REKLAMA

Trafiłem na ten serial przypadkiem, odpaliłem go od niechcenia. I rodzina straciła mnie na 4 godziny

Jest sobie pewien krótki i niepozorny australijski miniserial, któremu w ostatnim czasie nareszcie udało się zakraść na listę najpopularniejszych produkcji odcinkowych w serwisie Amazon Prime Video. Odpaliłem go trochę w ciemno, poszukując czegoś lżejszego, o krótkich odcinkach - w sam raz do obiadu, którego konsumpcję lubię łączyć z konsumpcją niezbyt wymagających treści. "Colin od rachunków" okazał się ogromnym zaskoczeniem i fantastycznym seansem.

colin od rachunków from accounts serial opinie amazon prime video
REKLAMA

Telewizor wyłączyłem cztery godziny później, bo dokładnie tyle zajęło mi zbinge'owanie komediowej miniserii - a bawiłem się przednio. "Colin od rachunków" zaczyna się jak, cóż, dość typowa romantyczna komedia: drogi Gordona i Ashley krzyżują się, gdy za ich sprawą pewien uroczy, bezdomny psiak zostaje ciężko ranny. Bohaterowie, po wielu dyskusjach, wreszcie decydują się wziąć (kosztowną!) odpowiedzialność za zwierzę, które nazywają "Colin". Para skomplikowanych, niespecjalnie radujących się z życia nieznajomych, w końcu znajduje wspólny język - mimo różnicy wieku i charakterów.

REKLAMA

Colin od rachunków dostępny w Amazon Prime Video. Dlaczego warto obejrzeć ten serial?

Colin from accounts

"Colin od rachunków" to serial napisany i wyprodukowany przez Patricka Brammalla i Harriet Dyer, którzy w rzeczywistości są małżeństwem, a w produkcji wcielają się również w parę głównych bohaterów. Jakkolwiek rzeczywisty związek twórców wcale nie musi być zaletą w kontekście współpracy, w tym wypadku zdaje się wychodzić tytułowi na dobre: chemia, naturalność, wiarygodność i pewność siebie we wspólnych scenach to jeden z kluczowych fundamentów "Colina". Choć nie najważniejszy.

Serial szczyci się bowiem naprawdę świetnym scenopisarstwem - twórcy umiejętnie żonglują zarówno dramatem, jak i kloacznymi dowcipami; nawet „fart joke” okazuje się tu świetnie wpleciony w scenę, nieżenujący i zabawny. Co ważne, choć scenarzyści nie szczędzą swoim bohaterom absurdalnych sytuacji, Ashley i Gordona napisali dość powściągliwie - w dobrym tego słowa znaczeniu. Dlatego też nasza bohaterka to roztargniona, ale dość zwyczajna 29-latka - żaden „hot mess” czy inny współcześnie popularny szablon. Jasne, jest rozczarowana, bo koszty życia rosną, a warunki okazują się niesatysfakcjonujące - ot, bolączka pokoleniowa - ale poza tym radzi sobie całkiem nieźle, nawet mimo tego, że nie potrafi pogodzić się z rozstaniem z kolegą z pracy. Czasem zrobi coś niemądrego, ale poza tym jest błyskotliwą, zaradną dziewczyną, której wpadki wynikają z frustracji, a nie psychicznej niestabilności. Również postacie drugoplanowe trzymają poziom - zabawne, pełnowymiarowe, szczere, sportretowane w sposób nienachalny, a zapadający w pamięć.

Czytaj także:

REKLAMA

„Colin od rachunków” cechuje się też tym, że z każdym odcinkiem staje się coraz lepszy i głębszy. Czysta komedia z pierwszych epizodów z czasem przeradza się w coś wielowarstwowego dramatycznie i satysfakcjonującego - potrafi zagrać na emocjach, zaskoczyć dialogiem czy całym wątkiem. I tak na przykład toksyczna dynamika między Ashley i jej matką na wstępie zdaje się być jedynie fundamentem pod kolejne dowcipy, ale ostatecznie ewoluuje w poruszający portret trudnego związku krewnych. Jednocześnie twórcy ani na moment nie tracą nad swoim dziełem kontroli, nie pozwalają sobie na rujnującą poczucie obcowania z czymś przemyślanym i inteligentnym przesadę - czy to w sferze bardziej obleśnych dowcipów, czy sentymentalizmu, który ani na moment nie zwraca się w kierunku banału.

Komediowy dystans szybko znika, a widz zanurza się w życiu tych bohaterów, angażując się w ich historie, emocjonując i z rosnącym zapałem odpalając kolejne epizody. Rzadko kiedy bezpretensjonalna komedia pomyłek przekształca się w złożony dramat, który nie oferuje sztampowych i przewidywalnych rozwiązań. To wyjątkowy tytuł - warto go sprawdzić. 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA