REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

"Venom 2: Carnage" połączył głupotę Sony z lenistwem MCU. Fanom komiksów znowu splunięto w twarz

"Venom 2: Carnage" ignoruje komiksy, psuje postaci, pędzi na złamanie karku i do tego sięga po lenistwo rodem z 4. fazy Marvel Cinematic Universe. Co poszło nie tak?

25.10.2021
20:49
venom 2 carnage film opinia
REKLAMA

Uwaga! Tekst zawiera spoilery dotyczące filmu "Venom 2: Carnage".

"Venom 2: Carnage" to kolejny film Sony, który pokazał, jak słabo ta wytwórnia rozumie komiksowych bohaterów. Fani Venoma i Carnage'a dostali tutaj ich kiepską podróbkę, a wielbiciele Marvel Cinematic Universe też nie powinni się wcale cieszyć. I wiecie co jest w tym wszystkim najbardziej frustrujące? To i tak lepszy film niż 1. część.

REKLAMA

Venom i Carnage to jedni z najpopularniejszych przeciwników Spider-Mana. Fenomenalne wyniki obu filmowych części "Venoma" w globalnym box office udowadniają to jednoznacznie. Sam należę zresztą do wielkich fanów symbiotów, Carnage'a nawet bardziej niż Venoma i dlatego, pomimo słabości filmu z 2018 roku, czekałem na sequel. Cletus Kasady to bowiem coś więcej niż tylko marvelowska wersja Jokera, choć oczywiście podobieństwa między oboma złoczyńcami nie są przypadkowe. Carnage ma za sobą bardzo bogatą i interesującą komiksową historię, po którą scenarzyści mogli sięgać garściami.

Niestety, za film "Venom 2: Carnage" odpowiedzialna jest wytwórnia Sony. W przeszłości to studio wielokrotnie pokazywało, że nie rozumie komiksów superbohaterskich. Nikt tam nie szanuje za bardzo ugruntowanego kanonu bohaterów i dlatego często zmieniają się ich charaktery, wygląd czy motywacje. Nie bez przyczyny oba "Venomy" porównuje się zresztą do kina superbohaterskiego z końca lat 90. i początku XXI wieku. Wtedy również takie nastawienie było nagminne. Symboliczne plunięcie w twarz oryginalnym fanom Venoma i Carnage'a to oczywiście nie jest jedyny grzech nowego filmu Andy'ego Serkisa, ale z pewnością jeden z najpoważniejszych.

"Venom 2: Carnage" ma banalny scenariusz, kiepskie CGI i okropną kolorystykę. Mimo to da się go z początku oglądać z przyjemnością.

Akcja produkcji pędzi z tak olbrzymią prędkością, że każda z wizualnych czy scenariuszowych wpadek robi w sumie niewielkie wrażenie na widzach. Większą uwagę przyciągają Eddie Brock i jego symbiot, którzy tworzą razem relację godną starego (i dosyć toksycznego) małżeństwa. Ich kłótnie i spory ogląda się z niemałą przyjemnością, nawet jeśli w zasadzie dostajemy coś doskonale znanego z pierwszego "Venoma". Niestety, podobne pochwały nie mogą podążyć w stronę Cletusa Kasady'ego granego przez Woody'ego Harrelsona. Świetny przecież amerykański aktor tworzy tutaj standardowy do bólu obraz seryjnego zabójcy.

To jednak bardziej wina scenarzystki Kelly Marcel niż samego Harrelsona. Tom Hardy otrzymał od twórców komediową postać o dwóch twarzach, a jego kolega po fachu został z niczym. Romantyczna relacja między Kasadym i Shriek została napisana na kolanie. Nie tylko znacząco odbiega od tego, co znamy z komiksów, ale w zamian nie daje nic konkretnego. Sam Carnage też jest przeraźliwie nudny i nijaki. Od strony wizualnej nie ma jeszcze tragedii (po 1. części spodziewałem się czegoś znacznie gorszego), ale wewnętrznie jest kompletnie pozbawiony charakteru. To widać najbardziej w finałowej walce Venoma z jego synem.

Twórcy "Venom 2: Carnage" nie mogliby wkurzyć fanów Carnage'a bardziej.

Venom w wersji znanej z obu filmów Sony to w gruncie rzeczy stuprocentowy bohater. Ma w sobie bardzo niewiele odcieni szarości, bo nawet wzięte z rzeczywistości komiksowej jedzenie mózgów zostaje tu potraktowane jako dowcip. Brak związku ze Spider-Manem i kryminalnej przeszłości też dokłada się do tego, że mamy do czynienia z wziętym herosem. A jak wiadomo takie postacie po prostu nie mogą przegrywać. Problem w tym, że podstawowa zasada znana z komiksów jest jasna: każda generacja symbiotów jest mocniejsza od poprzedniej. W filmie Serkisa teoretycznie jest podobnie, ale w praktyce tylko do ostatnich minut.

Sony wymyśliło sobie, że Cletus Kasady i Carnage nie będą w stanie się dogadać i nie stworzą jedności podobnej do tej łączącej Brocka i Venoma. W komiksach jest oczywiście dokładnie na odwrót, bo żaden Klyntar nie ma tak trwałego połączenia ze swoim żywicielem jak właśnie syn Venoma. Wszystko to sprawia, że scenarzystka i reżyser pozbywają się Carnage'a niczym śmiecia w sposób całkowicie pozbawiony wewnętrznej logiki i jednoznacznie obraźliwy dla jego fanów. I po co? Chyba tylko po to, żeby móc rzucić kiepskim dowcipem tuż przed tym jak Venom odgryza mu głowę.

Przeniesienie Venoma do MCU wypada okropnie leniwie.

REKLAMA

Sony i Marvel w ostatnich latach często wyrywały sobie Człowieka-Pająka z rąk, więc być może do dzisiaj relacje łączące obie firmy są dalekie od ideału. Tłumaczyłoby to zresztą fakt, czemu scena po napisach w "Venom 2: Carnage" wygląda jakby na szybko nakręcili ją fani. Tanio i bez pomysłu jakby Sony nie miało dostępu do niczego więcej niż już istniejącej sceny z J. Jonah Jamesonem. Inna opcja jest taka, że obie wytwórnie po prostu nie mają już żadnej ochoty starać się dla swoich fanów i uważają, że każda (najbardziej nawet leniwa) wrzutka ich zadowoli. To by zresztą wpisało się w szerszy problem scen po napisach w tegorocznych filmach Marvela i DC, które stały się kompletnie bezużyteczne.

Wszystkie te kwestie absolutnie bolą mnie jako fana symbiotów, które dostały już trzecią okazję do wystąpienia na dużym ekranie i za każdym razem zostały przeraźliwie zmarnowane. Venom już trzy razy, teraz Carnage, a debiutujący w tym filmie Pat Mullingan/Toxin również nie ma przed sobą świetlanej przyszłości. Sony niestety uznało, że skoro coś się sprzedało raz, to sprzeda się po raz drugi. Niestety, szefowie wytwórni mieli rację. Co więcej, finalnie powstało dzięki temu dzieło lepsze od 1. części. Świadczy to bardziej o słabości "Venoma" niż o wysokim poziomie "Venom 2: Carnage", ale i tak jest niepodważalnym faktem. W jakimś sensie irytuje mnie to tym mocniej, bo pokazuje, że gdzieś pośród tego kiepskiego CGI, pędzącego z prędkością światła scenariusza i obelżywego dla fanów scenariusza krył się całkiem dobry film.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA