Za nami pierwszy odcinek nowego show TVN-u pt. "Mask Singer" - programu rozrywkowego, w którym przebrane w sposób uniemożliwiający ich rozpoznanie gwiazdy śpiewają, a widzowie i "detektywi" muszą odkryć ich tożsamość. To kolejna adaptacja koreańskiego formatu, którego amerykańska wersja okazała się globalnym hitem.
Wczoraj ruszyła polska edycja programu "Mask Singer". Produkcja na wstępie zapoznała widzów z zasadami. W pierwszej części odcinka zmierzyć się ze sobą musiały trzy duety: Róża i Tort, Kot i Prysznic oraz Słońce i Monster. Rzecz jasna, każde z "imion" odpowiadało pełnemu przebraniu (obejmującemu również modulację głosu), które uniemożliwiało rozpoznanie ukrytej pod maską gwiazdy ze świata kultury i mediów.
Warto dodać, że kulisy produkcji TVN utrzymywane są w ścisłej tajemnicy, a realizatorzy skrupulatnie ukrywaj przed jurorami nazwiska uczestników - sekretu musi dochować każda związana z projektem osoba (wszyscy szeregowi pracownicy musieliby zapłacić 50 tys. zł za złamanie zasad poufności).
Prawdziwe głosy uczestników słychać wyłącznie podczas scenicznych występów, które to podlegają ocenie publiczności i jurorów. W skład jury wchodzili: Joanna Trzepiecińska, Kuba Wojewódzki, Julia Kamińska i Kacper Ruciński). Musieli oni wskazać, kto w poszczególnych duetach okazał się lepszy.
Jako pierwsi wystąpili Monster i Słońce, którzy najpierw opowiedzieli o sobie w krótkich materiałach - oczywiście w formie niedosłownej, pełnej wskazówek i sugestii (np. "Otarłam się o blask kina, nie mogę obyć się bez mikrofonu i błyszczyka, znajdziecie mnie w napisach końcowych"). Później prowadzący typowali nazwiska osób, które - ich zdaniem - skryły się pod maskami. Niestety, zamiast faktycznych prób odgadnięcia tożsamości, "detektywi" rzucali losowe nazwiska, zazwyczaj siląc się na niekoniecznie udany dowcip. I tak na przykład jedno z pytań dotyczyło szczepienia (po odpowiedzi "jestem słońcem i nie muszę się szczepić" Kamińska żartem wskazała Iwana Komarenkę). Podobnie sytuacja wyglądała podczas kolejnych występów.
Ostatecznie do tzw. "strefy zagrożenia" trafili Słońce, Kot i Tort. Osoba, która otrzymała najmniej głosów, musiała zdjąć maskę - koniec końców padło na Tort. Podpowiedzi wskazywały na sportowca, a jury obstawiało nawet… Jarosława Gowina (wiecie, żeby było śmiesznie, bo polityka). Okazało się, Tortem był Mateusz Banasiuk, aktor, mąż Magdaleny Boczarskiej (wystąpił m.in. w "Furiozie").
Mask Singer odniesie sukces komercyjny, choć odstaje poziomem od formatów zagranicznych.
Czy może okazać się niewypałem na poziomie oglądalności? Wątpliwe - najpewniej przyciągnie przed ekrany tłumy za sprawą tego, co sprawdziło się w oryginale: skutecznego wzbudzania ciekawości widzów ("kto kryje się pod maską?"). Nie zmienia to jednak faktu, że głosy wielu komentujących widzów nie szczędzą krytyki.
Choć chwali się m.in. kostiumy (tożsamość uczestników jest faktycznie trudna to rozszyfrowania), wokalne występy i realizację, to już starania jurorów - słusznie - oceniane są znacznie gorzej. Zwłaszcza Wojwódzki i Kamińska silili się na dowcipy (również okołopolityczne), które, niestety, brzmiały wymuszenie, niebłyskotliwie i, momentami, wręcz żenująco. Ich wspólna "świetna zabawa w studiu" była grą, której nie potrafili sprzedać - wypadli absolutnie nieprzekonująco i kabareciarsko (w tym złym tego słowa znaczeniu).
A oto wybrane komentarze niezadowolonych widzów: