REKLAMA

Ted Bundy wraca na ekrany, a przesłucha go Elijah Wood. To dobra okazja, by przypomnieć sobie najlepsze filmy o seryjnych mordercach

Ted Bundy został bohaterem kolejnego filmu. „No Man of God”, w którym występuje m.in. Elijah Wood, ma skupić się na przesłuchaniach zabójcy. W sieci pojawiły się pierwsze zdjęcia z filmu, a ponowne rozgrzebanie historii życia Bundy'ego to całkiem dobra okazja, by przypomnieć sobie jedne z najlepszych filmów romansujących z wątkiem seryjnego mordercy.

Ted Bundy seryjni zabójcy najlepsze filmy
REKLAMA

Filmowcy lubią Teda Bundy'ego. Seryjni mordercy są — jakkolwiek by to nie zabrzmiało — dość wdzięcznym scenariuszowym fundamentem. Niezliczone obrazy — fabularne, dokumentalne, kinowe, telewizyjne, odcinkowe czy pełnometrażowe — podejmowały motyw serii zbrodni dokonywanych przez rzeczywistych lub fikcyjnych zabójców. Swoista fascynacja opowieściami o ludziach, dla których najpotworniejsze z czynów to fraszka i błahostka, to temat raczej na inną okazję, tymczasem warto zauważyć, że sam Bundy stał się bohaterem imponującej liczby produkcji. By je wyliczyć, nie starczyłoby palców obu rąk; tylko w ostatnich dwóch latach otrzymaliśmy: Podły, okrutny, zły" (ze znakomitym Zakiem Efronem), Rozmowy z mordercą: taśmy Teda Bundy'ego", Ted Bundy: Falling for a Killer" czy 20/20: Bundy".

REKLAMA

Najnowszy film, w którym Ted Bundy jest jednym z bohaterów, nosi tytuł „No Man of God”. W sieci pojawiły się już pierwsze zdjęcia z produkcji.

Fabuła „No Man of God” skupia się na rzeczywistej relacji między Bundym (w tej roli Luke Kirby) a Billem Hagmaierem (Elijah Wood), śledczym FBI, któremu morderca, przebywając już w celi śmierci, przyznał się do swoich zbrodni. Hagmaierowi przypisuje się skłonienie Bundy'ego do ujawnienia wielu zabójstw, których dokonał. Morderca zdecydował się wyznać prawdę (lub przynajmniej jej część) niedługo przed egzekucją. Hagmaier był bardzo praworządną i religijną osobą, która musiała nawiązać pewien rodzaj przyjaźni z Bundym; zbliżyć się do niego na tyle, by osadzony czuł się przy nim bezpiecznie, żywiąc nadzieję, że wszystkie te konwersacje pozwolą mu się w pewien sposób oczyścić. Znaczna część akcji filmu będzie rozgrywać się w pokoju przesłuchań: scenariusz czerpał garściami z transkryptów będących świadectwem licznych spotkań Hagmaiera i Bundy'ego w latach 1984-1989.

„No Man of God” produkuje założone przez Wooda w 2010 roku SpectreVision. Wood w większości przypadków nie występował w filmach studia, nie planował też wystąpić w tym nowym spojrzeniu na historię Bundy'ego. Aktor wspomniał, że w pierwszej kolejności zawsze myśli o sobie jak o producencie, jednak w przypadku „No Man of God” przebył pewnego rodzaju drogę, dzięki której zmienił zdanie i zdecydował, że chce zagrać tę postać. Za reżyserię odpowiada Amber Sealey, autorem scenariusza jest C. Robert Cargilla.

Zapowiedź „No Man of God” to dobra okazja, by przypomnieć sobie siedem (cyfra nieprzypadkowa) znakomitych produkcji fabularnych, które bazują na motywie seryjnego zabójcy.

Siłą rzeczy. Zanim nazwisko Davida Finchera stało się marką, filmowiec zajmował się przede wszystkim produkcją reklam i wideoklipów, a jego pełnometrażowy debiut fabularny („Obcy 3”) nie został zbyt entuzjastycznie przyjęty. A potem pojawiło się „Siedem”: thriller, którego scenariusz (niezwykle niepokojący i mroczny) w ciekawy sposób igrał z gatunkiem. Obraz bogaty w niebanalną symbolikę, wyprany z resztek optymizmu, nazywany medytacją nad istotą zła. Nic dziwnego, że ugruntował pozycję Finchera w Hollywood. „Siedem” zachwyciło widzów i krytyków i uplasowało się na szczycie wszelakich rankingów szeregujących najlepsze thrillery.

Film w reżyserii Joon-ho Bonga, czyli filmowca, który zdrowo namieszał podczas zeszłorocznego rozdania Oscarów. Niezwykła mieszanka czarnej komedii i dramatu (pierwsza połowa) i trzymającego w nieprzerwanym napięciu thrillera detektywistycznego (druga). Miks nadzwyczaj sprawny i ujmujący. Inteligentny scenariusz zagwarantował skrupulatnie rozwijaną intrygę, a przy okazji oryginalne spojrzenie na coś, co nazywamy kryminałem. Pozycja obowiązkowa.

Umówmy się: ta lista nie ma zaskakiwać, a wznosić zasłużone dzieła na piedestał. Nie mogło, po prostu nie mogło zabraknąć tu „Psychozy”, niezapomnianego (arcy)dzieła Alfreda Hitchcocka, który w 1960 roku zafundował widzom jeden z najsłynniejszych plot-twistów w historii kinematografii. W swoich czasach — nowatorski i odważny. Współcześnie — nie mniej niepokojący i zaskakujący. Wybitny Anthony Perkins!

A cóż to? Czy to drugi Fincher na liście? A i owszem. „Zodiak” nieśpiesznie wdraża widza w kryminalne śledztwo, pieczołowicie odwzorowując najdrobniejszy szczegół tych żmudnych poszukiwań. Nawet jeśli wiemy, jak w rzeczywistości potoczyła się ta historia, narracja gwarantuje prawdziwe emocje. Brak fabularnych zaskoczeń, za którymi reżyser przecież przepadał, w niczym nie przeszkadza: atmosfera jest tak gęsta i duszna, że nie sposób w niej nie utonąć. Misternie skonstruowane warstwy stylistyczna i psychologiczna zasługują na owacje na stojąco. Nie wspominając o aktorskich popisach.

M – Morderca

Ten klasyk przetarł wiele szlaków, a po równo dziewięćdziesięciu (!) latach od premiery nie przestaje zadziwiać: Fritz Lang zaprezentował widzom jeżący włos na głowie psychologiczny dreszczowiec, który opowiada o obławie na seryjnego mordercę-pedofila, jednocześnie wnikliwie portretując pogrążające się w paranoi społeczeństwo. Lang zanurza widza w otchłani masowego obłędu, mrożąc krew w żyłach. Nieśmiertelny!

Bez zaskoczeń — ale to przecież absolutnie wzorcowy thriller i niezmiennie ściskająca trzewia, bezwzględnie niepokojąca opowieść o seryjnym zabójcy. A właściwie dwóch. To nie tylko znakomita adaptacja materiału źródłowego, ale też świetne i niepodrabialne kino samo w sobie: w „Milczeniu owiec” fascynacja flirtuje ze wstrętem, a cała ta tocząca się między poszczególnymi postaciami rozgrywka intryguje — w ten dziwny, nieokreślony, ale nieprawdopodobnie angażujący sposób.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA