Showmax nie ma tylu autorskich serii co Netflix, ale i tak nie potrafię z niego zrezygnować. Powód? Polska
Ponad 8 mld - tyle dolarów zamierza przeznaczyć Netflix w 2018 roku na autorskie produkcje. Żadna inna platforma VoD nie może pochwalić się taką inwestycją. Nawet HBO. Co dopiero Showmax. Mimo tego, nie potrafię zrezygnować z opłacania abonamentu tego ostatniego serwisu. Z prostego powodu - żaden inny usługodawca VoD nie jest tak blisko polskiego widza.
Oddaję zdecydowanie zbyt wiele pieniędzy za różnej maści abonamenty. Co miesiąc z mojego konta znikają środki na Spotify, PlayStation Plus, Xbox Live Gold, Office 365, Adobe dla fotografów, Netfliksa (opcja 4K) oraz Showmaksa. Gdy miesięczne wydatki na internetowe subskrypcje zaczęły przekraczać 300 zł, postanowiłem poszukać oszczędności. Miejsc, w których mogę dokonać cięcia. Z zaciekawieniem odkryłem, że jakbym sobie tego nie tłumaczył, nie potrafię zrezygnować z Showmaksa.
Prędzej Showmax niż Netflix - mówiłem, zestawiając w głowie oferty obu VoD.
Netflix to przecież tona autorskich produkcji, których nie zobaczę nigdzie indziej. House of Cards, Daredevil, Orange is the New Black, Punisher, Stranger Things, The Crown, Dark, Narcos, Black Mirror, Ozark, Mindhunter - to wciąż tylko wierzchołek góry lodowej. Nawet HBO ze swoją Grą o tron i Westworldem nie jest w stanie dorównać tak systematycznej, licznej i intensywnej ofensywie Netfliksa.
Na jej tle autorska oferta Showmaksa wygląda naprawdę blado. Platforma VoD posiada kilka świetnych serii od zewnętrznych dystrybutorów, ale Fargo, Top Gear i Opowieści podręcznej to wciąż za mało, bym wytłumaczył przed samym sobą kolejny wydatek. Na polu ogólnoświatowej oferty, wyrażonej w anglojęzycznych telewizyjnych produkcjach realizowanych za wielkie pieniądze, Showmax nie ma szans. Dlatego platforma nawet nie próbuje prężyć tam muskułów. Zamiast tego jej włodarze wykonują najsprytniejszy z możliwych manewrów.
Zwracają się w stronę polskiego widza. Polskiego przemysłu. Polskich nazwisk i polskich artystów.
HBO potrzebowało długich lat, aby w swoje jankeskie tryby wtoczyć polskie produkcje takie jak Wataha czy Pakt. Platforma realizuje je na niesłychanie wysokim poziomie, co bardzo się podoba w naszej redakcji. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że tam, gdzie HBO potrzebowało kilku lat, Showmaksowi wystarczyło kilka miesięcy. Włodarze tego VoD wypuszczają jedną polską produkcję za drugą, niczym serie z karabinu.
Showmax miał bardzo solidną premierę - usługa weszła na rynek, rozpoczynając współpracę z Patrykiem Vegą, który nakręcił krótkometrażowy film Czerwony punkt z Ewanem McGregorem, będący swoistą reklamą serwisu. Zresztą reżyser stale współpracuje z Showmaksem, dzięki czemu odcinkowy Botoks lada moment pojawi się w ofercie. Już teraz jest tam kolekcja filmów Pitbull. Chwilę potem platforma VoD oferowała Księdza w reżyserii Wojtka Smarzowskiego. Niedługo później okazało się, że firma z korzeniami w Republice Południowej Afryki potrafi świetnie dogadywać się z polskimi podmiotami. Robert Górski dał się przekonać i jego Ucho Prezesa trafiło na platformę.
Showmax zaprasza do współpracy najbardziej rozpoznawalne polskie twarze, które współtworzą show Saturday Night Live Polska. Osoby odpowiedzialne za to VoD stale trzymają rękę na pulsie, czego dowodzi Fanatyk (wędkarstwa) mający premierę na tej platformie. Nie można również zapomnieć o znanej serii animacji dla dorosłych - Blok Ekipa i Kapitan Bomba - które trafią do serwisu w styczniu. Podobnie jak o Egzorcyście, czyli zupełnie nowym projekcie twórcy Pieska Leszka, który jest już dostępny na platformie.
Showmax nie tylko produkuje polskie produkcje, ale również walczy o te, które już są dostępne.
To na tej platformie niebawem zobaczymy Konwój z moim ulubionym Więckiewiczem. Już teraz jest tam Miasto 44, Smoleńsk (!?), Ostatnia Rodzina (!), kapitalni Bogowie, Jesteś Bogiem dla fanów Paktofoniki, a nawet, będąc przy boskiej terminologii, zbiór U Pana Boga za Piecem. Znajdzie się tutaj Wojna polsko-ruska na podstawie powieści Masłowskiej, kiepska Historia Roja i uwielbiane przez wszystkich Listy do M, łącznie z kontynuacją.
Jest tego znacznie więcej. W serwisie Showmax można obejrzeć polskiego Czerwonego Kapitana, Dom zły Smarzowskiego, Służby specjalne, Body/Ciało, przerażający Układ zamknięty, nudną i rozciągniętą do bólu Bitwę Warszawską, trudny do przepracowania Lincz, a nawet takie klasyki jak Rejs czy Trzy kolory. Znalazło się tutaj również nieśmiertelne Ogniem i Mieczem.
Ta słodko-gorzka polska taśma to coś, co nie pozwala mi opuścić Showmaksa.
Od globalnych hitów, głośnych tytułów i wysokobudżetowych produkcji w języku angielskim mam HBO GO oraz Netfliksa. Raz na jakiś czas lubię jednak zajrzeć na polskie podwórko. Zobaczyć, co tam ciekawego słychać pod samym nosem. Zwłaszcza teraz, kiedy polska kinematografia obudziła się po wstrząsie kiepskich komedii, na które ruszała tłuszcza o mało wyrobionych gustach. Polskie kino masowe pięknieje w oczach, czego Bogowie są najlepszym przykładem. To aż chce się oglądać. Chce się do tego wracać.
Showmax wziął mnie za zakładnika, grając na tej mocno startej polskości. Chociaż firma odpowiedzialna za platformę pochodzi z RPA, jej przedstawiciele wykazują się wrażliwością bliską polskiemu widzowi. Czy to propagandowy Smoleńsk czy wyśmiewające władzę Ucho Prezesa, Showmax oferuje mi coś, czego na Netfliksie nigdy nie znajdę. Z tego punktu widzenia obie platformy nie są ze sobą w bezpośredniej rywalizacji. Wręcz przeciwnie - są ze sobą do pewnego poziomu komplementarne. I to przeraża mnie najbardziej.
Siatka oferowanych produkcji Showmaksa i Netfliksa nakłada się na siebie niczym doskonale przycięte puzzle. Zaprojektowane tak, aby jeden nie zabiera miejsca drugiemu. Zamiast tego się uzupełniają. Dla przedstawicieli obu polskich oddziałów platform VoD to bardzo wygodne rozdanie kart. Dla mojego portfela - zabójcze. Logika zmusza do pozostania przy Netfliksie, serce jest za Showmaksem.