Ostatni sezon „Teorii wielkiego podrywu” już w HBO GO - to lepszy finał niż „Gra o tron”
Widzowie z Polski mogą już obejrzeć finał serialu „Teoria wielkiego podrywu” – 12. sezon „The Big Bang Theory” trafił do HBO GO. To znacznie lepsze zakończenie wieloletniej telewizyjnej przygody niż 8. sezon „Gry o tron”.
Twórcami serialu „The Big Bang Theory”, który trafił do emisji w naszym kraju pod dość mało fortunnym polskim tytułem „Teoria wielkiego podrywu”, są Chuck Lorre i Bill Prady. Sitcom o geekach i nerdach dla geeków i nerdów doczekał się aż 12. sezonów, na które składa się 279 odcinków. Każdy z nich trwa po ok. 20 minut, a pierwszy debiutował na antenie telewizji CBS już w 2007 roku.
Aby umieścić to w odpowiednim kontekście, trzeba sobie przypomnieć, że w tamtym czasie firmy takie jak Facebook i Spotify dopiero raczkowały, iPhone i pierwsze smartfony z Androidem nadal rodziły się w bólach, a Tindera i Ubera jeszcze nie było nawet w planach. Było to też na rok przed premierą „Iron Mana”, który zapoczątkował Marvel Cinematic Universe.
„The Big Bang Theory” powstało w czasach, gdy bycie nerdem wcale nie było cool.
Serial na naszych oczach odczarowywał nerdowską i geekowską kulturę. Leonard i Sheldon – nieprzystosowani społecznie naukowcy, którzy uwielbiają superbohaterów – z wyrzutków stali się idolami nowego pokolenia. I to tego samego, które wywindowało „Avengers: Koniec gry” na pierwsze miejsce w rankingu box office wszech czasów.
„Teoria wielkiego podrywu” jest w dodatku dla fanów komiksów Marvela i DC oraz „Gwiezdnych wojen” tym, czym dla tych normalnych ludzi byli kultowi „Przyjaciele”. Geekowie i nerdowie tego świata znaleźli odbicie swoich nietypowych trosk i problemów na telewizyjnym ekranie. Serial nie mógł jednak trwać w nieskończoność.
„Teoria wielkiego podrywu” skończyła się po 12. sezonach.
Serial w przeszłości miał już spadki formy, ale na powierzchni utrzymały go liczne, mniej i bardziej udane, próby odświeżenia formuły. Doszło do wielu zmian status quo, a bohaterowie w końcu pozawierali małżeństwa, a nawet spłodzili kilka dzieci. Jim Parsons, czyli serialowy stary Sheldon, uznał jednak, że o tym bohaterze powiedziano już wszystko.
Twórcy podjęli decyzję o zakończeniu dochodowego projektu, a 12. sezon „Teorii wielkiego podrywu” okazał się ostatnim w historii. Dwa ostatnie epizody o tytułach „The Change Constant” i „The Stockholm Syndrome” zostały wyemitowane 16 maja 2019 roku. Osiągnęły oglądalność na poziomie 18,52 mln widzów w Stanach Zjednoczonych.
Warto przy tym nadmienić, że zakończenie serialu stacji CBS jest po prostu świetne.
„Teoria wielkiego podrywu” kończyła się w Stanach Zjednoczonych w tym samym tygodniu, co „Gra o tron”, czyli największy hit stacji HBO emitowany niemal równie długo co sitcom o geekach, bo od 2011 roku. Polski oddział HBO GO nie wykupił jednak praw do ostatniego sezonu „The Big Bang Theory” o geekach na czas i musieliśmy czekać na niego półtora miesiąca. A szkoda.
Tylko jeden z tych dwóch emitowanych przez lata seriali skończył się tak, jak można było tego oczekiwać. Zakończenie „Gry o tron” rozczarowało wielu z tych nawet najbardziej oddanych fanów, a sam czułem obojętność, tak ostatnie chwile spędzone z Leonardem, Sheldonem i Penny, chwytały za serce. Bohaterowie i widzowie przebyli długą drogę, a finał to było takie nerdowe katharsis.
Na otarcie łez został nam jednak „Młody Sheldon”.
„The Big Bang Theory” doczekało się, przynajmniej jak na razie, jednego spin-offa. „Young Sheldon” opowiada o dzieciństwie tytułowego bohatera, w którego wcielił się tym razem Iain Armitage. Głównymi bohaterami są, prócz niego, przede wszystkim członkowie jego rodziny: ojciec, matka, brat, bliźniacza siostra oraz babcia nazywana pieszczotliwie meemaw.
Piękne było też powiązanie fabularne pomiędzy oboma serialami. Tak jak w „Teorii wielkiego podrywu” główny bohater celebrował to, jak wielu i jak bardzo oddanych przyjaciół zdobył przez te kilka lat, tak jego młodszy odpowiednik w podobnych okolicznościach cierpiał w samotności. To ładna klamra spinająca nie tylko 12 lat, tylko kilka dekad historii.
Jestem przy tym przekonany, że „Młody Sheldon” w próżni nie śmieszyłby nawet w połowie przypadkowego widza tak, jak bawi fanów serialu-matki. Z początku nie byłem przy tym przekonany, czy taki spin-off „The Big Bang Theory” był nam w ogóle potrzebny, ale po dwóch sezonach Iain Armitage w pełni mnie kupił i wyczekuję jego kolejnych przygód.