"Morbius" i "Venom" to filmy tak złe, że aż oczy bolą. Dlaczego widzowie je tak uwielbiają?
"Morbius" zadebiutował w kinach zaledwie tydzień temu, a już jest powszechnie nazywany "najgorszą produkcją Marvela od dekad". Równie mocno w mediach krytykowany filmy "Venom" i "Venom 2: Carnage". Dwie pierwsze produkcje były jednak globalnymi hitami, a "Morbius" zaliczył całkiem niezły start. Skąd bierze się ich popularność?
Ostatnia część kinowej serii Marvel Cinematic Universe zadebiutowała w grudniu zeszłego roku, ale to nie znaczy, że fani Domu Pomysłów nie mają powodów do gorącego debatowania. W ostatnich dniach rozpala ich przede wszystkim "Morbius" i jego wyjątkowo kiepskie przyjęcie przez krytyków. Nowa produkcja Sony Pictures z Jaredem Leto w roli głównej bywa nawet stawiana u boku takich superbohaterskich wpadek jak "Elektra" czy "Catwoman". Można się oczywiście spierać, czy "Morbius" faktycznie jest tak słabym filmem, ale jedno nie ulega wątpliwości. Spór wokół tego tematu wykracza poza ocenę pojedynczej produkcji.
Wojna na argumenty między recenzentami i fanami nie zaczęła się przecież od 1 kwietnia. Również dwa poprzednie superbohaterskie filmy Sony ("Venom" i "Venom 2: Carnage") spotkały się przecież z bardzo skrajnymi reakcjami widowni. Niektórzy równali te produkcje z ziemią, a inni gorąco występowali w ich obronie. Warto więc zastanowić się, czemu akurat te tytuły? Dlaczego Morbius i Venom tak mocno zawładnęli wyobraźnią części fanów Marvela, że są oni w stanie przedstawiać poświęcone im filmy jako nieomalże arcydzieła.
"Morbius" i "Venom" to filmy pod wieloma względami podobne, ale nie identyczne.
Najpierw jednak pochylmy się na chwilę nad podobieństwami. Wszystkie trzy filmy Sony Pictures należą do połączonego uniwersum Spider-Mana. Znajduje się ono na samym początku swojej drogi i tak naprawdę o całym przedsięwzięciu nadal wiemy zaskakująco mało. Nie sposób nawet powiedzieć, czy Człowiek-Pająk kiedykolwiek we własnej osobie zagości w tej serii. A jeśli nawet tak się stanie, to nie wiadomo, o którą z wersji Spider-Mana chodzi. "Morbius" nie tylko nie rozjaśnił sytuacji, ale ze względu na liczne kłamstwa w trailerach i zmiany na ostatnią chwilę jeszcze bardziej zamazał obraz.
Zresztą nawet związek między dwoma tytułowymi bohaterami, czyli Morbiusem i Venomem jest na tę chwilę bardzo niejasny. Nie wspominając o tym, że przyszłe umowy między Marvel Studios i Sony mogą jeszcze wiele pozmieniać w statusie obu filmowych uniwersów. Dlatego też oba omawiane filmy są do siebie zbliżone bardziej pod względem estetycznym niż fabularnym. "Morbius", "Venom" i (w nieco mniejszym stopniu) "Venom 2: Carnage" wyglądają jak filmy z początku XXI wieku. To produkcje szarobure, brzydkie i pełne robionych po taniości efektów specjalnych.
W dużej mierze ignorują wizualne elementy znane z komiksów, nad które przedkładają estetykę znaną z kina klasy B i pozornego realizmu. Wszystko to na papierze nie powinno cieszyć wielbicieli superbohaterów. "Venom" czy "Morbius" tylko pozornie budują wspólną historię, ignorują większość motywów znanych z komiksów, a w cierpią na niedobór uwielbianych w fandomie easter eggów. Szczególnym winowajcą jest tutaj "Morbius", bo obie produkcje z Tomem Hardym przynajmniej powierzchownie korzystały ze słynnych opowieści o Venomie czy Carnage'u.
O ile jednak "Venom" nie traktuje siebie poważnie, o tyle "Morbius" stoi pod tym względem trochę w rozkroku.
Wydaje mi się zresztą, że to jeden z powodów stojących za gorszym wynikiem finansowym "Morbiusa". Obie części "Venoma" to w dużej mierze tanie parodie superbohaterskich motywów, które dosyć nieudolnie udają, że grają w tej samej lidze co MCU czy nawet DCEU. To oczywista bzdura. Wytwórnia Sony wyraźnie ma ochotę na równie pokaźny zarobek, ale jest zdecydowanie mniej chętna do inwestowania w swoje produkcje. Jak na dłoni widać, że filmowe uniwersum Spider-Mana jest robione całkowicie na odwal.
W tym braku zaangażowania "Venoma" i "Venoma 2" jest jednak coś niemalże odświeżającego. To typowa rozrywka klasy B. Niezobowiązująca, niemądra, tania i niezdrowa niczym najgorszej jakości fast food, ale czasem potrzebna każdemu z nas. "Morbiusa" od dwóch poprzednich filmów najbardziej odróżnia, że jest... nudny. To dzieło miejscami dziwnie poważne i pompatyczne, choć ze scenariuszem wcale nie mniej głupim i bezsensownym niż "Venomy". Komiksowy Morbius nigdy nie był równie popularnym przeciwnikiem Petera Parkera jak oba symbionty, ale postacią jest równie odjechaną jak Venom czy Carnage. Niestety, Sony tego nie wykorzystało. Stąd jeszcze gorsze przyjęcie tegorocznego filmu.
Widzę w tym olbrzymie podobieństwo do debiutującej wczoraj 3. części serii "Fantastyczne zwierzęta". Przygotowany przez J.K. Rowling i Steve'a Klovesa scenariusz nie jest lepszy od niczego, co przygotowało Sony. Gdzie "Venom" potrafił dać niezobowiązującą frajdę, "Fantastyczne zwierzęta: Tajemnice Dumbledore'a" dokładają powagi, która paradoksalnie czyni je jeszcze bardziej niemądrymi. To film przeraźliwie zadufany w sobie, a przy tym napisany absolutnie na kolanie. Widzowie nie są na to ślepi, w żadnym z wymienionych przypadków. Filmy Sony da się przynajmniej oglądać jako coś "tak głupiego, że aż zabawne". O spin-offie "Harry'ego Pottera" nie da się powiedzieć tego samego.