REKLAMA

"Elvis" będzie jak "Rocketman" i "Bohemian Rhapsody"? Droga do sukcesu jest prosta

W nadchodzący weekend "Elvis" podbije polskie kina. Zachodni krytycy wystawiają obrazowi Baza Luhrmana dość wysokie noty. Co wcale nie oznacza, że przypadnie on do gustu również szerokiej publiczności i wielbicielom króla rock'n'rolla. Filmowe biografie muzyków rządzą się przecież swoimi prawami. Jakie reguły powinien spełnić "Elvis", by kupić serca widzów?

elvis presley film 2022 kino fani rock and roll
REKLAMA

"Elvis" to kolejna z wielu filmowych biografii znanych muzyków, którymi Hollywood karmi widownię w ostatnich latach. Przyczyna popularności tego typu produkcji nie jest niczym zagadkowym. Po pierwsze (i najważniejsze), przyciągają one przed ekran nie tylko miłośników kina, lecz także fanów popularnych artystów, dla których tego typu seans zawsze jest pozycją obowiązkową. Nacisk na sferę muzyczną ubarwia też aspekt rozrywkowy, a ujęcie niektórych fragmentów barwnych i ekscytujących życiorysów gwiazd (zwłaszcza tych kontrowersyjnych czy wręcz skandalicznych) w oczywisty sposób podbija atrakcyjność projektu.

O wartości biografii (również tych wygładzonych) nie wspominam - to pomniki kultury, lektura dla przyszłych pokoleń, świadectwo epoki, muzyki, gatunku, nurtu i w końcu samego artysty. Słowem: filmowe biografie muzyków to prawie pewny strzał w dziesiątkę od strony finansowej. Tym bardziej, że po sukcesie "Bohemian Rhapsody" o Freddym Mercurym i zespole Queen twórcom jest łatwiej uzyskać zgodę na korzystanie z obszernych katalogów muzyki wybranych artystów. Wcześniej sytuacje, gdy tej zgody nie udzielano, zdarzały się zaskakująco często.

REKLAMA

"Elvis" nie jest pierwszą muzyczną biografią, ale to nie gwarantuje jej sukcesu.

Wśród biopików jest naprawdę wiele filmów udanych i nagradzanych, co z jednej strony można uznać za wysoko postawioną poprzeczkę, z drugiej zaś przekłada się na spotęgowanie zainteresowania nadchodzącymi produkcjami. Jeśli do tego za sterami stanie lubiany reżyser, który weźmie pod lupę prawdziwą gwiazdę wielkiego formatu, można mieć pewność, że tytuł nie przejdzie bez echa. Nawet jeśli ostatecznie okaże się artystyczną wtopą.

Elvis - film premiera

Czym powinien cechować się porządny biopik, a czego powinien unikać? Odpowiedzi na to pytanie mogą wydawać się oczywiste, choć niekoniecznie takie są. Kino zna przecież przypadki filmowych biografii, do których krytycy podeszli raczej chłodno, a które przyciągnęły przed ekrany całe rzesze zachwyconych widzów. "Bohemian Rhapsody" Bryana Singera to typowa elegancka laurka - dziennikarze byli raczej rozczarowani, tymczasem szeroka publiczność doceniła obraz. Kontrast między ocenami na Metacriticu, Rotten Tomatoes czy Filmwebie jest zadziwiający, a box office mówi sam za siebie - 904 miliony dolarów przy budżecie wynoszącym około 52 mln. Idąc za tym przykładem, czego potrzebuje "Elvis", by zadowolić fanów króla rock and rolla?

"Elvis" - jaki powinien być? Cechy lubianych biografii muzyków:

Z pewnością ważna jest prawda - ale tylko do pewnego stopnia. Widzowie i fani nie chcą być okłamywani, ale nie podoba im się też wizja utraty sympatii do swoich idoli. Chętnie dowiedzą się czegoś o rozmaitych ekscesach, ale w nieco wygładzonej formie, by ich wyobrażenie o idolu nie zostało zanadto zachwiane. Umówmy się, od opowieści bezwzględnie wiernych prawdziwym wydarzeniom i surowych ocen są książki biograficzne oraz filmy dokumentalne.

Wielu twórców stara się o to zadbać, czego doskonałym przykładem jest właśnie wspomniane "Bohemian Rhapsody". Krytycy wytykali produkcji tonę nałożonego na prawdziwą historię pudru - to efekt konsultantów z Queen, którzy sprawowali kontrolę nad finalną wersją produktu. Sprzedając markę, wybrali te wydarzenia, które najlepiej pasowały do najbardziej uniwersalnej wersji rzeczywistości. Taką wersję chcieli pokazać światu. Nie ma w tym nic dziwnego - w przeszłości gwiazdy poprzez filmy (często biorąc w nich udział) kreowali swój wyidealizowany publiczny wizerunek. Robił to również bohater tego tekstu - Elvis Presley.

Elvis - biografia w kinach

No właśnie - widzowie muszą widzieć w odtwórcy głównej roli swojego idola. W tym szczególnym przypadku fanów rzadko kiedy obchodzą artystyczna swoboda i szalone interpretacje - tu liczy się charakteryzacja i aktorska metamorfoza; odtwarzanie gestów, tików, sposobu chodzenia. Te same maniery, podobny uśmiech, szczegóły wyglądu - włosy, cechy charakterystyczne, ubiór, styl w sensie ogólnym. Grasz pan Elvisa, panie Butler, więc masz pan wyglądać i zachowywać się jak Elvis. Masz się nim stać.

Równorzędnym z główną postacią bohaterem jest jego sztuka - tworzenie biopiku bez zgody na wykorzystanie palety najważniejszych utworów z jego portfolio mija się z celem. Taki był choćby problem filmu "Stardust" o Davidzie Bowie'em. Widownia musi słyszeć ukochane numery, którym powinna towarzyszyć odpowiednia aranżacja wizualna. Rozmach nie jest obowiązkowy, ale mile widziany - aspekty estetyczne potrafią robić robotę.

"Elvis" nie może też przynudzać - to musi być show.

Dla sporej części widowni kluczowe są wzniosłe emocje - chcą się przekonać, że ich ukochane utwory w pełni zasłużyły na status legendarnych. A artysta, którego cenią, był kimś wspaniałym - może odrobinę trudnym, niepozbawionym wad, ale ponadprzeciętnym, wielkim. Doskonale wyszło to w chyba najlepszej muzycznej biografii ostatnich lat, czyli filmowi "Rocketman". Oglądający tę produkcję widzowie mogli utwierdzić się w przekonaniu, że ich umiłowany krążek czy kawałek powstawał w wyjątkowych warunkach, inspirowany emocjonującymi wydarzeniami z życia gwiazdy.

REKLAMA
Elvis Presley

Powyższy przepis dotyczy przede wszystkim wielkich gwiazd międzypokoleniowych - a "Elvis" jest jedną z nich. Coś, na czym mniej zależy fanom, a odrobinę bardziej pozostałym widzom, to zbudowanie filmowej wersji legendy bez popadania w banał, przesadę i nadmierny kicz. Co zaś liczy się dla wszystkich, to zachowanie ducha - epoki i sztuki. Moim zdaniem we wspomnianym "Bohemian Rhapsody" tego ducha zabrakło, bo na ekranie widziałem więcej manekinów niż ludzi.

Na Rotten Tomatoes znajdziemy już wiele pochlebnych zagranicznych tekstów o "Elvisie". Recenzenci twierdzą, że Butler to objawienie, a cała reszta wspaniała baśń. Jak to u Baz Luhrmana bywa, skąpana w falach wizualnego przepychu. Obraz rzekomo spełnia w ten sposób kolejny istotny punkt, który przesądza o sympatii dla takich biografii - stanowi fenomenalny, spektakularny show. Na który wielu z nas zwyczajnie nie może się już doczekać.

Disney+ zadebiutował w Polsce. Tutaj kupisz go najtaniej.

Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA