"Wybieraj albo umieraj" to nowy horror Netflix Original. Film znalazł się wśród najpopularniejszych tytułów serwisu i jest dowodem na to, że widzowie wciąż łapią się na sentyment do lat 80. Z Netfliksa korzystają zaś jak z "nowej telewizji" i jak leci oglądają to, co ląduje na platformie. Recenzujemy "Wybieraj albo umieraj".
OCENA
"Wybieraj albo umieraj" garściami czerpie z lat 80. Fabuła filmu skupia się na grze komputerowej, która potrafi zamienić życie w koszmar. Motyw gier i zabaw w horrorach jest chętnie eksploatowany przez twórców od lat z różnym skutkiem. Nie tak dawno dostaliśmy kontrowersyjny "Escape Room" (wyszły już 2 części), którego premiera musiała zostać przesunięta z uwagi na tragiczny finał zabawy w polskim pokoju ucieczki.
W ostatnich latach pojawiły się też "Ouija: Narodziny zła", "Zabawa w pochowanego", "Circle" czy "Prawda czy wyzwanie". Netflix bawi się zresztą podobnymi motywami również w produkcjach należących do innego gatunku. Swego czasu duże wrażenie na widzach zrobił choćby interaktywny film "Czarne lustro: Bandersnatch".
Wybieraj albo umieraj - recenzja horroru Netfliksa:
W pierwszych minutach filmu "Wybieraj albo umieraj" poznajemy morderczą grę. Widzimy dorosłego mężczyznę, który w swojej nerdowskiej przystani odpala "Cursed" na starej konsoli. Początkowo zabawa wydaje się niewinna i prosta - ot, trzeba zdecydować, czy wybrać opcję A, czy B. Zaczyna być dziwnie, kiedy orientujemy się, że gra kieruje rzeczywistością bohatera. Wkrótce potem robi się wręcz niepokojąco. Bo "Cursed" stawia przed mężczyzną decyzję z rodzaju tych nie do podjęcia, której efekt może mieć, cóż... śmiertelne skutki.
Jesteśmy trzy miesiące później. Isaac (Asa Butterfield) i Kayla (Iola Evans) to para przyjaciół. On się w niej podkochuje, ona udaje, że tego nie widzi. Każde z nich dojrzewało w trudnych warunkach, oboje są też zajarani technologiami i gadżetami z poprzedniej epoki. Kayla zabiera od Isaaca grę. Jeszcze nie wie, czego może się spodziewać. Przerażenie przychodzi niedługo później, kiedy dziewczyna uruchamia "Cursed" i na jej oczach dzieją się makabryczne rzeczy, będące skutkiem... jej wyborów. Wraz z Isaakiem starają się oszukać system i przechytrzyć kod w grze, niestety wydaje się, że "Cursed" jest chyba dziełem samego szatana mającego nieboskie moce.
Horror Wybieraj albo umieraj - czy warto obejrzeć?
Mówiąc najprościej i najdosadniej: NIE. "Wybieraj albo umieraj" rozczarowuje i żenuje na każdym poziomie. Wielość wad tego horroru jest przytłaczająca, ale podejmę się tego wyzwania i je wszystkie wyszczególnię. Na wstępie dodam tylko, że to rzeczywiście mógł być dobry film. Lata 80. i 90. są wciąż w modzie, co widać choćby po popularności takich tytułów jak "Stranger Things", "Derry Girls" czy "Rojst '97". Mordercza gra, która zabija, to nie jest może najbardziej wyszukany koncept, ale na fali boomu "Squid Game" jawi się mimo wszystko jako coś ekscytującego.
Niestety, "Wybieraj albo umieraj" nie oferuje nic widzowi: ani ciekawych bohaterów, których moglibyśmy polubić i się z nimi utożsamić, ani dobrej gry aktorskiej (Butterfield nie dostał wystarczająco przestrzeni, a Evans zdecydowanie minęła się z powołaniem), ani wciągającej, przerażającej historii. Kolejne wydarzenia następują po sobie, bo tak wynika ze scenariusza, ale próżno szukać w nich jakiegoś ciągu przyczynowo-skutkowego.
Pełno tu dziur logicznych, a na wszystko wytłumaczeniem jest tajemnicza gra. Po prostu gram w grę, no o co ci chodzi, nie czepiaj się. Nie będę kłamać, że miałam jakieś oczekiwania w stosunku do tego filmu, bo spodziewałam się kina klasy B czy C - co też rozczarowuje w kontekście kariery Butterfielda, znanego przecież ze świetnej roli w "Sex Education". Liczyłam jednak, że przynajmniej będzie to horror z gatunku "tak złe, że aż dobre". Nic z tego.
"Pieprzyć lata 80.!" - krzyczy pod koniec "Wybieraj albo umieraj" główna bohaterka w starciu z final bossem.
I trudno jej nie wtórować, kiedy inspiracje retro klimatem mają prowadzić do takich efektów. Pieprzyć, po stokroć. Koniec horroru to koszmar sam w sobie. Przez chwilę miałam wrażenie, że przenieśliśmy się do "Ludzkiej stonogi" i ktoś głosem doktora Heitera zaraz zaproponuje mi szklankę wody - tak tragiczna jest gra aktorska i budowanie napięcia w tym filmie. Nadzieje, że chwile grozy są już za mną, były zresztą przedwczesne - finał "Wybieraj albo umieraj" dość jasno sugeruje, że należy spodziewać się kontynuacji. I teraz sama nie wiem, czy wolałabym móc o tym zdecydować, czy nie.
* Zdjęcie: © CURSR FILMS LIMITED 2022