Nowy serial na Disney+ to pięć gatunków naraz, ale kogo to obchodzi, gdy liczy się tylko Diego Luna
„La Máquina: Bokser”, nowy miniserial dostępny w Disney+, to dramat sportowy skupiony na fikcyjnym pięściarzu, który będzie musiał stanąć do najcięższej walki w karierze - i nie mam tu na myśli zwykłego starcia na ringu. Ogląda się to naprawdę nieźle.
Diego Luna i Gael Garcia Bernal - wieloletni współpracownicy, przyjaciele z dzieciństwa - ponownie połączyli siły na ekranie, by zachwycać widzów uzupełniającym się, pełnym fantastycznej chemii występem. To właśnie oni odpowiadają za koncept fabularny i to oni stoją w centrum pierwszego hiszpańskojęzycznego serialu od Hulu, który od niedawna można oglądać w Disney+.
Limitowana seria opowiadająca o powrocie starzejącego się boksera z kryminalnym wątkiem w tle potrafi sprawić frajdę i przytłoczyć zarazem - nie brakuje jej słabych punktów, ale jak już wciąga, to bez reszty.
Disney+: co obejrzeć w weekend? La Máquina: Bokser to świetna serialowa propozycja
Bohater „La Maquina” zalicza poważny upadek na ringu, a wówczas jego przyjaciel i menadżer bierze sprawy w swoje ręce. Rzecz w tym, że proponowane przez niego rozwiązania, które mają na celu przedłużenie kariery boksera, pociągną za sobą sporo - pisząc delikatnie - komplikacji.
I tyle wam wystarczy. „Bokser” nie stroni od radosnego kiczu, mnogości wątków i bohaterów oraz ogromu dotyczących ich informacji - mimo tego jakimś cudem nie rozłazi się w szwach. Przyznaję, że wiele komponentów dodatkowych - w tym postaci dalszego planu czy nawet stylistycznych wyborów - może frustrować tonem i, jak wspominałem, przytłaczać nadmiarem. A jednak przy tym wszystkim serial nie zniechęca, nie uprzykrza seansu, nie narusza serca produkcji. Pięknego rdzenia, które stanowi fantastyczna i pełna serca opowieść o rozbitej przyjaźni między ludźmi, którzy nie mogą uwolnić się od swoich demonów... i własnej próżności.
Serial miesza wątki komediowe z mroczniejszą atmosferą, snując historię dziedzictwa, nieszczerości i ambicji. Potrafi namieszać w głowie, odrobinę utrudniając odbiór pewnych sekwencji (chodzi mi między innymi o często niejasną perspektywę bohatera, której istotę potrafi utrudnić uciążliwa momentami narracja), ale to nic, skoro jednocześnie pochłania naszą uwagę relacją między głównymi bohaterami i intrygującymi wewnętrznymi mechanizmami świata boksu.
Wprowadzenie wątku kryminalnego - przestępczej organizacji - służy historii, bo wywiera istotny wpływ na bohaterów, uatrakcyjniając konflikt i charakterologiczną drogę, którą podążają. Z czasem historia sportowa staje się zresztą drugorzędna względem intrygi, ale moim zdaniem wychodzi jej to na dobre.
„La Maquina” to serial, który nieraz się potyka, ale ostatecznie stanowi atrakcyjny konglomerat gatunków i tonów, będąc w gruncie rzeczy naraz opowieścią sportową, thrillerem spiskowym, rodzinnym dramatem, kilkoma odmianami historii miłosnej i kryminalną intrygą. Ktoś tu zechciał złapać za ogon trochę zbyt wiele srok, ale na szczęście twórcom udało się zachować względną, elegancką prostotę treści, podpieraną ciepłym sentymentem i satyrą. To działa, bawi, zapewnia rozrywkę i zatrzymuje widza przed ekranem. Tym bardziej, im częściej pokazuje Lunę i Bernala w duecie. A i sam Luna by wystarczył.
Tu też piszemy o filmach i serialach:
- Netflix: co obejrzeć w weekend? Wśród 5 nowości jest popularny horror
- "Tomb Raider: Legenda Lary Croft" od Netfliksa to najlepsza adaptacja gier o poszukiwaczce przygód
- Fantastyczny serial Netfliksa łączy ze sobą: średniowieczną Polskę, anime i Kopernika. Polecam
- Najlepszy serial fantasy ostatnich lat wrócił z nowym sezonem. I dalej jest najlepszy
- "Challengers" zakończenie. O co chodzi w finale filmu z Zendayą?