REKLAMA

W 2024 r. dostaliśmy świetny remake. Pojawił się też remake okropny

Niecały tydzień przed premierą "Road House" na Amazon Prime Video, polskie kina opanowały "Mean Girls". Oba filmy są remake'ami, ale bardziej różnić się od siebie nie mogą. Jeden jest dobry, a drugi... lepiej omijać szerokim łukiem.

mean girls wredne dziewczyny remake opinie
REKLAMA

W fakcie, że w 2024 r. dostaliśmy nowe wersje "Wykidajły" i "Wrednych dziewczyn" najbardziej zdumiewa to, że remaki/rebooty wciąż są rzeczą. Przecież Hollywood wielokrotnie się już na nich przejechało. Owszem, zdarzyło się kilka nawet lepszych od oryginałów, ale były to wyjątki potwierdzające regułę. Szczególnie po tym, jak w latach 00. i 10. całkowicie się skompromitowały. "Piątek 13-go", "Koszmar z ulicy Wiązów", "Taxi", "Mumia"... ech można tak bez końca. Mnóstwo tytułów wykazało bowiem niewydolność formuły tak chętnie eksploatowanej przez fabrykę snów. Aż trzeba było wymyślić jakiś inny sposób na odświeżanie zakurzonych serii i dawnych hitów.

Teraz w modzie są requele (remaki/rebooty i sequele w jednym). Po boomie z 2015 r. aż trzy z nich - "Jurassic World", "Top Gun: Maverick", "Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy" - nie chcą zejść z TOP20 najlepiej zarabiających filmów wszech czasów. Chociaż ich kondycja też nie jest już taka jak kiedyś, to właśnie ta formuła okazała się bardziej dochodowa od remake'ów/rebootów. A mimo to Hollywood wciąż chce tracić na te ostatnie pieniądze. Z jednej strony chwała mu za to, bo "Road House" okazuje się bardzo solidną produkcją. W przypadku "Mean Girls" (nie wiem, czemu polski dystrybutor nie chciał przetłumaczyć tytułu) nie jest już jednak tak różowo.

Więcej o remake'ach/rebootach poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA

Road House - jak wygląda dobry remake?

Remaki/rebooty robi się z różnych powodów. Zarówno "Road House" i "Mean Girls" powstały, bo czasy się zmieniły. Oryginały liczą sobie już kolejno 35 i 20 lat. Zestarzały się? O dziwo "Wykidajło" nie tak bardzo, jak "Wredne dziewczyny". Co nie zmienia faktu, że film z Patrickiem Swayze jest kinem akcji lat 80. - bardzo w swym duchu reaganowskie. To opowieść o twardzielu kopiącym tyłki kolejnym złolom, nastawiona na serwowanie widzom kolejnych atrakcji. Pełno tu walk, tańczących dziewczyn, bójek i nagich piersi. Testosteron wylewa się więc z ekranu, kiedy twórcy na poważnie szukają usprawiedliwienia toksycznych męskich zachowań.

Road House - Amazon Prime Video

Jasne, obsadzenie w głównej roli gwiazdora "Dirty Dancing" pozwala z łatwością niuansować portret psychologiczny Daltona. To wyróżnia "Wykidajłę" na tle ówczesnych filmów z Arnoldem Schwarzeneggerem czy Chuckiem Norrisem. Promowane przez niego wzorce są jednak już dzisiaj problematyczne. Doug Liman w "Road House" zachowuje co prawda głupkowaty vibe oryginału, ale to już zupełnie inna produkcja. To nawet nie tyle remake, co duchowy spadkobierca oryginału. Jest bardziej skomplikowany narracyjnie, bardziej zróżnicowany, bardziej przegięty... jest po prostu bardziej.

Więcej o "Wykidajle" poczytasz na Spider's Web: Akcyjniak ery VHS wpadł do streamingu. Po seansie będziecie się modlić, żeby Amazon nie zepsuł remake'u

Dalton w wykonaniu Jake'a Gyllenhaala pozostaje bohaterem mocno oddziałującym na męską psychikę, ale motyw prześladujących go demonów zostaje tu podbity. W przeciwieństwie do swojego pierwowzoru może się też pochwalić poczuciem humoru. W ogóle Doug Liman serwuje nam produkcję lżejszą od oryginału. Kolejnymi żartami puszcza do nas oczko, żebyśmy nie brali fabuły zbyt poważnie. "Road House" to film zwiewny i frywolny, dostosowany do wymogów współczesnej widowni. Może i nie jest tak rozbuchany jak kolejne części "Johna Wicka" czy "Mission: Impossible", ale wciąż sceny akcji potrafią zachwycić.

Mean Girls - jak wygląda zły remake?

O ile "Road House" to współczesna wersja "Wykidajły", o tyle w przypadku "Mean Girls" dostajemy te same "Wredne dziewczyny", które poznaliśmy w 2024 r. Ba, nawet znana z oryginału Lindsay Lohan zalicza tu cameo. Hollywood nieraz robiło w remake'ach/rebootach takie rzeczy i nigdy nie udawało mu się uwieść nimi fanów pierwowzoru. Nie wiem, czemu wciąż tego próbuje, ale w tym wypadku również produkcji to nie pomaga.

W filmie śledzimy losy Cady, która wraz z matką wraca z Kenii do Stanów Zjednoczonych. Wiąże się to z pójściem do nowej szkoły, gdzie rządzą tytułowe wredne dziewczyny pod wodzą Reginy George. Oczywiście, Samantha Jayne i Arturo Perez Jr. nie mogli się oprzeć i pokazują nam nową wersję kultowej sceny, kiedy to główna bohaterka zapoznaje się z kolejnymi klikami. Kliki? W 2024 r.? Kiedy to one istnieją już tylko w tych najbardziej tandetnych i zapóźnionych komediach młodzieżowych Netfliksa? Serio? Niestety, tak.

Mean Girls

"Mean Girls" to film spóźniony. Opowiada na nowo historię znaną z oryginału, nie wprowadzając do niej zbyt wielu zmian. Jakby czas stanął w miejscu, jakby pierwowzór niczego nie osiągnął. A przecież w pewnym sensie osiągnął. Korzystał z wytartej w latach 90. formuły teen drama u schyłku jej popularności. Zaraz miała odejść do lamusa, a "Wrednym dziewczynom" udało się z niej wycisnąć coś więcej. Opowiedzieć to samo, co John Hughes próbował nam wbić do głów "Klubem winowajców", ale w całkiem świeży sposób. Tak, żeby w końcu dotarło. A skoro w tym wypadku dotarło, remake wyważa już otwarte drzwi.

REKLAMA

Najgorsze jest to, że "Mean Girls" jest musicalem. Plastikowy oryginał staje się tu jeszcze bardziej plastikowy - sztuczny i wymuszony. Dzięki temu twórcy bez skrępowania korzystają ze stereotypów, od których głowa boli. W imię inkluzywności oczywiście, ale z odwrotnym do zamierzonego efektem. To bowiem film seksistowski i homofobiczny, który usilnie próbuje być zabawny. Tak przynajmniej mi się zdaje, bo parę razy próbuje rzucać autoironicznymi komentarzami. Wprawia tym samym w jeszcze większe zażenowanie. "Co za cringe" - chciałoby się podsumować.

To niesamowite, że po dotychczasowych doświadczeniach Hollywood wciąż potrafi zrobić remake tak okropny jak "Mean Girls". Ten film popełnia wszystkie grzechy nowych wersji starych hitów. Powinno się go puszczać kolejnym twórcom, żeby zobaczyli, jak nie powinno się odkurzać przebrzmiałych szlagierów. Jego scenarzystka Tina Fey i reżyserzy powinni natomiast studiować "Road House", aby zobaczyć, jak należy do remake'owania podchodzić.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA