Podczas seansu komedii romantycznej Jana Macierewicza towarzyszyło mi wiele sprzecznych uczuć. Najpierw było niedowierzanie, później niesmak, a w miarę rozwoju produkcji - zaciekawienie. I choć do "Skołowanych" podeszłam trochę jak pies do jeża, obawiając się, że to po prostu kolejna nieudana komedia romantyczna, to muszę przyznać, że całkiem dobrze się na niej bawiłam. Najważniejsze są jednak pozostawione przez produkcję refleksje na temat osób z niepełnosprawnościami, które pozwalają na przyjrzenie się bohaterom z zupełnie innej perspektywy.
OCENA
Na początek trochę was uspokoję: nie zobaczycie w tej komedii romantycznej ani Tomasza Karolaka, ani Mikołaja Roznerskiego, ani Magdaleny Lamparskiej. A skoro sprostowanie mamy za sobą, to czas na przejście do konkretów. To pierwsza komedia romantyczna w reżyserskim dorobku Jana Macierewicza, który wcześniej stanął za kamerą takich produkcji jak "Mamuśki", "Gra na Maksa" czy "Camera Cafe. Nowe parzenie", ale mam cichą nadzieję, że nie ostatnia. I może to syndrom tego, że po najnowszych polskich produkcjach wątpliwej jakości docenia się każdą kolejną, choćby z najmniejszą zaletą. A może po prostu "Skołowani" dają vibe oglądania starych polskich komedii romantycznych, co da się lubić i zostawia po sobie coś więcej niż tylko ciarki żenady. A to już coś.
Skołowani - recenzja polskiej komedii romantycznej w serwisie Netflix
Bohaterem produkcji jest Maks Wandor (Michał Czernecki), cwaniaczek i kobieciarz oraz dyrektor firmy sprzedającej buty do biegania. Po pogrzebie matki Maks przypadkowo poznaje Anię (Marianna Zydek), młodą, atrakcyjną kobietę, która zajmuje się opieką osób poruszających się na wózku inwalidzkim. Kiedy Ania bierze Maksa za osobę z niepełnosprawnością ruchową, mężczyzna postanawia nie wyprowadzać jej z błędu, licząc na kolejny łatwy podryw. Dziewczyna ma jednak inny plan - postanawia zapoznać go ze swoją siostrą, Julią (Agnieszka Grochowska), która naprawdę porusza się na wózku.
Mimo wcześniejszego zauroczenia Anią, Maks coraz bardziej zbliża się do Julii, poznając jej barwne życie i szereg pasji, które rozwija mimo swojej niepełnosprawności. Jednak kiedy cynicznie nastawionego do świata mężczyznę i nowo poznaną kobietę zaczyna łączyć coś więcej, Maks zaczyna się zastanawiać, czy w swoich kłamstwach nie zabrnął za daleko.
Z początku wydawało mi się, że ten film nie ma prawa być dobry. Facet udający niepełnosprawność, podczas gdy wokół niego dzieją się prawdziwe tragedie. "Przesada" - pomyślałam. I rzeczywiście - skreśliłam film już na początku, czując niesmak do głównego bohatera, który jest w stanie posunąć się do kłamstwa aż do tego stopnia, by udawać, że boryka się z niepełnosprawnością ruchową. Ale w pewnym momencie twórca zaczął podsuwać widzom zupełnie inną perspektywę. I to zagrało, a ja z ciekawością oglądałam dalej.
Bo nagle Maks wchodzi w skórę kogoś, kto ma trudności z poradzeniem sobie w nieprzystosowanym środkowisku.
Pojawiają się momenty, w których mężczyzna nie dosięga do dzwonka, próbuje przewieźć tacę z herbatą na kolanach czy siłuje się z progiem przy drzwiach, przez który nie może przejechać. To sprawia, że w pewnej chwili zaczynamy się zastanawiać, jak właściwie wygląda przestrzeń wokół nas i czy tam, gdzie mieszkamy, osoba z niepełnosprawnością ruchową mogłaby bez przeszkód funkcjonować. Michał Czernecki odegrał swoją rolę bardzo dobrze i przyznam, że przy niektóre sceny naprawdę mnie rozbawiły. Widać było, że grany przez niego bohater przechodził przez proces przemiany, w którym pomogła mu niezastąpiona asystentka Maria - kreacja Gabrieli Muskały była świetna.
Najjaśniejszą bohaterką była jednak Julia grana przez Agnieszkę Grochowską.
To właśnie ona poprowadziła całą fabułę - zagrała wspa-nia-le. Agnieszka Grochowska nie potrzebuje złożonych bohaterów, by z taką łatwością wyrazić całą gamę emocji, które nie są widoczny na pierwszy rzut oka. Julia, która ma ogrom pasji, jak tenis czy gra na skrzypcach, jest zabawna, potrafi ze smakiem na prawo i lewo ciskać żartami o wstawaniu czy zwracaniu do sklepu butów po jednym wyjściu, będąc przy tym taktowna i wrażliwa. Mimo to widać, że ma w sobie pragnienie miłości, a swojej nowej relacji nie traktuje z taką lekkością i beztroską, jakby się mogło na pierwszy rzut oka wydawać. Grochowska oddaje przez ekran klimat starych, dobrych polskich komedii romantycznych i to zdecydowanie działa.
Mimo że Grochowska udźwignęła swoją rolę, w produkcji pozostawia po sobie wiele pytań. Dlaczego Maks był tak cyniczny, że w zasadzie nie przejął się pogrzebem swojej matki? Jak wyglądały jego relacje z bratem? Kim była rodzina? Brakowało również zagłębienia się w sylwetki asystentki Marii oraz przyjaciela Maksa, Dudka. Ostatecznie jednak twórcy chyba bardziej chcą pozostawić w pamięci widzów nie historie bohaterów, a refleksje na temat osób z niepełnosprawnościami, które rodzą się po filmie "Skołowani". Bo w tej kwestii jest jeszcze sporo do zrobienia.
O polskich produkcjach przeczytasz więcej na łamach Spider's Web: