"Dziewczyna influencera": w tym patofilmie o influencerach jest więcej cringe'u niż na socialach twoich starych
Erotyczne zabawy z jedzeniem w "9 1/2 tygodnia" stały się obiektem parodystycznego żartu w "Hot Shots!", którego główny bohater usmażył jajko na ciele napalonej partnerki. "Dziewczyna influencera" parodią być nie próbuje, a jednak zaczyna się od podobnego obrazka: jajka sadzonego na brzuchu kobiety. Szybko więc zrozumiecie, że to produkcja zupełnie pozbawiona smaku.
OCENA
Czujcie się ostrzeżeni. "Dziewczyna influencera" to film, w którym jajko sadzone staje się leitmotivem, aby na koniec urosnąć do rangi symbolu kobiecej solidarności, a widzów doprowadzić do niestrawności. Horyzonty Szymona Gonery, reżysera i scenarzysty w jednej osobie, nie wydają się więc zbyt szerokie. Z takim wyczuciem trendów nie wróżyłbym mu kariery na Instagramie, a przecież kreuje się na znawcę tematu. Z arogancją Patryka Vegi postanawia bowiem obnażyć przed nami mroczne kulisy internetowego celebryctwa. W świecie przedstawionym ludzką wartość mierzy się w lajkach, a algorytmy są zdolne budować i niszczyć przyjaźnie. Ot, adaptacja randomowej tablicy w social mediach.
Laski prężą się na tle pięknych pejzaży, tracący popularność youtuber próbuje ratować karierę udziałem we freak fightach, wszyscy kłócą się ze sobą, a jeden celebryta krytykuje innych celebrytów. Tak w skrócie rysuje się fabuła "Dziewczyny influencera". Główne bohaterki wyruszają w podróż dookoła świata za świecenie cyckami i dupą, bo, słowami jednej z nich, taki mają job. Viola, social mediowa wyjadaczka, dumnie zmierza po milion followersów. Towarzyszy jej Zofia, która dopiero rozpoczyna swoją wirtualną karierę. Tak się też złożyło, że właśnie rozstała się z chłopakiem. Nakryła go bowiem z influencerką w średnim wieku, do czego zresztą rękę przyłożyła jej nowa psiapsi. Zamotane? Tak, to najgorszy scenariusz w polskim kinie od... ostatniego erotyka próbującego płynąć na popularności "365 dni".
Więcej o influencerach poczytasz na Spider's Web:
Dziewczyna influencera - recenzja filmu
Może i ekskluzywna impreza dla influencerów, na której wszyscy nagrywają live'a dla swoich followersów, jest całkiem trafnym podsumowaniem egocentryzmu internetowych celebrytów. Pozostałe kilkadziesiąt minut wypełniają jednak wątłe preteksty pozwalające atakować nas kolejnymi obrazkami bohaterek w skąpych strojach. Przeskakują z jednej rajskiej lokacji do drugiej, aby reżyser mógł szokować kwotami zawieranych kontraktów reklamowych. Co chwilę przerywa wstawki z vlogów trzeźwej alkoholiczki, dr. krytykującego reklamy paramedykamentów i dziewczynki przerabiającej torebkę matki na akwarium. Gonera zachowuje się tak, jakby spędził jeden dzień w social mediach i przeraziło go to, co tam zobaczył.
"Dziewczyna influencera" to ostrzeżenie przed zagrożeniami płynącymi internetu. A jak to polskie kino z misją ma w zwyczaju, ogranicza się tu do samej misji. A właściwie tezy, sprowadzającej się w tym wypadku do tego, że życie influencerów wcale nie jest tak różowe, jak wygląda na Instagramie. Zamiana luksusowej willi z basenem na piwniczny pokój z jednym łóżkiem i ucieczka przed kelnerem z rachunkiem za wykwintny obiad stają się najmniejszymi problemami bohaterek. Nędzna imitacja blichtru "Dziewczyn z Dubaju", kiedy to Zosia i Viola wkręcają się na imprezę na jachcie czy wyciągają kasę od kolejnych facetów, zmienia się w mhroczną poetykę OnlyFans, nazywanego tutaj dla niepoznaki OnlyFollowers. Oczywiście, bo jakże opowiadać o influencerach bez skojarzeń z prostytucją?
Po inscenizacji internetowego fejmu Gonera przechodzi do jego dekonstrukcji. Podczas gdy były chłopak Zosi dostaje szansę na odkupienie, ją samą spotykają kolejne nieszczęścia. Reżyser nawarstwia dramy, jedna po drugiej. Ich stężenie jest tak duże, że szybko zaczynają bawić. Co więcej, te rzeczy po prostu się dzieją. Nie wiadomo po co, nie wiadomo dlaczego. Bohaterowie pojawiają się i znikają. Ktoś powie coś o algorytmach social mediów, ktoś będzie brylować na ściankach Pudelka, a ktoś pokłóci się z przyjaciółką, żeby zwiększyć zasięgi. Niby tak to już jest, ale 2 137 000 kupionych lajków temu, kto zrozumie, jak do świata polskich influencerów ma się rosyjski gangster. To jakiś luźny ciąg skojarzeń. Przeglądanie fotek jedzenia ma w sobie więcej napięcia niż sam film.
"Dziewczyna influencera" ma dużo komediowego potencjału, ale jest nieznośnie poważna. Wszystko, co aż prosi się choć o odrobinę ironii, zostaje podane z kamienną twarzą księdza prawiącego kazanie z kościelnej ambony. W tym dziaderskim spojrzeniu na social media oczywistości urastają do rangi prawd objawionych. Z tego właśnie względu przerażające statystyki, które pojawiają się tuż przed napisami końcowymi, nikogo nie obejdą. Unsubscribe.
"Dziewczyna influencera" już w kinach.