REKLAMA

Remigiusz Mróz i jego fani kręcą nosami na "Behawiorystę". Czym Robert Więckiewicz tak im podpadł?

Serial "Behawiorysta" od kilku tygodni święci triumfy na Player.pl, ale nie wszyscy widzowie są zadowoleni z kierunku obranego przez twórców. Szczególnie mocno obrywa Robert Więckiewicz, który zdaniem części czytelników oryginalnej książki nie nadaje się na Gerarda Edlinga. Na taki portret swojego bohatera nosem kręci też sam Remigiusz Mróz. O co jednak dokładnie chodzi?

behawiorysta robert więckiewicz gerard edling krytyka remigiusz mróz
REKLAMA

Pierwsze recenzje serialu "Behawiorysta" są w dużej mierze pozytywne. Krytycy chwalą niezłe tempo produkcji, obsadę aktorską i porządną, jak na polski warunki, stronę realizacyjną. Nie od dzisiaj wiadomo natomiast, że najbardziej zaangażowani fani mają swoje własne kategorie, według których oceniają daną adaptację. A akurat "Behawiorysta" spotkał się ze znacznie chłodniejszym przyjęciem czytelników Mroza. Wystarczy zerknąć do mediów społecznościowych, by ujrzeć mnóstwo dowodów na mieszane uczucia fanów serii o Gerardzie Edlingu względem nowej wersji.

W tym konkretnym przypadku emocje oryginalnych odbiorców są zresztą tożsame z odczuciami samego autora. Remigiusz Mróz w udzielonym Rozrywka.Blog wywiadzie nie ukrywał, że Robert Więckiewicz w roli tytułowego Behawiorysty nie bardzo trafił w jego gust. Najpopularniejszy polski pisarz dostrzegł w tej kreacji za dużo inwencji własnej scenarzystów a za mało odwagi w pokazywaniu antypatycznego bohatera.

REKLAMA

Z autorskiego punktu widzenia trochę frapujące są zaś zmiany w konstrukcji głównego bohatera. Książkowego Gerarda Edlinga polubiło kilkaset tysięcy czytelników, mimo że jest trochę nieprzystępny, oschły i od czasu do czasu się wywyższa. Niełatwo przedstawiać odbiorcom taką postać, bo istnieje ryzyko, że nie wzbudzi sympatii i stanie się odpychająca. W przypadku Chyłki oddano ją jednak dość wiernie i jaki był efekt, wszyscy widzieliśmy. W przypadku Edlinga być może zabrakło nieco odwagi

- zaznacza autor "Behawiorysty".

Remigiusz Mróz i jego fani mają rację, że Robert Więckiewicz jest na ekranie niczym "daleki kuzyn Gerarda".

Nie są to żadne fanaberie czytelników czy nabrzmiałe ambicje pisarza, którym nie sposób w żaden sposób dogodzić. Obie wersje skompromitowanego prokuratora różni mnóstwo większych i mniejszych szczegółów. Twórcy serialu wprowadzili zresztą te zmiany nieprzypadkowo. Widać wyraźnie, że zostały wybrane w pełni świadomie w celu osiągnięcia konkretnego celu. Zanim jednak o nim, to warto najpierw bardziej szczegółowo opisać, czym jeden Behawiorysta różni się od drugiego.

Książkowy Gerard Edling to 45-letni mężczyzna o wielkiej inteligencji i doskonałej znajomości kinezyki. Przez lata sprawnie dowodził miejscową prokuraturą, ale nie zyskał olbrzymiej popularności i to jeszcze przed wybuchem afery, która zakończyła jego karierę. Głównie ze względu na dosyć wyniosły i trudny charakter. Edling u Mroza to ekscentryk i człowiek wielu zasad. Ubiera się zawsze tak samo, każdy telefon odbiera standardową formułką: "Dzień dobry, Gerard Edling", właściwie wszystko w jego życiu jest skonstruowane w podobny sposób. Jednocześnie kryje się w mrok i (zdaniem wielu niezdrową) fascynację zbrodniarzami, których pomagał złapać, a potem oskarżyć.

Bohatera w wykonaniu Roberta Więckiewicza łączy z nim bardzo powierzchowne podobieństwo: długi beżowy płaszcz, jasny zarost, wysoka inteligencja. Oprócz tego jest jednak dosyć zwyczajny. Klnie jak każdy, ma w zasadzie identyczne problemy co zwykli ludzie i nie jest wolny od ich popędów. Nawet alkohol pije dosyć standardowy (a nie jak w książce wyłącznie polskie wina). Nie brak mu też empatii i poczucia humoru, nawet jeśli nie zawsze jest w stanie je okazać. Ta emocjonalność serialowego Edlinga od razu uderzyła widzów, bo jeżeli bohater zarysowany w powieści jako niezwykły elegant, purysta językowy i mężczyzna unikający nabuzowanych konfrontacji w swojej pierwszej scenie rzuca wulgaryzmami, to trudno tutaj mówić o szczególnej dbałości o zgodność z oryginałem. Pytanie, czy było to tak konieczne?

Ekscentryczny prokurator lepiej wygląda na kartach książki niż w serialu. Tam musi być znacznie bliższy człowiekowi.

Nie ma wątpliwości, że większość zmian ma na celu uczłowieczenie Edlinga i zbliżenie go do widza. Ekran ma to do siebie, że lubi ekstrema. Główny bohater musi być albo totalnym dziwadłem, albo kimś nam znajomym. Tutaj nie ma miejsca na mniej lub bardziej subtelne odautorskie wtrącenia dotyczące dziwactw byłego prokuratora, których w "Behawioryście" Remigiusza Mroza nie brakuje. Dlatego choć można zrozumieć irytację czytelników, to akurat zmiany w charakterze Gerarda Edlinga nie są przypadkowe czy bezcelowe.

Nie ma sensu sprzeczać się ze stwierdzeniem, że serial Player.pl jest dosyć luźną adaptacją książki opolanina. Co w sumie jest drugim problemem, jaki mam z krytyką serialowego Edlinga. Remigiusz Mróz swój stosunek do kreacji Roberta Więckiewicza ustawia w kontrze do reakcji na pozostałych aktorów. Im nie szczędzi pochwał, również w reakcjach na komentarze swoich czytelników na Facebooku. Rzecz w tym, że w przypadku reszty istotnych bohaterów również możemy się dopatrzyć licznych zmian.

Książkowy Kompozytor mówi zupełnie inaczej niż ten w serialu, przyjmuje też skrajnie odmienną postawę wobec przesłuchującej go policji (zamiast całkowitego braku emocji i żelaznej dyscypliny mamy tak do czynienia z kpiącym ignorowaniem). Tutaj również da się zauważyć świadomy wybór twórców, o czym na spotkaniu prasowym pod "Behawiorystę" wspominał mi grający Horsta Zeigera Krystian Pesta. Zresztą zmiany w charakterystyce bohaterów to tylko jedna strona medalu.

Na drugą składają się fabularne innowacje, których w serialu również nie brakuje.

REKLAMA

Dlaczego je tak łatwo było wszystkim zaakceptować, ale akurat inny Gerard Edling w negatywny sposób wybija się z tłumu? Być może kluczowe znaczenie ma większe przywiązanie Remigiusza Mroza i fanów serii do akurat tego bohatera. W końcu tak to już w kryminałach jest, że na barkach detektywa (tudzież prokuratora) badającego sprawę spoczywa ogromne brzemię.

To od jego popularności najbardziej zależy powodzenie książki. Ta zależność nie zmieniła się od czasu Sherlocka Holmesa i Herkulesa Poirota. Nie wszystkie zmiany wprowadzane w adaptacji są zawsze nastawione przeciwko odbiorcom. Czasem warto nieco zagłębić się w stojące za nimi motywacje. Oczywiście bywają też takie przypadki jak Vesemir w 2. sezonie "Wiedźmina", ale to już opowieść na inny czas.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA