Gdyby Sharon Stone miała majtki, nikt by o nim nie pamiętał. „Nagi instynkt” bez cenzury w kinach
Na początku 2021 roku wiele mówiło się o filmach, które z tego lub innego powodu źle się zestarzały. Jedną z takich produkcji jest thriller erotyczny „Nagi instynkt”. I da się to zrozumieć, bo jego najsłynniejsza scena powstała dzięki ohydnemu kłamstwu.

Filmy starzeją się jak wszystko inne na tym świecie i nie sposób się z tym kłócić. Nie od dzisiaj wiadomo jednak, że niektóre dzieła kultury starzeją się lepiej a inne gorzej. Czasem chodzi o styl, fabułę lub bohaterów, ale innytm razem problematyczna okazuje się ideologia. Z dzisiejszej perspektywy nie da się akceptować filmów, które propagują wyższość rasową lub ciemiężenie jakichś grup społecznych. To tylko teoretycznie oczywiste, wystarczy bowiem pięć minut w internecie, żeby znaleźć dziesiątki przykładów, że nie dla wszystkich.
Rozpoczęty kilka lat temu ruch #MeToo zmienił bardzo dużo w ocenie dawnych tytułów również z punktu widzenia podejścia do kobiet. Tak przed kamerą, jak i poza nią. Produkcje niegdyś uznawane za arcydzieła nagle stały się bardzo kłopotliwe. Czasem dlatego, że ich bohater narzuca się nieznajomym kobietą i je wącha (fabuła „Zapachu kobiety” naprawdę jest niesamowicie absurdalna), a kiedy indziej z powodu niewłaściwego traktowania aktorki lub aktorek na planie – tu dobrym przykładem będzie „Kill Bill”.
„Nagi instynkt” jest w tym sensie wyjątkowy, bo zalicza obie rubryki.
Grająca główną rolę w filmie Paula Verhoevena Sharon Stone ujawniła w marcu, że reżyser okłamał ją w trakcie kręcenia słynnej sceny przesłuchania. To właśnie ten moment przeszedł do historii kina. Gdyby zapytać widzów dzisiaj, o czym była reszta „Nagiego instynktu”, to większość miałaby problem z odpowiedzią. Chodziło o jakieś morderstwo, o pisarkę, o seks. Wszyscy pamiętają tylko scenę skrzyżowanych nóg i braku bielizny.
W swojej niedawnej autobiografii „The Beauty of Living Twice” Sharon Stone wyznała, że Verhoeven wytłumaczył konieczność zdjęcia bielizny odbijającym się od niej światłem. Kamera miała nie pokazać nagości i faktycznie aktorka, oglądając ujęcie jeszcze na planie niczego nie dostrzegła. Zmieniło się to jednak w noc premiery, gdy zobaczyła „Nagi instynkt” na dużym ekranie. Po seansie podobno podeszła do duńskiego reżysera i go spoliczkowała.
- Czytaj także: Sharon Stone nie ukrywa, że na początku swojej kariery była molestowana seksualnie. Jej opowieść przeraża, choć aktorka śmiała się, opowiadając o swoich doświadczeniach.
Paul Verhoeven w rozmowie z portalem ICON przedstawił inną wersję zdarzeń. Według niego aktorka wiedziała, na co się pisze i nie zareagowała negatywnie na scenę. Zmieniło się to dopiero, gdy w trakcie premierowego seansu w otoczeniu swojego agenta i amerykańskich przyjaciół usłyszała, że ujęcie z przesłuchania skończy jej karierę. Wtedy miała z wściekłością podejść do reżysera i kazać mu wyciąć scenę. A gdy się nie zgodził, to poleciła mu „spie***ać”.
W tej konkretnej sprawie bardziej wiarygodna wydaje się Sharon Stone.
Opowieść Amerykanki jest po prostu znacznie bogatsza w szczegóły, a tłumaczenie Verhoevena w stylu „każda aktorka wie, na co się pisze, gdy zdejmuje bieliznę przed kamerami” brzmi ohydnie, niegodziwie i żałośnie. Podobnie jak próby ponownego zarobienia na „Nagim instynkcie” za sprawą specjalnej reżyserskiej wersji bez cenzury. O planowanym wydaniu Stone opowiedziała wczoraj w trakcie australijskiego programu telewizyjnego A Current Affair. Gwiazda zaznaczyła, że sprzeciwia się temu pomysłowi, ale nie ma prawnej możliwości zablokowania zaplanowanej na lato inicjatywy:
„Nagi instynkt” to film wypełniony seksualną frustracją i desperacją. Dlatego tak często go parodiowano.
Na całkowicie otwarte kpiny z erotycznego thrillera zdecydowali się scenarzyści „W krzywym zwierciadle: Strzelając śmiechem”, serialu „Family Guy”, „Saturday Night Live”, „The Late Late Show with James Corden” i wielu innych produkcji. Czy można się temu dziwić? „Nagi instynkt” to film, który zasłynął sceną o grupie facetów podglądających, kobietę, która nie ma na sobie majtek.
Tak właśnie wygląda arcydzieło kina? A może będzie nim dopiero przyszłoroczna wersja sygnowana znaczkiem „XXX”? Teraz z jeszcze większą liczbą ujęć dla napalonych widzów, którym marzy się podglądanie hollywoodzkich gwiazd. I co z tego, że grająca w nich aktorka czuje się skrzywdzona przez twórców „Nagiego instynktu”. Przecież to nieważne. Okazja do obejrzenia znanej kobiety bez bielizny nie zdarza się często, więc trzeba z niej korzystać. A wszystko oczywiście w imię wolności kina.
Nie róbmy teraz z filmu Verhoevena arcydzieła. Do osiągnięcia takiego statusu naprawdę trzeba więcej niż jedno ujęcie z rozchylonymi nogami.
- Czytaj także: Za rok 30. rocznica „Nagiego instynktu”, a wczoraj świętowaliśmy 20 lat „Shreka”. Dlaczego akurat ta animacja zestarzała się lepiej niż wiele osób twierdzi?