REKLAMA

„Wandavision” to takie „Miodowe lata”, ale z superbohaterami Marvela w tle

Do oferty Disney+ dołączył „WandaVision”, czyli pierwszy serial Marvela nakręcony na potrzeby tej platformy. Zamiast odcinkowego blockbustera z gatunku science-fiction dostaliśmy jednak… czarno-biały sitcom o nietypowym małżeństwie.

wandavision recenzja serial marvel disney
REKLAMA
REKLAMA

Disneyowi udało się doprowadzić trzecią fazę Marvel Cinematic Universe do końca na chwilę przed wybuchem pandemii, ale koronawirus popsuł jego plany wydawnicze dotyczące kolejnego rozdziału tej ogromnej opowieści. Pierwszym filmem, który ją de facto rozpocznie, miała być pierwotnie „Czarna Wdowa”, której akcja osadzona została na długo przed wydarzeniami z „Avengers: Wojna bez granic” i „Avengers: Koniec gry”. Ze względu na zamknięte kina tak się jednak nie stało.

W rezultacie po nieco przydługiej przerwie powróciliśmy jako widzowie do MCU nie za sprawą filmu, a serialu. Warto przy tym oczywiście dodać, że nie jest to pierwsza produkcja w odcinkach w ramach tego cyklu, ale dotychczasowe seriale od telewizji ABC i serwisu Netflix żyły w oderwaniu do filmów. Wraz z „WandaVision” ma się to zmienić, bo nowość programową w ofercie Disney+ robią je ci sami ludzie, co filmy, a nie zupełnie osobna komórka w korporacyjnej machinie.

WandaVision” cofa nas w czasie do lat 50. ubiegłego wieku.

Serial na starcie nie wyjaśnia jednak, jak to się stało, że tytułowe postaci znalazły się w takiej surrealistycznej rzeczywistości — na to przyjdzie czas. Skąd się tutaj bohaterowie wzięli, nie wiemy zresztą zarówno my, jak i nie wiedzą tego główni zainteresowani. Ot, zmaterializowali się nagle w tym świecie i poszukują odpowiedzi na tak prozaiczne pytania, jak to, skąd pochodzą i kiedy… brali ślub.

wandavision recenzja serial marvel disney 1 class="wp-image-484615"

Sam motyw ślubu tej dwójki jest już zresztą sporym zaskoczeniem, bo gdy ostatnio o tej parze słyszeliśmy, Wanda opłakiwała śmierć Visiona z ręki Thanosa — był on, obok Czarnej Wdowy, jedną z tych osób, których śmierci nie dało się po pokonaniu Szalonego Tytana w żaden sposób odkręcić. Teraz jednak spotykamy tych bohaterów, gdy sprowadzają się do nowego domu w przeszłości.

Serial nakręcono w proporcjach 4:3 i wyprano go niemalże całkowicie z kolorów, by przypominał do złudzenia sitcomy z poprzedniej epoki.

Mamy tu i śmiech z puszki, i przerysowanych do granic możliwości bohaterów drugoplanowych — sąsiadkę będącą typową kurą domową narzekającą na męża, nieśmiałego współpracownika oraz wybuchowego szefa z nieco wycofaną żoną. Każdy z nich wpisuje się w klisze i stereotyp, ale też niemalże każda scena ma tu drugie dno, gdyż bohaterowie są świadomi swojej wyjątkowości.

Wanda doskonale wie, że umie czarować, a Vision ma świadomość, iż jest androidem, który tylko udaje człowieka. Jest to na każdym kroku przyczynkiem do prościutkich gier słownych, które padają podczas jego dialogów z innymi postaciami. Główni bohaterowie starają się przy tym uchodzić za normalnych ludzi i wchodzą w typowe interakcje społeczne, w których nie potrafią się odnaleźć.

Razem z nimi odwiedzamy lokalny występ talentów, okoliczną bibliotekę i zapraszamy przełożonego z żoną na kolację.

Podczas większości scen ani na krok nie opuszcza nas poczucie zażenowania, gdy Wanda i Vision, gdy tylko wychodzą z domu lub przyjmują w nim kogoś obcego, potykają się o przysłowiowe nogi. To wszystko podszyte jest zaś wrażeniem, że coś jest tutaj mocno nie tak. Czy to alternatywna rzeczywistość? A może inna linia czasowa? Albo iluzja? Wizja?

wandavision recenzja serial marvel disney 1 class="wp-image-484612"

Od samego początku czuć, że ta rzeczywistość, którą obserwujemy, może zaraz się rozsypać niczym domek z kart, a momentami widać w niej wyrwy, ale zupełnie nie wiemy, co to oznacza, a jedynie materiały zza kulis dają nam na to pewien pogląd. Nie mogę się jednak doczekać, aż odpowiedzi na te pytania poznamy nie z lektury przecieków na Twitterze, a podczas seansu.

Czy będą one satysfakcjonujące, to oczywiście zupełnie osobna kwestia.

Ciągle nie wiemy, w jaki sposób „WandaVision” wpisze się narracyjnie w pozostałe dzieła w ramach Marvel Cinematic Universe i w jaki sposób zostanie wyjaśniona obecność martwego Visiona. Serial może być równie dobrze prequelem ostatnich dwóch odsłon serii „Avengers”, jak i prezentować wizję Wandy, która Visiona sobie jedynie wyobraża. Możliwości jest tu naprawdę wiele.

Wiem przy tym jedno — jeśli włodarze Disneya mieli na tyle dużo cojones, by na pierwszy z nowej generacji seriali Marvela wybrać czarno-biały sitcom, to musieli mieć ku temu naprawdę dobry powód. Liczę na to, że kolejne odcinki utrzymają dotychczasowy poziom, a ciekawość widzów zaintrygowanych tym, co zobaczyli, zostanie odpowiednio nagrodzona.

Jedyny szkopuł jest taki, że „WandaVision” nadal nie obejrzymy oficjalnie w Polsce, a internauci, aby oglądać nowy serial Marvela, podobnie jak to miało miejsce w przypadku „Mandalorianina” i „Wojen klonów”, muszą korzystać z usług typu VPN. Mam ogromną nadzieję, że to się prędko zmieni, bo fani Marvela, którzy czekają, aż będą mogli skorzystać z usługi oficjalnie, sporo teraz tracą.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA