Doda przyszła do Hejt Parku. Tylko po cholerę tam jej ten Stanowski?
Doda przyszła do Hejt Parku i spotkała się z Krzysztofem Stanowskim. Szkoda, że ubrała się na czarno, bo mogłabym napisać, że weszła cała na biało, a reszta... no, sami wiecie. Rabczewska dwie godziny "boksowała się" ze Stanowskim, tylko że co to za walka, kiedy jeden jest w wadze piórkowej, a druga ma 156 IQ, którym przygniata tak, że sędzia nie zdąży powiedzieć "nokaut", a ten pierwszy już leży na ringu. Ja jestem tym sędzią i choć nie będę wieścić, że formuła Hejt Parku się wyczerpała, to zapytam: na cholerę tej Dodzie w studiu Stanowski?
Doda była już wszystkim. Laską z "Baru", dżagą, a nawet Illuminati. Była też zdradzaną i oszukaną żoną, porzuconą narzeczoną, media obgryzały jej kosteczki, wysysając szpik kostny przez lata, o czym zresztą powiedziała w Hejt Parku nie bez nerwów. Ale do swojej gabloty "Nasze sukcesy" może też włożyć nowy puchar z napisem "1. miejsce za pokonanie Stanowskiego, kiedy nawet nie wiedziałaś, że bierzesz udział w zawodach". O co chodzi? Już tłumaczę.
Krzysztof "na chłopski rozum" Stanowski zaprosił Dodę, bo prawda jest taka, że Doda zawsze jest na czasie. Od "Baru", kiedy poznała ją cała Polska, minęły wieki, a Rabczewska nie schodzi ze stron plotkarskich portali, bo "wypina się przy jajecznej choince" albo "w kusej bluzce poszła do restauracji" (tak, nie przecierajcie oczu, to fragmenty nagłówków). Ludzie, z takim ciałem też bym wszędzie chodziła w kusych bluzkach. Czy wydaje płytę, czy nie - i tu muszę przyznać Stanowskiemu rację, bo jeśli zrobi tę sondę o Dodzie, to ja mu powiem, że nie wiem, co ona śpiewa - jest w topce polskich gwiazd, o których się pisze. Tylko że Doda przyszła porozmawiać i dać się poznać, o czym w wywiadzie mówi wprost, nie wiedząc chyba, albo mając to gdzieś, co do niej bardziej pasuje i chwała jej za to, że teraz na 3, 2, 1 ma się ze Stanowskim naparzać. Ale nie ma takiego bicia, nawet jeśli to Hejt Park, dziękuję, dobranoc.
Doda w Hejt Parku u Krzysztofa Stanowskiego
Stanowski dwoił się i troił, żeby ją jakoś sprowokować, uciekając się do tanich chwytów. Już, już biegł na bramkę, że nie bez przyjemności pozwolę sobie na tę piłkarską metaforę, już miał być gol. A tu sędzia, bach, odgwizduje spalonego. Uczepił się na przykład inteligencji Dody, z której nieco próbował szydzić, kontrastując jej intelekt ze złymi wyborami życiowymi, jeśli chodzi o partnerów. Serio? Rabczewska na spokojnie tłumaczyła - parafrazując - że fakt, iż ktoś tkwi przez jakiś czas w nieudanym i toksycznym związku, automatycznie nie oznacza, że jest od razu, wybaczcie, idiotą, ale i tak ciągnął ten głodny kawałek w nieskończoność. Słuchając tego, czułam się, jak wtedy, kiedy ma już się skończyć pranie, bęben wiruje jak szalony, na wyświetlaczu czarno na białym widnieje "00:01:00", a te 60 sekund trwa wieczność. To nigdy nie jest minuta, słowo daję.
Stanowski podpytywał więc o partnerów, próbował zbić ją z pantałyku, komentując wizerunek.
Dwoił się i troił, żeby Hejt Park był Hejt Parkiem, żeby coś się działo, ale najbardziej szokujący w tym programie był telefon od widza, który spytał, jak Stanowski przy Dodzie potrafi utrzymać swojego "bydlaka śmierdziela w gaciach". Myślałam, że się przesłyszałam, że wtedy Doda krzyknęła: "Dlaczego śmierdziela?!" i wszystko wróciło do normy. Do normy? Czyli jak?
A no tak, że Doda świadomie bądź nie, trudno rozsądzić, po prostu była sobą na scenie. Czasem wchodziła w rolę diwy, co mnie śmieszy, bo doskonale jest obserwować kogoś, kto ma poczucie własnej wartości, jest bezpośredni i bywa bezkompromisowy, nie wstydzi się tego, ale świetnie się tym bawi, grając z rozmówcą i publiką. A czasem mówiła zupełnie poważnie o swojej kondycji psychicznej i bolączkach, oswajając tę Dodę z pierwszych stron gazet ze "zrobionymi cyckami". Wypadła lekko, zabawnie. Nie stając do rywalizacji, wygrała ten Hejt Park. Więcej, jest na tyle ekspresyjną postacią, że Stanowski znikł przy niej całkowicie, przygniotła go otwartością, prostotą, szczerością, ale i teatralnością póz. Widać było, że momentami jest skonsternowany, może i zawstydzony. I trochę na tej bramce (przepraszam, musiałam) zupełnie niepotrzebny. Nikt nie strzela goli, kolego. Już jest 10:0, po meczu.
Odcinek Hejt Parku z Dodą pokazuje tylko jedno, o czym mówi się już w sieci od dłuższego czasu, a na pewno od afery z Jasiem Kapelą i Mają Staśko, Stanowski najlepiej wypada wtedy, kiedy już na starcie ma po swojej stronie publiczność. Krótko mówiąc: kiedy mecz (to ta wygrana ze Szwecją, mówię wam) jest po prostu ustawiony. W najnowszym programie, poza nieudanymi zaczepkami, próbował też trochę uników, twierdząc, że on jest tylko "głosem ludu". Cóż, trybuna pewnie krzyknie: "Nic się nie stało!", ale to Polacy mają w małym palcu, o czym Stanowski wie przecież najlepiej.