Jesteśmy tak podzieleni, że jedyne, co nam zostało to nawalanie się w klatkach
Jaś Kapela pokonał Ziemowita Kossakowskiego, a zdjęcie wyżyłowanego felietonisty Krytyki Politycznej obiegło internet z prędkością, z jaką ten położył swojego oponenta na łopatki. Czytając komentarze i śledząc ich temperaturę, można odnieść wrażenie, że doszło do jakiegoś mitycznego starcia dwóch światopoglądów, a nie do reżyserowanej bójki.
"Świat polityczny zawrze właśnie teraz, jest walka lewicy kontra prawica" - zaczyna niegramatycznie jeden z komentatorów, a chwilę później Ziemowit Kossakowski i Jaś Kapela rzucają się na siebie. Walka trwa niecałe dwie minuty. Panowie szybko doskakują do siebie, wymieniają razy, lewicowiec przygważdża prawicowca i… koniec. To tyle. Miesiące budowania napięcia, wzajemnych wyzwisk i pompowania aury wzajemnej niechęci uchodzą szybko, mało efektownie i a dźwięk, jaki sobie wyobrażam brzmiał, jak wypuszczanie powietrza z balona, gdy rozciągnie się mu ustnik w poprzek.
Kapela kontra Kossakowski - pojedynek idei
Gdy zawodnicy szykowali się do walki, Kapela zaczął dorzucać do pieca, mówiąc do Kossakowskiego, "Pamiętasz jak się skończył protest górników. Klęknęli przed komunistycznym panem. I tak samo klękniesz przede mną", potem jeszcze nazwał Jana Pawła II zbrodniarzem. Jego oponent odparował mu, że on w domu ma obraz JP2 i że w ogóle dla niego to świętość.
Obaj zawodnicy doskonale dopasowali się do scenicznych ról, które musieli odegrać, prawdopodobnie żaden z nich nawet nie musiał. Kapela poeta, publicysta, ale też troll, kocha prowokacje tak subtelne jak radziecka propaganda, a z kolei Kossakowski bardzo chcę być celebrycką twarzą patokonserwatyzmu, który tyle ma wspólnego z promowaniem wartości, że z Papieżem-Polakiem na ustach poszedł na mordobicie, niby sportowe, ale nie o sport przecież tam chodziło. Nie będę pytał, gdzie podziała się lewicowa wrażliwość, tak przecież charakterystycznie łączona z pacyfizmem i gdzie umiłowanie bliźniego po drugiej stronie, bo to przecież nieistotne detale, gdy trzeba lać oponenta.
Kapela i Kossakowski - Kto wygrał?
Tymczasem w gruncie rzeczy bezideowy i oparty o marketingowe bzdury, tak charakterystyczne dla gali typu freak fight stały się przyczynkiem do dziwnego zbiorowego przeżycia. Z jednej strony ludzie z natury bardzo empatyczni i łagodni zacierali ręce, że dokonała się sprawiedliwość i prawicowy łobuz dostał za swoje. A z drugiej od rozmowy, jaką Kapela odbył ze Stanowskim, trwa niezdrowie podniecenie tym pierwszym, którego, nawiasem mówiąc, podstaw dopatrywałbym się w starym, dobrym szkolnym nękaniu.
Patrząc na to, ile emocji wzbudziła gala, w której bije się ze sobą dwóch amatorów, za zapewne niemałe pieniądze, udając potyczkę ideologiczną, można dojść do wniosku, że to finałowa, ostatnia wersja debaty publicznej w Polsce. Debata 3.0 (2.0 to wtedy, gdy w rozmówcę rzuca się pieniędzmi i udaje się, że to prowokacja dziennikarska) może rozwiązać wiele problemów, takich jak złożoność jakiegoś problemu, wątpliwości etyczne, moralne. Skończy się rozdzielanie włosa na czworo i robienie researchu, aby zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi, kto kłamie i kto ma w danej sprawie polityczny interes.
Tu nie chodzi nawet o przemoc, która przecież zamknięta jest w kontrolowanym środowisku.
Bo gdy emocje opadają i Kapela z Kossakowskim schodzą z ringu poza społecznym kwasem i niezdrowymi emocjami, zostają te same kwestie do rozwiązania, te same problemy do przegadania i to samo społeczeństwo, które przecież musi się jakoś dogadać. A będzie tym trudniej, im więcej Jasiów i Ziemowitów wskoczy na siebie na ringu. Bo chyba oczywiste jest, że żadnemu z nich nie chodziło o coś więcej niż pieniądze.