie jest byle podróbka Rudej. Tak samo - pomimo dwóch warkoczy - nie jest wyłącznie puszczeniem oczka w stronę Harley i DC.
Postać Syd - tak jak często klimat Legionu - zalatuje mi troszeczkę produkowanym swego czasu przez Sony serialem Powers. Szukanie analogii byłoby dla produkcji Foksa ciut krzywdzące - chodzi mi o formę, nie treść. Prócz Syd w pamięci zapadała mi przede wszystkim Amy Haller (Katie Aselton) - starsza siostra Davida, która stara się go wspierać niezależnie od okoliczności.
Legion to nie tylko fantastyczny eksperyment, ale też całkiem spore przedsięwzięcie.
Chociaż oryginalny David Haller to członek X-Men - przedstawiciel rasy mutantów, która ze względu na odsprzedanie licencji przez Marvela do tej grupy postaci nie może się pojawić w filmach z Marvel Cinematic Universe - to za produkcję Legionu odpowiada Marvel Television. Serial kręcony w Vancouver przygotowano na zlecenie FX Productions.
Nie oznacza to jednak, że w produkcję nie są zaangażowani twórcy filmów o X-Menach bądź twórcy widowisk Marvela dla stacji ABC lub Netfliksa. Pierwsze skrzypce gra tu błyskotliwy showrunner Noah Hawley - odpowiedzialny za rewelacyjne telewizyjne Fargo, ale wtórują mu weterani, którzy mają za sobą już wiele produkcji o superbohaterach:
- Lauren Shuler Donner (X-Men: Przeszłość, która nadejdzie, Deadpool);
- Bryan Singer (X-Men: Apocalypse, Superman: Powrót);
- Simon Kinberg (X-Men: Przeszłość, która nadejdzie, Marsjanin);
- Jeph Loeb (Agenci T.A.R.C.Z.Y., Daredevil, Jessica Jones);
- Jim Chory (Agenci T.A.R.C.Z.Y., Daredevil, Jessica Jones);
- John Cameron (Fargo, The Big Lebowski).
Na ogromny plus zaliczam to, że serial nie bawi się z nami w kotka i myszkę. Chociaż potrafi wymanewrować, to nie stosuje (za) tanich sztuczek. Historia nie okaże się wizją ani snem... a przynajmniej taką mam nadzieję, bo to byłby motyw na ekranizację komiksu Moon Knight, a nie Legionu. Ten potrzebuje czegoś innego, czyli właśnie szaleństwa ze szczyptą humoru.
Pierwszy z ośmiu odcinków serialu Legion zadebiutuje na antenie stacji Fox już 9 lutego (w Polsce o 22:00) w 125 krajach jednocześnie.
PS Niewykluczone, że w serialu pojawi się Charles Xavier - ale nie wiadomo, nawet jeśli te zapowiedzi się potwierdzą, czy w tej roli zobaczymy Patricka Stewarta, Jamesa McAvoy'a czy zupełnie kogoś innego.