REKLAMA

"Pingwin" rządzi na ekranie, ale nie w moim sercu. Recenzja 2. odcinka serialu Max

Za nami 2. odcinek „Pingwina” od Max, czyli naprawdę udanego serialowego spin-offa filmu „The Batman”. Poprzednio recenzowałem serial całościowo, na podstawie udostępnionych mi wcześniej epizodów; tym razem skupię się konkretnie na dzisiejszej premierze. Spoilery!

pingwin odcinek 2 serial max opinia recenzja kiedy colin farrell batman
REKLAMA

Ostatnim razem Oz cudem uniknął egzekucji, zrzucając winę za śmierć Alberto Falconego na rodzinę Maroni. W 2. odcinku „Pingwina” tytułowy antybohater kontynuuje wątek pozornej lojalności, po cichu współpracując z tymi, których obciążył.

Według układu Maroni mają wziąć na siebie odpowiedzialność za śmierć Ala, w zamian otrzymując informacje na temat wielkiej operacji dotyczącej narkotycznych kropel. Tymczasem Luca Falcone chce pozbyć się Sofii z Gotham; córka Carmine'a jako Kat („The Hangman” z komiksów) zabiła już siedem kobiet.

Przestępczość w Gotham wzrosła do 42 proc. Nasz gangster wciąż kombinuje, knuje i ponownie musi wydostać się z potrzasku oraz zwalić na kogoś winę; ostatecznie Sofia postanawia siłą przejąć władzę nad Rodziną, a Pingwin zgadza się jej pomóc. Rozwścieczona faktem, że członkowie jej własnej familii chcą się jej pozbyć (i pełna żalu za czas spędzony w Arkham), bierze sprawy w swoje ręce - tym bardziej, że zdaje sobie sprawę, iż po śmierci ojca i brata to właśnie jej powinna przypaść rola bossa.

I choć jeszcze niedawno oskarżała Oza, teraz czuje, że brakuje jej sojuszników - nie dziwi zatem, że decyduje się zawrzeć z nim sojusz i przyjmuje ofertę połączenia sił w sprawie operacji. 

REKLAMA

Pingwin, odcinek 2. - opinia i wrażenia

Pingwin, odcinek 2.

Po solidnym otwarciu, w którym wiele się wydarzyło, odcinek pt. „Inside Man” ustanawia stabilniejszy rytm narracji, jakkolwiek konstrukcja scenariusza wydaje się relatywnie podobna. To klasyczny slowburner, który daje sobie nieco więcej czasu, wciąż świadomie odcinając się od typowych komiksowych adaptacji i starający się zaproponować widowni coś bardziej złożonego.

Oz wciąż rozstawia swoje figury, choć epizodu finał zdaje się wyznaczać nowy kierunek. Coraz lepiej poznajemy serialowego Cobba. Dowiadujemy się więcej o jego historii, o jego słabych stronach; po raz kolejny widzimy też, do czego może być zdolny; jak wspominałem, nie trzeba się obawiać, że twórcy zechcą zanadto humanizować i wybielać tego arcyłotra. Dobrze, że stopniowo, ale skrupulatnie dawkują nam kolejne informacje, nie obnażając go przed widzem zbyt szybko.

Zmiany w jego backgroundzie są tu też bardziej zauważalne - nie tylko w kwestii sugestii co do śmierci jego braci, lecz także w potwierdzeniu tego, w jaki sposób zaczął pracować dla rodziny Falcone. Twórcy uczynili z Pingwina przypadkowego oportunistę, co różni się od komiksowego originu, ale doskonale pasuje do kreacji Farrella i sposobu, w jaki złoczyńcę budują scenariusze. To wszystko pasuje też do idei, według której Oz to prawdziwy człowiek ludu - w swojej wyobraźni może się kreować na namaszczonego przedstawiciela.

Czytaj więcej o filmach i serialach z Max:

Podoba mi się, że serialowy Pingwin jawi się jako przebiegły strateg, ale również ktoś o pancernej odporności - potrafi dostosować się do każdych okoliczności, udawać, robić dobrą minę do złej gry tak długo, aż nadarzy się okazja i będzie mógł zrealizować kolejny etap jednego ze swoich planów. Nie jest nieomylny, ale jak nikt inny błyskawicznie reaguje i dopasowuje swoje działania do nieprzewidzianych zwrotów akcji. Farrell wciąż pierwszorzędnie sprzedaje tę postać (i wcale nie przeszkadza mu w tym tona make-upu), choć przyznam, że w 2. epizodzie Cristin Milioti sprawnie konkuruje w nim w zawodach o tytuł najciekawszego występu. Ba, w moich oczach co jakiś czas wychodzi na prowadzenie (a z czasem będzie jeszcze lepiej). Sorry, Colin.

To jej pierwsza tego typu kreacja i odnajduje się w niej znakomicie, łącząc klasę i elegancję z prawdziwą nieprzewidywalnością; z ekspresją i spojrzeniami, które nie pozostawiają wątpliwości, że mamy do czynienia z kimś niebezpiecznym.

„Pingwin” obrał już swoją ścieżkę i kroczy własnym tempem - nie śpieszy się zanadto, ale gwarantuję, że wynagrodzi niecierpliwcom każdy bardziej stonowany fragment. Jasne, miłośnicy typowo komiksowej rozrywki mogą narzekać, ale fani seriali Max, którym niestraszna większa dawka zgrabnie napisanych dialogów, docenią ten obraz. Jest dobrze.

Serial obejrzycie tu:
Max
Pingwin
Max
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA