REKLAMA

June w 4. sezonie „Opowieści podręcznej” irytowała mnie jak nigdy wcześniej - recenzja

To już koniec 4. sezonu „Opowieści podręcznej”. W życiu June nastąpił przełom, który wyszedł produkcji (oraz widzom) na dobre — i całe szczęście, bo w pewnej chwili byłem już gotów rzucić oglądanie adaptacji „The Handmaid’s Tale” w diabły.

opowiesc podrecznej 4 sezon the handmaids tale recenzja
REKLAMA

Uwaga na spoilery z 4. sezonu „Opowieści podręcznej”.

REKLAMA

„Opowieść podręcznej” szturmem wdarła się do naszej zbiorowej świadomości, a ikoniczny strój noszony przez tytułową bohaterkę często rozpoznają nawet te osoby, które serialu nigdy nie widziały. Nie da się jednak ukryć, że produkcja Hulu, którą w Polsce można oglądać na antenie HBO i w serwisie HBO GO, jest niezwykle nierówna — zapewne dlatego, że wraz z końcem 1. sezonu jej twórcom skończył się materiał źródłowy w postaci powieści Margaret Atwood.

Główna bohaterka już w poprzednich sezonach mnie irytowała, a pomimo ogromnych chęci, tym razem też nie byłem w stanie zignorować notorycznego naginania zasad rządzących światem przedstawionym. Oczywiście nie twierdzę przy tym, że postaci w serialach powinni zawsze postępować logicznie, ale niestety niektóre decyzje June w dotychczasowych odcinkach „The Handmaid’s Tale” były nie tyle irracjonalne, co po prostu burzyły moje zawieszenie niewiary.

opowiesc podrecznej 4 sezon the handmaids tale recenzja class="wp-image-1738213"
Główną bohaterkę „Opowieści podręcznej” z Gileadu wyciągnęła przyjaciółka, Moira

June Osborn w 4. sezonie „Opowieści podręcznej” irytowała mnie jak nigdy wcześniej.

Nie mogę już patrzeć na grymasy wcielającej się w tę postać aktorki i mam już serdecznie dosyć ciągłych powrotów do status quo. Kolejne pochwycenie June przez Gilead, które nie zaowocowało powieszeniem jej na murze, mocno nadszarpnęło resztki mojego zaufania do scenarzystów. Z tego powodu aż do samego końca obawiałem się, że uwolniona przez przyjaciółkę June nie dopłynie do Kanady, tylko wyskoczy ze statku i ruszy wpław na poszukiwanie swej córki.

Na szczęście scenarzyści wreszcie zrozumieli, że czas June w Gileadzie dobiegł końca. Wraz z jej ucieczką serial zmienił się nie do poznania — i to na lepsze! Bohaterka grana przez Elisabeth Moss po raz pierwszy raz od lat mogła poczuć się bezpiecznie, gdy wróciła do swojego męża. Oboje nie potrafią oczywiście z marszu kontynuować swojego poprzedniego życia, a do tego czasem mi się wydaje, że głównej bohaterce „Opowieści podręcznej” wcale na tym nie zależy.

Najbardziej przypadły mi do gustu dwa przedostatnie odcinki „The Handmaid’s Tale” wyreżyserowane przez Elizabeth Moss.

Odtwórczyni głównej roli pokazała, że rozumie swoją bohaterkę — jej rozterki i targające nią emocja i potrafiła pokazać je na ekranie. Pomogli w tym Kira Snyder (8. epizod) oraz Eric Tuchman i Aly Monroe (9. epizod), a cała trójka miała już okazję pracować przy serialu w przeszłości. Niestety nieco zawiedziony jestem zakończeniem, które oddano w ręce Liz Garbus, która po raz pierwszy stanęła za kamerą i… pod względem formalnym wszystko jest tu na swoim miejscu.

opowiesc podrecznej 4 sezon the handmaids tale recenzja class="wp-image-1738210"
June Osborn w 4. sezonie „The Handmaid’s Tale” zeznawała przeciwko Waterfordom

Niestety scenariusz samego Bruce’a Millera, czyli twórcy serialowej adaptacji „Opowieści podręcznej” nie potoczył się tak, jakbym sobie tego życzył — ale kto wie, może takie właśnie było zamierzenie twórców? Popkulatura uczy nas, że zemsta nie daje satysfakcji. Trudno, by epilog, w którym główna bohaterka morduje z zimną krwią swojego oprawcę w otoczeniu innych skrzywdzonych przez Gilead kobiet, dał nam, czyli widzom, coś w rodzaju katharsis.

Nie sposób pozbyć się przy tym wrażenia, że pierwszej połowy 4. sezonu „The Handmaid’s Tale” równie dobrze mogłoby nie być.

Co prawda stracilibyśmy wtedy kilka pobocznych wątków, ale jak się nad tym zastanowić, to z punktu widzenia opowiadanej tu historii w zasadzie nic by się nie zmieniło, gdyby June uciekła samolotem pod koniec poprzedniego sezonu. Odcinki pokazujące jej tułaczkę u boku Janine oraz ewakuację statkiem z Chicago można byłoby spokojnie wyciąć, by skupić się na tym, co jest tutaj najciekawsze: obserwowaniem powrotu June na łono normalnego społeczeństwa.

Po prostu szkoda, że w Kanadzie nie spędziliśmy więcej czasu, ale główne miejsce akcji poza Gileadem daje nadzieję na to, że zamówiony już 5. sezon będzie lepszy niż poprzednie. Odniosłem zresztą wrażenie, że dotychczasowe kilkadziesiąt odcinków to było jedynie preludium i nie jesteśmy nawet na półmetku tej historii (mam ciągle w pamięci, że Randy Freer, czyli były szef Hulu, przewidywał trzy lata temu, iż „The Handmaid’s Tale” może dobić nawet do 10. sezonów).

Mam przy tym jednak zgryz z innym kanadyjskim wątkiem w „Opowieści podręcznej” — chodzi o ten poświęcony Waterfordom.

Jestem w stanie uwierzyć, że politycy byli w stanie ułaskawić Freda w zamian za dostarczone przez niego informacje, ale moment, gdy wraz z brzemienną żoną znalazł w opinii publicznej sojuszników, mnie zirygował. Gdy się jednak nad tym zastanowić, to przecież w tym prawdziwym świecie również często nie mogę się nadziwić, że trafiam na osoby, które nie wstydzą się pod nazwiskiem obnosić ze swoją ksenofobią oraz ignorancją, w tym w kwestii np. szczepień na koronawirusa.

Idąc tym tropem dalej, to skoro ten nasz świat jest pełen szurów, foliarzy, rasistów, seksistów i mizoginów (a czasem mam wrażenie, że część polskich polityków traktuje „Opowieść podręcznej” jak nomen omen podręcznik), to dlaczego w tym fikcyjnym w Kanadzie nie mogliby się znaleźć obrońcy zbrodniarzy z Gileadu? Mimo to mam nadzieję, że rzeczywistość nigdy nie dogoni fikcji i „The Handmaid’s Tale” pozostanie przestrogą przed religijnymi fundamentalistami.

Cały czwarty sezonu „Opowieści podręcznej” jest już dostępny w HBO GO. Oprócz tego w serwisie VOD stworzonym przez stację HBO znajduje się dokument o Margaret Atwood o tytule „Słowo to siła”.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA