REKLAMA

Byliście grzeczni w tym roku? Fakty i mity na temat świętego Mikołaja, które mogły wam umknąć

Święty Mikołaj, Dziadek Mróz czy może Gwiazdor? Niezależnie od tego, jak nazywacie gościa przynoszącego dzieciakom (i nie tylko) prezenty, dziś swoje imieniny świętuje Mikołaj, co w Polsce wiąże się z tradycją podkładania drobnych upominków „pod poduszkę”. A jak to wygląda na świecie?

swiety mikolaj fakty mity mikolajki
REKLAMA
REKLAMA

Myśl większości z nas o 6 grudnia biegnie zapewne do rubasznie śmiejącego się mężczyzny („ho, ho ho!”) z lekką nadwagą odzianego w czerwony płaszcz, próbującego zmieścić się w kominie z workiem prezentów. Powszechność reklamy Coca-Coli, a następnie kolejne filmy, bajki i seriale, zrobiły swoje i złożyły się na najpopularniejszy obraz kogoś, kto przynosi dzieciom (a czasem i dorosłym) upominki. Nie zawsze jednak święty Mikołaj miał takie oblicze: są też i współcześnie takie miejsca na świecie, które bronią się jako ostatnie wysepki świętujące ten dzień inaczej.

Mikołaj: obrońca żołnierzy i niedoszłych prostytutek

Pierwowzór świętego Mikołaja to żaden popkulturowy obraz lecącego na saniach i otoczonego reniferami brodacza, ale... biskup. Wzmianki o duchownym z dzisiejszej Turcji zaczęły pojawiać się w VI w., ale trudno tu jednoznacznie stwierdzić, co z tych zapisków jest prawdą, a co legendą hagiograficzną, która rosła niczym wyobraźnia po śmierci biskupa Mikołaja. Fakt faktem, że prawdopodobnie cieszył się on popularnością wśród wiernych, a kolejne opowieści były naturalnym zaspokajaniem oczekiwań. Stąd możemy poczytać tym, jak Mikołaj uratował skazanych na śmierć żołnierzy (wykazując ich niewinność), przeznaczone do domu publicznego dziewczęta (sypiąc pieniędzmi dla ich zdesperowanego ojca) czy żeglarzy (wyławiając ich z morza i uciszając burze).

Czy ten gość w ogóle istniał?

Powiedzmy sobie jednak wprost: nie wiadomo, czy ten facet istniał naprawdę. Źródła są tylko na tyle niepewnymi poszlakami, że nawet w Kościele — gdy weryfikowano rozrośnięty poczet świętych — zastanawiano się, czy nie zakwestionować historyczności św. Mikołaja. Kult był już jednak na tyle mocno zainstalowany w świadomości wiernych, że ci powiedzieli twarde „nie", a papież Paweł VI machnął ręką i poszedł na kompromis, wprowadzając dobrowolność kultu przy ewentualnym wspominaniu naszego bohatera 6 grudnia. Oficjalnie wszystko się więc zgadza: nikt nie forsuje na siłę kultu tego świętego, ale i nikt tego nie zabrania, wiedząc, że cała historia potoczyła się własnym torem, niezależnie od tego, czy biskup Mikołaj istniał czy nie.

Mikołaj budzi sympatię nie tylko osób wierzących

Ten wspomniany własny tor to nie tylko życie religijne chrześcijan (głównie prawosławnych i katolików), ale z czasem również i świeckie zwyczaje, które czerpały pełnymi garściami z wcześniej opowiadanych historii.

Tak też było z prezentami, którymi obdarowywano się przy okazji wspomnienia właśnie tego świętego. Rozkręciło się to na całego, różnice między światem świeckim i religijnym zostały zatarte i tylko czasem co bardziej nakręceni dyskutanci w Internecie będą prowadzić spór o to, jak przedstawiać św. Mikołaja: zgodne z pierwowzorem w biskupich szatach i laską pasterską w dłoni, czy raczej jako znanego szerzej mężczyznę w czerwonym płaszczu z workiem prezentów na plecach.

Harry Potter ma twarz Daniela Radcliffe'a, a św. Mikołaj gościa z reklamy Coca-Coli

Skąd jednak ten dziwaczny, nie kryjmy, pomysł na ubranie starszego mężczyzny w jaskrawy kostium? Tu wchodzi do gry Coca-Cola, której reklama w latach 30. XX wieku miała podbić Stany Zjednoczone. Autor reklamy, Fred Mizen, skorzystał z rysunków Thomasa Nesta z II połowy XIX wieku. Przez kolejne trzy dekady ilustracje tworzył Haddon Sundblom, a czerwony płaszcz popijającego zimny napój Mikołaja podbijał kolejne kraje.

Z czasem dołożono słynną ciężarówkę, ale zasadniczo przekaz był jasny: skojarzyć markę napoju z ciepłem okresu świątecznego. Udało się to na tyle, że wybuchowa mieszanka mitu o świętym, wariacji pomysłodawców reklam Coca-Coli i milionów ludzi, którzy przy okazji świąt pragną obdarować się prezentami, zawładnęła umysłami i sercami kolejnych pokoleń, bez względu na szerokość geograficzną, a czasem i wbrew systemowi politycznemu.

Rosyjski Dziadek Mróz kontra amerykański Santa Claus

A propos tego ostatniego, to niektórzy próbowali — czasem nawet skutecznie — walczyć z facetem w czerwonym płaszczu. Rosyjski Dziadek Mróz, który częściowo wyparł św. Mikołaja, to w dużej mierze komunistyczna odpowiedź na religijne skojarzenia wielu prawosławnych Rosjan. System zakładał, że przejawy wiary trzeba rugać na każdym możliwym kroku, a więc także — a może przede wszystkim — rytuałów i zwyczajów. Stąd postać Dziadka Mroza, który przychodzi w Nowy Rok, bez poruszania się na niebie, i wchodzi przez drzwi, a nie komin. Prezenty przynosi jednak — w założeniu — równie obfite.

Ale nawet zostawiając na chwilę wielką historię i politykę, rzecz jasna nie wszystkie szczegóły związane ze św. Mikołajem pozostały wszędzie takie same. Tradycje łączono między innymi z poczęstunkiem (w USA przyjęło się zostawiać Mikołajowi szklankę mleka i ciasteczka), a prezenty czasem były zostawiane pod choinką, innym razem w skarpetach, pod poduszką czy po prostu przy kominku. Przygotowane posiłki dla Mikołaja — nie ma co kryć — miały go zwabić (zapachem lub smakiem) i wzmocnić przed kolejną podróżą. A że zazwyczaj bywa jakoś tak, że nie zjadał wszystkiego, to dzieci miały podwójną radochę...

Skąd wzięły się renifery i dlaczego jest ich osiem?

Przy okołomikołajowych obyczajach swoje do powiedzenia miała również poezja. Siła wiersza Clementa C. Moore’a z XIX wieku była na tyle duża, że Mikołaja zaczęto kojarzyć z reniferami. Najpierw ośmioma, potem do ich grona dołączył jeszcze Rudolf Czerwononosy, ale to już inna książka (z XX wieku), podana dalej w obrazach wielu filmów i bajek.

Jeśli nie dziwią nas latające renifery, to i historia z wchodzeniem przez komin jawi się jako logiczna: wszak drzwi każdy zamyka na noc, poza tym byłoby go słychać, a tak — wiadomo, szybciej, ciszej, bez niepotrzebnego rozgłosu. Rozgłos jest za to w Laponii, gdzie na fali popularności stworzono park rozrywki. Ale to już inna historia o galopującej popkulturze i kolejnych pomysłach na monetyzację sławy Mikołaja.

Mikołaj, Dzieciątko, czy Gwiazdor? A może złośliwa czarownica i trolle?

Są, także w Polsce, niewielkie krainy, gdzie owszem, Mikołaja się toleruje, ale lokalne zwyczaje są silniejsze. Stąd na Śląsku tradycja rzecz ważniejsza od popkultury i dalej mówi się, że prezenty przynosi Dzieciątko (w nawiązaniu do narodzin Chrystusa), w Wielkopolsce czy na ziemi bydgoskiej furorę robi Gwiazdor (ubrany w futrzaną czapę), choć akurat ten dżentelmen z roku na rok upodabnia się w podaniach do Mikołaja z reklamy Coca-Coli i filmów.

Ale i za granicą nie brakuje osobliwych odnóg grudniowych zwyczajów: we Włoszech słychać o złośliwej czarownicy (La Befana), w Hiszpanii prezenty kojarzą się raczej z Trzema Królami (czytelne nawiązanie do historii biblijnej), w Islandii podarki podrzucają trolle, a tam gdzie w siłę rosła presja, by zerwać z dziedzictwem Kościoła, pojawiali się „bożonarodzeniowi ojcowie” (Francja) czy skrzaty (Szwecja).

Niezależnie od skali tego marginesu, to jednak są to obyczaje skupione wyłącznie w poszczególnych regionach — trochę na kształt małych autonomii, na jakie pozwala królujący św. Mikołaj. Przez lata zamienił on co prawda strój biskupi na (chyba) cieplejszy płaszcz, a kolejne świąteczne produkcje, reklamy i ozdobione witryny sklepów tylko to potwierdzają.

REKLAMA

Najważniejsze, że koniec końców — jakkolwiek go kreślimy i widzimy — przynosi wiele radości najmłodszym, ale i tym spośród dorosłych, którzy nie dali się porwać w świat pełnego racjonalizmu i chłodnego dystansu do każdej baśni. I którzy co najwyżej przetłumaczą sobie, że skarpetę po praniu powiesili przy kominku zupełnie przypadkiem, by szybciej wyschła.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA