W 2019 roku czekają nas dwie najważniejsze premiery Disneya w tej dekadzie. O „Avengers: Koniec gry” i Epizodzie IX „Gwiezdnych wojen” wiemy jednak bardzo mało. Nawet osoby zatrudnione w Lucasfilm i odpowiedzialne za tworzenie fabuły w odległej galaktyce nie znają podstawowych informacji.
Wielkie blockbustery od dekad są częścią krajobrazu Hollywood. Wraz z rozwojem techniki i powszechnością mediów coraz więcej wytwórni decydowało się na ukrywanie ważnych szczegółów swoich produkcji. W historii zdarzały się przecież kradzieże pomysłów na scenariusze, a także prasowe kampanie skierowane przeciwko filmom konkurenta. Do zmian w skrypcie dochodzi zresztą często jeszcze na poziomie produkcji. Nawet George Lucas zmienił dwa razy tytuł 3. części swojej oryginalnej trylogii. I to mimo że wydrukowano już tysiące plakatów z tytułem „Gwiezdne wojny: Zemsta Jedi”.
Tajemnice, sekrety i nagłe zmiany kluczowych szczegółów to więc chleb powszedni w amerykańskiej branży filmowej. Nie da się jednak ukryć, że w ostatnich latach ochrona największych hitów jeszcze się zwiększyła. Nad planem zdjęciowym „Gry o tron” tak często krążyły drony, że do ich likwidacji posłużono się wojskowym „zabójcą dronów”. Walka ze wścibskimi fanami, którzy chcieliby zarobić kosztem twórców lub popsuć niespodziankę innym widzom, jest czymś absolutnie zrozumiałym.
A co, gdy rygor trzymania sprawy w tajemnicy przeszkadza samym twórcom?
Aktorzy występujący w „Grze o tron” otrzymywali samozniszczalne scenariusze, które kasowały się po pewnym czasie z dysku komputera. Komfortu pracy ze skryptem nie mają też osoby zatrudnione przez Disneya przy pracy nad Epizodem IX „Star Wars”. O swoich problemach związanych z takim traktowaniem pracowników opowiedział swego czasu Mark Hamill. Oczywiście, ktoś mógłby powiedzieć, że rolą aktorów jest odgrywanie, tego co zostało im polecone, więc nie ma powodu dawać im zbyt szerokiego dostępu do różnych informacji.
Star Wars Epizod IX - kiedy premiera?
Problem w tym, że w niewiedzy trzymane są też osoby odpowiedzialne za tworzenie całego kanonu „Gwiezdnych wojen”. Pablo Hidalgo, szef tzw. Lucasfilm Story Group, czyli oficjalnego ciała zajmującego się trzymaniem w ryzach wszystkich opowieści stworzonych wewnątrz marki, przyznał, że nie zna tytułu nowego filmu. O ile w ogóle już istnieje. Hidalgo jest bezpośrednio zaangażowany w tworzenie nowej trylogii, więc jego roli nie wolno nie doceniać. J.J. Abrams w rozmowie z portalem CinemaBlend przyznał, że w trakcie kręcenia „Przebudzenia Mocy” dzwonił do niego kilka razy dziennie.
To właśnie osoby z Lucasfilm Story Group mają za zadanie dbać o trzymanie się filmów z wewnętrznym kanonem. Trudno powiedzieć, czy członkowie tego ciała wykonawczego dopiero teraz zostali pozbawieniu dostępu do tak podstawowych szczegółów jak brzmienie tytułu. Kłopoty, jakie „Ostatni Jedi” miał z utrzymaniem spójności w ramach szerszej historii odległej galaktyki, zdają się jednak sugerować, że stało się to wcześniej. A skoro tak, to była szansa uniknąć wielu pomyłek poprzedniej części. Disneyowi za bardzo zależy jednak na utrzymaniu swoich filmów w sekrecie. Bez względu na koszta.