REKLAMA

Czego zabrakło w "Love Never Lies"? 2. sezon jest jak brazylijska telenowela

Kolejny rok, kolejna porcja randkowych programów. 31 stycznia na Netfliksa wbił 2. sezon show "Love Never Lies", poprowadzony tak jak poprzednio przez Maję Bohosiewicz. O ile 1. seria była powiewem świeżości, o tyle 2. odsłonę ogląda się jak boleśnie wtórną powtórkę z rozrywki - z jeszcze większymi dramami zakochanych par. Jak to w programach tego typu bywa, przede wszystkim: show must go on. Choć jeśli w jakimś stopniu ten program pomoże parom w ich związkach - to szacun.

Love Never Lies Netflix
REKLAMA

2023 r. obfitował w różnej maści programy bikini reality, powodując prawdziwe zatrzęsienie podobnych do siebie produkcji. W ubiegłym roku swoją premierę miał show "Love Never Lies", czyli pierwszy reality show Netfliksa, do którego zgłasza się 6. par, by wystawić swój związek na próbę. Za pomocą wykrywacza kłamstw pary są prześwietlane i to dosłownie. Zakochani, którzy odpowiedzą na jak najwięcej prawdziwych pytań, wygrywają wielką kasę, ponad 100 tys. zł. 1. sezon dostarczył całą paletę emocji nie tylko samym uczestnikom, ale też publiczności.

REKLAMA

Więcej o programach bikini reality przeczytasz w Spider's Web:

Ruszył 2. sezon "Love Never Lies". Jak wypadł randkowy show Netfliksa?

Czego tam nie było: płacz, kłamstwa, niedomówienia, niewyjaśnione dramy z przeszłości. Mało tego, twórcy show zdecydowali rozdzielić się pary, by te kuszone były przez zmysłowych singli. To zabieg mający podkręcić i tak zawrotne tempo produkcji. 1. sezon oglądało się z ogromnymi emocjami, bo serwowane z prędkością światła dramy mocno wpływały nie tylko na samych uczestników, ale też na widzów, czego dowodem były zostawiane w mediach społecznościowych komentarze.

Minął rok i "Love Never Lies" ruszyło ponownie. 2. sezon wpadł na Netfliksa 31 stycznia. I choć z pewnością zdobędzie sporą widownię, oglądając kolejne odcinki śmiało można napisać, że czegoś tu zabrakło. W zasadzie jest to powtórka z rozrywki z 1. sezonu, z większą ilością jeszcze bardziej niewygodnych dram, niewyjaśnionych sytuacji z przeszłości, płaczu czy krwistych przekleństw bohaterów: Kocham ją w ch** - to zdecydowanie mój faworyt wśród powiedzonek uczestników.

I tak po raz drugi w programie wzięło udział 6 par. Choć na pierwszy rzut oka wyglądają na zakochane i tak o sobie oczywiście mówią, to ich związkach nie do końca jest dobrze, a ten program w założeniu ma pomóc uświadomić im różne błędy oraz wzmocnić ich relację. W tym celu pary prześwietlono wykrywaczem kłamstw. I znów światło dzienne ujrzały różne ściemy, niedopowiedzenia w ich relacjach, mnóstwo płaczu. Pojawiły się też różne oczekiwania i co najważniejsze, jak w ubiegłym sezonie, brak komunikacji na całej linii.

Tak jak poprzednio twórcy rozdzielili zakochanych. Część została w "willi pokus", kuszonych przez namiętnych singli, a część w "willi obaw", aby oglądać, jak ich drugie połówki korzystają z życia, czasem flirtują lub podejmują się intymnego kontaktu, by odegrać się na partnerze. Wypisz, wymaluj zachowania uczestników z 1. odsłony. Ba! Niektórzy z nich są nawet podobni wizualnie do bohaterów poprzedniej odsłony.

Love Never Lies/ 2. sezon

W tym sezonie jest może jeszcze więcej łez, dram i przedziwnych sytuacji, jak pojawienie się w programie osoby z przeszłości jednej z uczestniczek. Mam też wrażenie, że osoby biorące udział w "Love Never Lies" są teraz jeszcze młodsze, niż poprzednio. To często ludzie grubo przed 30 rokiem życia. Niektórzy z nich mają po 19 czy 21 lat i dopiero tak naprawdę zaczynają odkrywać, czego chcą od siebie, związku czy partnera. Patrząc też na ich niektóre zachowania, można odnieść wrażenie, że jeszcze zwyczajnie nie wyszumieli się, a do budowania zdrowej relacji jeszcze daleka droga.

Niektórzy z nich są w długich, czasem 9-letnich relacjach i muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, co dalej. Jeśli ten program - tak jak to mówią jego uczestnicy, odmienił ich życie i relacje, to szacun. Trudno mi sobie wyobrazić, przez co musieli przechodzić przed kamerami, dowiadując się o kolejnych kłamstwach partnera czy graniu przez niego nie fair. Z tyłu głowy gdzieś tam jednak mam, że to przecież program rozrywkowy i show must go on. Musi być ostro. Ludzie kochają podglądać życie innych, a jeszcze bardziej kochają wszelkie dramy. Zdradzę, że 2. sezon LNL ogląda się trochę jak brazylijską telenowelę.

Randkowy show Netliksa mogłabym trochę porównać do nowego programu Chodakowskiej i Krupy, gdzie bohaterami są małżeństwa z dłuższym stażem. To, że pary zmienią swój wygląd, wciskając się w nowe ciuszki i zwierzą się przed prowadzącymi, niekoniecznie oznacza, że uzdrowią swój związek. Tak samo tutaj, wykrywacz kłamstw i osobiste wyznania przed kamerą odnośnie związku, mogą być jakimś impulsem do rozmowy czy zmiany w codziennym życiu poza kamerami. Ale czy sam program naprawi problemy par? Mam wątpliwości.

REKLAMA

Kiczowaty montaż i sztuczne ujęcia odejmują lekkości "Love Never Lies"

Niestety, dość kiczowato wypada techniczna strona programu. Wszelkie przebitki z bohaterami, pozowane filmiki czy ujęcia w zwolnionym tempie wyglądają koszmarnie sztucznie i tanio. Czasem mniej znaczy więcej i znacznie lepiej całość wyglądałaby bez okropnych, wyreżyserowanych wstawek.

Z kolei dobrze radzi sobie Maja Bohosiewicz jako prowadząca. Celebrytka i influencerka została gospodynią randkowego show po raz 2. Jako prowadząca jest bardzo stonowana, choć kiedy trzeba potrafi wziąć płaczącego uczestnika czy uczestniczkę za rękę lub rzucić kąśliwy komentarz czy przewrócić oczami. 2. sezon jest mocną powtórką z 1. i nie ogląda się go już z takimi emocjami, jak poprzednio. Jeśli jednak w choć małym stopniu okaże misyjnym show i pomoże uczestnikom pochylić się nad ich relacjami, wówczas chyba będzie można pokłonić się twórcom.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA